Trudno kiedykolwiek bardziej zniekształcić Ewangelię, niż wtedy, kiedy czyni się z niej moralitet. Jeśli dobro i zło stanowią jeden z naczelnych tematów Ewangelii, nie wynika stąd bynajmniej, iż czynienie dobra i unikanie zła jest tu proponowane jako środek do szczęścia. Ewangelii obcy jest nie tylko moralitet tani, ta arogancka pewność posiadaczy całej prawdy na temat dobra i zła, które obłudę tak ostro wyszydzał Chrystus u faryzeuszów. Również pogłębiona refleksja moralna typu – „Nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni”, „Baczcie abyście dobra nie czynili po to, żeby was ludzie widzieli”, „Nie ten, który mówi Panie, Panie, ale który czyni wolę Ojca, wejdzie do Królestwa” – nie jest w Ewangelii moralitetem.
Ewangelia, nowina o odkupieniu i niepojętej godności człowieka, głosi absolutność dobra, a wszelkie próby użytkowego posługiwania się nim – nawet te subtelne i dokonywane rzekomo w imię takiego czy innego szczęścia – w jej świetle okazują się profanacją.
Moralitetowa koncepcja świata jest z pozoru dużo bardziej sympatyczna niż obraz świata czekającego na odkupienie. Cechuje ją prostoduszny i niezachwiany optymizm. Nie jest rzeczą trudną skierować ludzi ku dobru i uczynić ich szczęśliwymi. Wystarczy kulturalno-moralny instruktaż, zmiana warunków gospodarczo-społecznych, powszechne rozbrojenie i zjednoczenie ludzi w pracy dla wspólnego szczęścia. W moralitetowej wizji świata łatwo nawet wytłumaczyć, dlaczego szczęście, które jest tuż tuż, ciągle wymyka się nam z rąk, niby fatamorgana na pustyni. Po prostu ludzie są nierozsądni i nie nadmiernie przykładają się do budowy wspólnego mrowiska.
W sprzyjających okolicznościach ludzi można ewentualnie przywołać do porządku przymusem, jeśli nie da się ich inaczej przekonać, że przecież wspólna termitiera stanowi jedyną szansę osiągnięcia powszechnego szczęścia. Niestety, skłonność do egoizmu nie jest najgorszą ludzką wadą, tę jeszcze można by jakoś zneutralizować. Najgorszy jest ten brak jednej sztampy, to, że ludzie cenią sobie własną odrębność i nie lubią być zmuszani do szczęścia, że dla jednego szczęściem jest to, a dla drugiego całkiem coś innego.
Naiwność rozwiązań moralizatorskich nie zawsze jednak bywa tak jaskrawa, jak owo przysłowiowe już hasło nie wiadomo czy istniejących oświeceniowców XIX wieku: Zlikwidujmy analfabetyzm, a zbrodnie i nieszczęścia znikną z powierzchni ziemi. Naiwność można zamaskować, a optymizm jest przecież towarem poszukiwanym i wysoko cenionym. Toteż trudno się dziwić, że nawet Ewangelię próbowano interpretować jak swego rodzaju moralitet. Bo czyż Chrystus nie głosił powszechnej miłości? czy nie nakazywał czynić dobra i unikać zła? czy nie przekonywał, że żaden człowiek nie jest zepsuty do szczętu, że nawet złodziej i prostytutka nie tracili swej godności Bożego obrazu?
Tyle tylko, że dziwnie nieewangeliczne wnioski wynikały z niektórych interpretacji Ewangelii: jak gdyby miłość znaczyła tyle, co bezkonfliktowość, pokora tyle, co zrzeczenie się godności, a posłuszeństwo tyle, co rezygnacja z odpowiedzialności. Nieomylnym znakiem rozpoznawczym systemów moralistycznych, pośpiesznie pakujących ludzi do szczęśliwej termitiery, jest lęk przed wolną myślą. Czy w Kościele nigdy nie próbowano dyrygować ludzką myślą przy pomocy metod zgoła mechanicznych? (…)
Chrystus nie dlatego krytykuje ostro nasze postawy, aby zniechęcić do wysiłku i przekonywać, jak bardzo jest nam potrzebny. On odkrywa przed nami gorzką prawdę. Zaokrąglamy i lakierujemy swoje postawy moralne, jesteśmy duchowo zaślepieni, bo tak bardzo tęsknimy za spokojem, stabilizacją, szczęściem, iż gotowi jesteśmy zgodzić się nawet na termitierę, zapomnieć o naszej godności osób. Moralistyczny optymizm nie jest więc zwykłą nieprawdą, jest postawą niszczącą człowieka. (…)
Ludzkie termity panicznie lękają się cierpienia, wszystkiego, co w człowieku jest chropowate, rozdarte, niedokończone. Ale niekiedy za unikanie cierpienia trzeba płacić najwyższą cenę: jest nią rezygnacja z realnego życia, zgoda na stan snu lub narkotycznego oszołomienia. Cierpienie jest rzeczą nieuniknioną na drodze do przeznaczonej nam pełni.
J. Salij OP, „Królestwo Boże jest w was”, Poznań 1980, s. 41-44
(opublikowano:16 lipca 2013 r.)