Dziedzictwo prawdy

·moje przemyślenia ·

christusvincit

Pewien niedawno nawrócony młodzieniec pyta starca:
– Abba, to teraz całkiem będę musiał wyrzec się świata?
– Nie bój się – odparł starzec. – Jeśli twoje życie będzie naprawdę chrześcijańskie, to świat natychmiast wyrzeknie się ciebie.

Samousprawiedliwienie

Kto trwa w błędzie, szybko zyska od podobnych sobie chwałę, gdyż stanowią dla siebie wzajemnie usprawiedliwienie. Zupełnie inny los czeka tego, kto bardziej niż usprawiedliwienia, towarzystwa czy poklasku, szuka prawdy, odnajdzie ją, szczerze pokocha i zapragnie posłusznie się jej poddać, konsekwentnie wcielając ją w życie. Ktoś taki staje się bowiem chodzącym wyrzutem sumienia, choć wcale nie z uwagi na to, że jego życie jest doskonałe i pozbawione błędów, a dlatego, że odrzucając ludzkie zasady służące samousprawiedliwieniu, używa prawdy do stawiania sobie wymagań i oskarżania samego siebie ze swych niewierności względem niej.

Prawda jak niemowlę

Prawda przypomina niemowlę, z którym dwie kobiety podające się za jego matki zgłosiły się do Salomona. Ten, postanowił przeciąć je równo na pół, aby każda dostała choć kawałek. Prawdziwa matka była jednak nietolerancyjna i nie chciała zgodzić się na kompromis – wolała zostać z niczym, niż narazić je na śmierć przez podzielenie. Prawdę cechuje jedność. Fałsz natomiast, cechuje się nie tylko tym, że sprzeciwia się prawdzie, ale także innym fałszom, z zasady wprowadzając podzielenie. Jednak skłócone wewnętrznie królestwo ostać się nie może (Mk3:24).

Sprawdzian integralności

Najprostszym sprawdzianem integralności jakiegoś twierdzenia jest odniesienie go do niego samego. Dla przykładu, sprzecznością jest uważać za prawdziwe, niezależnie od punktu widzenia, twierdzenie, że „wszystko zależy od punktu widzenia”. „Wszystko” obejmuje bowiem także i to twierdzenie, które w ten sposób samo siebie znosi. Sprzeczność taka nie występuje natomiast w twierdzeniu, że „istnieją prawdy niezależne od punktu widzenia” i utrzymywaniu, że twierdzenie to samo w sobie jest jedną z takich prawd. Mówimy tutaj oczywiście o samej poprawności formalnej twierdzenia, z pominięciem tego, czy opisuje ono poprawnie rzeczywistość. To jednak bardzo dziwne, że osoby powołujące się na rozum i racjonalność, tak często zdają się ignorować zasadę niesprzeczności, leżącą u fundamentów logicznego myślenia. W takim przypadku nie tylko trudno o dochodzenie prawdy, ale przede wszystkim o rozumną komunikację z drugim człowiekiem.

Grzeszność ludzkiej natury

Nie stanowi to wielkiego odkrycia, że mówiąc o sobie, wolimy dobierać takie słowa, by stawiały nas w pozytywnym świetle. Tymczasem wystarczy chwila refleksji nad samym sobą aby odkryć, że tak naprawdę jesteśmy pełni nieprawości. Kto z nas może z ręką na sercu powiedzieć, że nigdy nie skłamał, nie odniósł się ze złością i pogardą do drugiego człowieka, że nigdy nie zdarzyło mu się nie dotrzymać danego słowa, itd.? ” Biada mi! Jestem zgubiony! Wszak jestem mężem o nieczystych wargach i mieszkam pośród ludu o nieczystych wargach, a oczy moje oglądały Króla, Pana Zastępów!” (Iz6:5) – mówi prorok Izajasz. Przerażenie ogarnia człowieka, który staje w prawdzie o samym sobie, poznając własną nędzę. „Jestem dobrym człowiekiem” – tak może o sobie powiedzieć tylko człowiek zaślepiony, którzy żyje w kłamstwie. „Nikt nie jest dobry, tylko sam Bóg” (Mk10:18). „Jeśli mówimy, że nie mamy grzechu, to samych siebie oszukujemy i nie ma w nas prawdy” (1J1:8). Gdybyśmy przyjrzeli się dokładnie własnemu sumieniu, odkrylibyśmy, że sprawiedliwie zasługujemy na cierpienie, które spadło niesprawiedliwie na naszego Króla, Jezusa Chrystusa.

Bezsens

W młodości miałem sen, w którym ze wszystkich stron napierała na mnie armia rycerzy. Przepełniony lękiem, który odbierał mi siły, bezskutecznie opierałem się im bezradnie wymachując ciężkim mieczem. Sen ten utkwił mi w pamięci, ponieważ w życiu zdarzają się co jakiś czas sytuacje, w których porażka, a nawet śmierć, wydaje się być czymś nieuchronnym. Takie poczucie nieuchronności, a zatem braku możliwości działania, które mogłoby odmienić bieg wydarzeń, odbiera wszystkiemu sens. Zewnętrznie człowiek może się jeszcze miotać, ale jego świadomość nie przypisuje już ruchom żadnego znaczenia. Unicestwienie staje się dla świadomości faktem – zostaje tylko odroczone w czasie. Po przebudzeniu z takiego snu, człowiek zaczyna zastanawiać się, nad tym, co mogłoby go w takiej chwili uratować. Może np. włożyć wiele wysiłku w trening walki, ale przecież nawet najwaleczniejszy rycerz sam nie da rady całej armii. Śmierć jest nieunikniona. Pozostaje więc pytanie – skąd bierze się zwątpienie w jej sens? Czy śmierć to naprawdę kres wszelkich możliwości, wszelkiej nadziei, prowadzący nieuchronnie w otchłań rozpaczy?

Zmartwychwstanie

Życiu nadaje sens tylko to, co nadaje sens śmierci. I nie chodzi tutaj tylko o pogodzenie się z jej ryzykiem, ale o zgodę na nią. Gdyż życie ma sens tylko kiedy jest darem – ofiarą składaną na ołtarzu tego świata. Poczucie bezsensu towarzyszy jedynie tym, którzy pragną żyć tylko dla siebie. Nasze życie traci sens dokładnie w momencie, gdy samych siebie uznajemy za jego ostateczny cel, a zyskuje go, gdy dostrzegamy, że jego cel nas przekracza. „Kto będzie się starał zachować swoje życie, straci je; a kto je straci, zachowa je” (Łk17:33). Na śmierć musimy godzić się nieustannie i przemieniać swoje życie w mury jakiegoś królestwa – wie o tym dobrze matka, która wstaje w środku nocy, by nakarmić płaczące dziecko i żołnierz, który zostawia rodzinę, by bronić granic swojego kraju. Tylko w ten sposób ciało złożone w grobie staje się ziarnem pozwalającym na zachowanie istoty życia, której stanowiło wyraz. „Zasiewa się zniszczalne – powstaje zaś niezniszczalne; sieje się niechwalebne – powstaje chwalebne; sieje się słabe – powstaje mocne; zasiewa się ciało zmysłowe – powstaje ciało duchowe. Jeżeli jest ciało ziemskie powstanie też ciało niebieskie.” (1Kor15:42nn).

Dziedzictwo

Często miłość, która stanowi fundament i źródło ofiary z samego siebie, zostaje odrzucona, wyśmiana i zdeptana. Wtedy też marnotrawione jest dziedzictwo na niej zbudowane. Nie da się bowiem nikogo zmusić do miłości ani do odpowiedzialności za otrzymane dziedzictwo. Kto jednak je podejmuje, otwiera się na nieskończoność. Przez słowo przekazywane z pokolenia na pokolenie, odżywają bowiem zastępy tych, którzy je nieśli, do których można zwrócić się o radę i otrzymać pomoc. „Kościół katolicki, będąc tak dawny, ma do dyspozycji bogaty arsenał i skarbiec; może przebierać między stuleciami i wysyłać jednen wiek na odsiecz innemu. Może zawezwać stary świat, by przywrócił równowagę w nowym” (Chesterton). Czyż w ten sposób góra Tabor nie staje się dla nas dostępna? Oto stoi przed nami zastęp wiernych żołnierzy, którzy całkowicie przemienili swoje życie w nieśmiertelność królestwa, nie szukając własnej chwały, ale chwały tego, który ich posłał. Albowiem: „Kto mówi we własnym imieniu, ten szuka własnej chwały. Kto zaś szuka chwały tego, który go posłał, ten godzien jest wiary i nie ma w nim nieprawości” (J7:18).

Zaufanie

Skąd jednak możemy mieć pewność zwycięstwa? Skąd pewność, że Król nas nie zawiedzie? Dlaczego właśnie Jemu ufamy? Otóż warto zawierzyć temu, kto dobrze wie co robi. Ufamy naszemu Królowi i poddajemy się Jego władzy właśnie dlatego, że kocha swych poddanych do tego stopnia, że umywa im nogi, oddaje za nich swoje życie i nazywa ich swoimi przyjaciółmi. Wierzymy Mu, ponieważ jest z nami całkowicie szczery. Nie obiecuje nam raju na ziemi i nie pozostawia nam żadnych złudzeń – otwarcie mówi, że z powodu Jego imienia będziemy u wszystkich w nienawiści (Łk21:17). Oto nasz Król, który wszystko przewidział i wszystkich pojednał w sobie – w Nim spełnia się proroctwo Izajasza: „Wilk zamieszka wraz z barankiem, pantera z koźlęciem razem leżeć będą, cielę i lew paść się będą społem i mały chłopiec będzie je poganiał” (Iz11:6). W przeciwieństwie do ziemskich władców, sam jest przykładem postępowania jakiego wymaga od swych poddanych (J13:13nn). Oto nasz Król, który jest kamieniem upadku i skałą zgorszenia dla tych, dla których wolność jest usprawiedliwieniem zła (1P2:6nn,16). Oto nasz Król, który umarł i którego po trzech dniach Ojciec wskrzesił z martwych. Mieszkamy w Jego królestwie i choćby cały świat pogrążył się w chaosie, On jest pokojem zamieszkującym nasze serca (J14:27). Jesteśmy bowiem „wybranym plemieniem, królewskim kapłaństwem, narodem świętym, ludem Bogu na własność przeznaczonym” (1P2:9) i głosimy dzieła potęgi Tego, który wezwał nas z ciemności do swego przedziwnego światła. Jemu cześć i chwała, przez wszystkie wieki wieków. Amen.

Christus vincit!
Christus regnat!
Christus imperat!
Lux, Via, et Vita nostra!
Ipsi soli imperium, Laus et jubilatio
per infinita saecula saeculorum.
Amen.

Adam Mateusz Brożyński,  22 lipca 2014 r. 

(opublikowano:22 lipca 2014 r.)