Tradycja katolicka przyciąga młodych ludzi. Wszędzie tam, gdzie pojawia się tradycyjna Msza święta, (nawet sprawowana na podstawie motu proprio Summorum Pontificum), pojawiają się też młode osoby, szczególnie młodzieńcy. Usłyszałam kiedyś opinię, że NOM na płaszczyźnie psychologicznej jest zniewieściały, przegadany, nastawiony na budowanie relacji i emocji, a prawdziwa, tradycyjna Msza św. jest męska, nastawiona na oddawanie czci Panu Bogu, hierarchiczna, uporządkowana, nie pozostawiająca miejsca na ego duszpasterza i jego osobiste wymysły.
Rozmowy z młodymi mężczyznami pokazują, że Tradycja katolicka jest atrakcyjna dla płci męskiej z wielu powodów. Logika, spójność, jednoznaczność katolickiej, niesprotestantyzowanej teologii to jedno. Piękno liturgii – drugie. Pociągające jest jednak też nauczanie dotyczące katolickiej rodziny – z mężem jako głową rodziny.
Problem polega na tym, że część mężczyzn spostrzega hierarchiczność rodziny w wypaczony sposób. Wydaje im się, że właściwa hierarchia tworzy się automatycznie, bez specjalnych starań. Ot, uznajemy męża za głowę rodziny, żona ma być posłuszna, co mąż powie ma wagę decyzji ostatecznej, potępiamy feminizm. Mamy super tradycyjną, katolicką rodzinę. Niestety, to nie jest tak proste.
Wyobraźmy sobie sytuację, gdy kapitanem statku zostaje pan Janek, księgowy. Pan Janek, choć doskonale zna się na rachunkach, nie wie nic na temat budowy statku, zarządzania zespołem ludzi, wymagań bezpiecznej żeglugi, pogody na morzu. Mimo to uznaje, że będzie dobrym kapitanem, bo był na kilkudniowych wykładach opisujących uroki żeglugi morskiej, pokazujących piękne wyspy na oceanie. Nikt chyba nie wątpi, że (nawet posiadając wybitnie kompetentną załogę, która potajemnie będzie robiła swoje niezależnie od głupich poleceń kapitana) prędzej czy później doprowadzi do katastrofy.
Dlaczego zatem uznajemy, że wystarczy zostać tradycyjnym katolikiem, aby automatycznie nabyć kompetencji bycia głową rodziny? Kluczowe pytania brzmią: kim jesteś, jaką mądrość, jakie cnoty posiadasz, by być w stanie sprostać odpowiedzialności bycia głową rodziny?
Jeśli mężczyzna pamięta tylko o wersach 22–24 z Listu do Efezjan, a pomija 25–27, naturalna hierarchia zmienia się w tyranię. Przypomnijmy całość: „Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus – Głową Kościoła: On – Zbawca Ciała. Lecz jak Kościół poddany jest Chrystusowi, tak i żony mężom – we wszystkim. Mężowie miłujcie żony, bo i Chrystus umiłował Kościół i wydał za niego samego siebie, aby go uświęcić, oczyściwszy obmyciem wodą, któremu towarzyszy słowo, aby osobiście stawić przed sobą Kościół jako chwalebny, nie mający skazy czy zmarszczki, czy czegoś podobnego, lecz aby był święty i nieskalany”.
Mężczyzna musi być gotów oddać życie za żonę i dzieci, jak Chrystus był gotowy umrzeć za nas. To jeszcze większość mężczyzn akceptuje. Jeden, kończący życie heroiczny zryw jest w zasięgu ich wyobrażeń, pięknie gra w polskiej, sarmackiej duszy. Jednak nie chodzi tylko o oddanie życia w razie zagrożenia, lecz takie przewodzenie żonie na co dzień, by ta stawała się święta i nieskalana. I nie, nie chodzi tu o bycie przykrym, by żona dzięki cierpieniom zadawanym przez męża szybciej poszła do nieba.
Dzięki mężowi żona ma codziennie stawać się lepszą osobą. Jak to zrobisz? Jedyny sposób to praca nad sobą. Walka z wadami, rozwijanie zalet. Aby móc to zrobić trzeba najpierw stanąć w prawdzie o sobie. Jakie masz kompetencje, by zostać „kapitanem statku”?
Jaki model rodziny wyniosłeś z domu? Czy ojciec okazywał żonie miłość? W jaki sposób człowiek, którego obserwowałeś na co dzień przez co najmniej kilkanaście pierwszych lat swojego życia, radził sobie z obowiązkami głowy domu? To ważne pytanie, bo to zostawia na zawsze ślad mówiący o tym, jak funkcjonuje rodzina. Jeśli nie miałeś ojca lub był daleki od wzoru do naśladowania – co robisz, by nauczyć się tego zadania? Książki? Rekolekcje? Obserwacja dobrze funkcjonujących rodzin? Pytanie o radę innych mężczyzn? To ostatnie wydaje się wielu niemożliwe, bo nie leży w męskiej naturze. Jednak to nieprawda. Skoro umiesz poprosić kolegę o poradę dotyczącą swojego samochodu, spokojnie jesteś w stanie spytać o poradę dotyczącą funkcjonowania mężczyzny w rodzinie.
Spójrz na to, co sobą reprezentujesz. Czy masz w sobie przymioty i mądrość, której trzeba by zostać kapitanem?
Jakie jest pięć Twoich największych zalet? Zastanów się nad tym, bo to fundamenty, na których budujesz. Jednak warto znaleźć pięć osób, które ci o tym opowiedzą. Nie wystarczy, że sam ocenisz, że coś jest twoją zaletą. Możesz się mylić, dlatego porozmawiaj o tym z innymi. Kolejne pytanie to: jakie jest pięć Twoich największych wad? Zapytaj tych samych pięciu osób. Łatwiej jest znaleźć pochlebców niż szczerych przyjaciół. Pytając najpierw o zalety, potem o wady, możesz zweryfikować ich szczerość.
Bardzo ważne pytanie brzmi: czy używałeś swych zalet w niewłaściwy sposób? Jeśli na przykład twoją zaletą jest bycie przekonującym, budzącym zaufanie, być może użyłeś tej zalety do tego, by wymigać się od obowiązków, lub manipulować innymi?
Kolejne ważne pytania to:
Co już zrobiłeś dla walki ze swoimi wadami? Co jeszcze możesz zrobić? Wypisz pomysły na liście.
Jak reagujesz w sytuacji kryzysowej – ucieczką od problemu, agresją, atakiem, biernym podporządkowaniem rozwojowi wydarzeń? Co możesz zrobić by zacząć reagować bardziej konstruktywnie?
Czy twoja ocena nie jest zaburzona uzależnieniami? Osoba uzależniona ma problem w adekwatnej ocenie sytuacji, ponieważ zaburza ją myślenie o używce. Myśli częściej biegną ku używce niż ku Bogu czy bliskim. Taka osoba staje się przez to niezdolnym do kierowania rodziną ku dobru. Alkohol, narkotyki to najbardziej oczywiste używki, jednak istnieją też tzw. zaburzenia behawioralne – pracoholizm (gdy praca zajmuje tyle czasu, że dzieje się to kosztem rodziny), uzależnienie od hazardu czy pornografii (to ostatnie rujnuje dodatkowo pożycie intymne). Inne współczesne zniewolenie to telefon. Najlepiej ilustruje to wypowiedź małej dziewczynki, która zapytana kim chce być w dorosłości powiedziała, że telefonem, dlatego, że rodzice zawsze mają czas na telefon, nawet w trakcie zabawy z nią, czy rozmowy. Jeśli jesteś zniewolony uzależnieniem – jakie kroki podejmiesz, by się od niego wyzwolić?
Czy zdajesz sobie sprawę, że dobre przywództwo opiera się na zaufaniu do kompetencji podwładnych? Kapitan statku wie, kto się na czym zna i słucha tych osób. Choć ostateczna decyzja (a za tym i wzięcie za nią odpowiedzialności) leży na kapitanie, decyzje oparte są na racjonalnej ocenie informacji i porad innych osób. Wszystko mu mówi – płyńmy prosto do celu, jest piękna pogoda, jednak podwładni ostrzegają, że pogoda prawdopodobnie nagle się załamie, dlatego bezpieczniej jest popłynąć drogą nieco okrężną. Mądry kapitan słucha tych ostrzeżeń. W rodzinie występuje podobne zróżnicowanie kompetencji. Jedną z podstawowych różnic w oglądzie świata przez obie płcie jest nastawienie na więzi u kobiet oraz zadaniowość mężczyzn. Gdyby patrzeć w kategoriach cnót, mężczyznę cechuje raczej sprawiedliwość, kobietę miłosierdzie. Dlatego mąż będzie słuchał żony, tak, aby jego decyzje były nie tylko sprawiedliwe i racjonalne, lecz nikogo nie krzywdziły, zwłaszcza dzieci.
Takich pytań jest jeszcze więcej, powyżej wypisałam kilka zasadniczych. Podstawą jest zrozumienie, że hierarchiczność ról w rodzinie musi być podparta osobistą cnotą, pracą nad sobą, postawie służby wobec Boga i członków rodziny, mądrości otwarcia na porady, osobistej wolności. Bycie głową rodziny to nie tyle przywilej, co służba. Nie coś, co ma budować męskie ego. Mężczyzna, który tego nie rozumie staje się tyranem.
Powyższe przemyślenia i pytania przypominają rachunek sumienia, jednak specyficzny, skoncentrowany na tym jak konkretnie budujesz więź ze swoją żoną, jak sprawdzasz się w roli kapitana statku swego domu. Mam nadzieję, że pomoże w lepszym zrozumieniu roli męża jako głowy rodziny.
– Urszula Kowalska, „Mężczyzna – głowa rodziny, co to oznacza?”, w: „Zawsze Wierni” nr 5/2017 (192).
(opublikowano:8 kwietnia 2018 r.)