Wszystkie podziały w chrześcijaństwie wzięły się z jakiegoś ciasnego spojrzenia, że ktoś lub jakaś grupa, nie umiał wyjść poza swój punkt widzenia i utożsamiał go z wolą Boga, zaś tym, który miał inne zdanie, zaczął gardzić, a nawet w imię jakichś wyższych celów, chciał go po prostu zniszczyć. I często podziały zaczynały się na poziomie zwykłych ludzi, a potem te nastroje kumulowały się i w ten sposób pierwszy krok ku rozłamowi stał się dokonany. I czy my nie obserwujemy śladów podobnego postępowania w nas samych dziś, w otaczającej nas rzeczywistości?
Wymieńmy tylko kilka cech które łatwo dostrzec w naszym życiu indywidualnie społecznym, a które właśnie są zalążkami rozłamów. Jedną z takich cech jest utożsamianie swojego własnego poglądu w różnych sprawach – codziennych, politycznych, religijnych (dziedzina nie jest ważne jest to, co dzieje się w nas samych) – z tym, co jest naprawdę. Czy to nie jest naiwna zarozumiałość, że to zawsze ja muszę mieć rację?
Jeżeli jeden mówi białe, a drugi mówi, to nieprawda, że białe, to tylko jeden z nich może mieć rację. I czy to zawsze jestem ja tym co ma rację? Jeżeli ktoś myśli inaczej niż ja, to jestem mu natychmiast skłonny przypisywać złą wolę. A tymczasem może być tak, że nawet jeżeli ten drugi się myli, to może mieć najlepsze intencje, może chcieć jak najlepiej. I to jest ogromna umiejętność, aby postawić się w sytuacji drugiego i spojrzeć na rzeczywistość jego oczami. Wcale nie muszę się z nim zgadzać, ale powinienem starać się go zrozumieć. To jest wielka i bardzo rzadka sztuka, rozumieć drugiego człowieka. Tego trzeba się uczyć.
I czy nie jest tak że często dominują we mnie emocje, które zaciemniają rozum? Gdy zaczynamy kierować się emocjami, to wówczas chcemy postawić na swoim, a nie dowiedzieć się jak jest naprawdę. I czy w tym wszystkim nie ma w nas – w każdym z nas – odrobiny fanatyzmu, który przejawia się w tym, że rzeczywistość widzimy w czarno-białym, ostro skontrastowanym obliczu? Tak naprawdę granica między tym, co jest białe i tym, co jest czarne, jest trochę rozmyta. Ten kontrast w rzeczywistości jest zastąpiony szerokim spektrum rozmaitych barw i odcieni. I właśnie na tym często polega piękno rzeczywistości.
Ewangelia opowiada, że Jezus w drodze do Jerozolimy przechodził przez jakieś samarytańskie miasteczko i chciał tam zanocować, ale nie przyjęto go i musiał iść dalej. Apostołowie bardzo się tym zdenerwowali i prosili Jezusa, żeby spuścił ogień i spalił to niegościnne miasto Wówczas Jezus im odpowiedział: „Nie wiecie czyjego ducha jesteście” (Łk9,54nn). Dzisiaj musimy często sobie przypominać, czyjego ducha jesteśmy. Te nakreślone przed chwilą złe cechy, po prostu sprzeciwiają się miłości bliźniego, a to jest wbrew duchowi Jezusowej Ewangelii. Jedność chrześcijaństwa, jedność ludzkości, zależy od jednostek, od ludzi, od nas. Rozmowy na szczytach między teologami czy politykami wydadzą owoce tylko wtedy, jeżeli będą miały oparcie w ludziach – w nas. Wielkie zło, ale i wielkie dobro, zawsze ma korzenie w indywidualnych ludzkich sercach – w nas samych.
– ks. Michał Heller, kazanie wygłoszone 24 stycznia 2016 r. w kościele św. Maksymiliana w Tarnowie.
(opublikowano:6 stycznia 2018 r.)