Godność ludzka i umiarkowanie

·ekscerpcje z innych źródeł ·

CNOTA UMIARKOWANIA A CNOTA MĘSTWA

woronJak wiemy z etyki ogólnej, cnotą kardynalną nazywamy cnotę, która w danej dziedzinie spełnia najtrudniejszą funckję; koło niej następnie grupują się inne, spełniające podobne czynności w innych dziedzinach, ale albo mniej trudne, albo też drugorzędne. Wszystkie one mają jednak pewne cechy wspólne, które je upodabniają do tej naczelnej, nadającej im z tego tytułu swą nazwę.

I tak cnota kardynalna umiarkowania w dwóch swych postaciach wstrzemięźliwości i czystości daje nam panowanie nad dwoma najsilniejszymi pożądaniami naszej natury, zapewniającymi utrzymanie przy życiu jednostki i gatunku. Zadaniem ich jest miarkować wciąż budzące się w tych dziedzinach pragnienia i utrzymywać je w karbach należytego umiaru.

Wobec tego gdziekolwiek znajdziemy i w innej dziedzinie, choćby czysto duchowej, cnotę, która miarkuje porywy jakichś pragnień, zaliczamy ją do grupy cnoty kardynalnej umiarkowania. Cechą charakterystyczną całej tej grupy jest miarkować, wstrzymywać zbyt porywcze popędy i nadawać im właściwy umiar. Umiar w tej dziedzinie będzie się zawsze bardziej zbliżał do niedomiaru niż do nadmiaru, stąd wady grzeszące nadmiarem będą tu zawsze gorsze i o wiele częstsze. W tej dziedzinie zawsze lepiej niedociągnąć niż przesadzić. Niedomiar jest tu przy tym o wiele rzadszy, tak iż w wielu dziedzinach nie posiadamy nawet ustalonej nazwy dla odnośnych wad.

Przeciwnie, cechą charakterystyczną cnoty kardynalnej męstwa i wszystkich cnót należących do tej grupy, jest podtrzymywać wysiłek i nie pozwalać się cofać wobec trudności, związanych z czynem. Na pierwszy plan wysuwa się tu samo męstwo, mające za zadanie podtrzymywać wysiłek woli wobec największej trudności zagrażającej nam w życiu, jaką przedstawiają niebezpieczeństwa śmierci.

Wszystkie przeto inne cnoty, które mają za zadanie podtrzymywanie nas w czynie i niepozwalanie na cofanie się przed trudnościami, zaliczamy do grupy cnoty kardynalnej męstwa. Umiar w niej, w przeciwieństwie do tego, cośmy zaznaczyli odnośnie do umiarkowania, zbliża się bardziej do nadmiaru niż do niedostatku. W dziedzinie tej grupy cnót lepiej jest przesadzić niż niedociągnąć

CZYM JEST UMIARKOWANIE?

Nazwą umiarkowania we właściwym tego słowa sensie oznaczamy cnoty, które nam dają sprawność w panowaniu nad pożądaniami zmysłowymi. Idzie tu przede wszystkim o te pożądania zmysłowe, które szukają zadowolenia w dotyku, w materialnym zetknięciu z przedmiotem mającym to zadowolenie zaspokoić. Z pięciu naszych zmysłów zewnętrznych wchodzą tu wprost w grę dotyk i smak; inne jak powonienie, słuch i wzrok, biorą tu udział pośredni, pomocniczy; mogą one mieć swe własne zadowolenia nie łączące się z tamtymi i od nich niezależne. Jest to oczywiste dla wzroku i słuchu, których samodzielne zadowolenia otwierają wrota dla sztuk plastycznych i wokalnych. Powonienie stoi na pograniczu, nie wyklucza ono zadowoleń samodzielnych, które sprawiają miłe zapachy, ale oddaje je jednak przeważnie na usługi zadowoleniom, które daje dotyk i smak.

Zwróćmy tu zaraz uwagę na to, że w zadowoleniach dotyku i smaku, które cnota umiarkowania ma ująć w karby, i które się odnoszą do czynności najkonieczniejszych dla utrzymania życia ludzkiego na ziemi, są jakby dwa stopnie. Na pierwszym wystarcza do zaspokojenia go pierwszy lepszy odpowiedni przedmiot, na drugim wchodzą w grę pewne właściwości tych przedmiotów zdolne silniej pobudzić pożądanie i sprawić większe zadowolenie, gdy zostanie zaspokojone. Głód może zaspokoić każdy pokarm tak przyrządzony, aby go można było spożyć i stawić, ale smakowi nie każdy odpowie, na to potrzeba, aby potrawa była należycie, a nawet starannie przyprawiona. Tak samo gdy idzie o połączenie mężczyzny z kobietą, choć możliwe między wszystkimi jednostkami obu odrębnych płci, nierównie większą rozkosz zmysłową daje tam, gdzie te jednostki sobie w szczególny sposób odpowiadają. Tu właśnie pewną dodatkową rolę odgrywają i inne zmysły, jak wzrok, słuch i szczególnie powonienie.

Zadaniem cnoty umiarkowania jest ująć w karby oba te stopnie, ale jasnym jest, że drugi daje jej o wiele więcej do roboty niż pierwszy, na którym przekroczenia są tylko ilościowe. Jak wnet zobaczymy, to szczególne poszukiwanie dodatkowych zadowoleń związanych z odżywianiem się i z życiem płciowym jest tym, co ma być opanowane i ujęte w karby przez dwie odnośne cnoty wstrzemięźliwości i czystości.

Nim jednak do nich przejdziemy oraz do przeglądu innych cnót, należących do grupy umiarkowania, poznajmy jeszcze ogólne składniki tej cnoty. Pamiętamy, jak dokładnie analizował je św. Tomasz, gdy szło o cnotę roztropności. W dziedzinie umiarkowania dwa takie składniki dadzą się wykazać, i dobre zrozumienie ich roli jest dla wychowania ogromnie doniosłe. Są nimi poczucie godności i wstyd.

POCZUCIE LUDZKIEJ GODNOŚCI

Pierwsze polega na wrodzonej świadomości rozumnego charakteru naszej natury ludzkiej, z której wynika, że człowiekowi nie wolno kierować się tylko pożądaniami zmysłowymi, podobnie jak zwierzętom. Rozum bowiem otwiera mu szersze horyzonty i pozwala dojść do poznania dobra samego w sobie, niedostępnego dla poznania zmysłowego, a przeto nieznanego i zwierzętom. Spotykamy się tu z zagadnieniem metafizycznym podziału dobra na pożyteczne, przyjemne i godziwe… Nie myślimy bynajmniej twierdzić, aby człowiek miał jasne wrodzone pojęcie tych trzech przejawów dobra, ale niewątpliwie posiada on wrodzone przeświadczenie swej wyższości nad zwierzętami, dzięki tej zdolności panowania nad budzącymi się pożądaniami i podporządkowywania ich innym względom niż zadowolenie zmysłowości. Potwierdzeniem tego jest drugi składnik umiarkowania, a mianowicie wrodzone odruchy wstydu, o którym wnet obszeniej pomówimy.

Otóż to wrodzone poczucie godności istoty rozumnej, zdolnej kierować się wyższymi motywami niż samo tylko zaspokojenie własnej przyjemności, winno być przez umiejętne wychowanie dobrze rozbudowane. Z chwilą, gdy dziecko dojdzie do używania rozumu, należu mu tę godność uświadomić i dać zrozumeić, jaki wpływ winna ona wywierać na całe jego postępowanie. U nas akcja ta jest tym konieczniejsza, że szkoła, w szczególności nauka języka ojczystego systematycznie szerzy hedonizm, będący zaprzeczeniem tej zdolności człowieka wzniesienia się ponad to, co przyjemne, aby postępować w imię tego, co samo w sobie jest dobre. Trzeba młodzieży bardzo głęboko wryć w dusze to przekonanie, że całe piękno duchowe człowieka polega na tej jego mocy, którą ma nad samym sobą i że tylko panowaniem nad dziedziną zmysłów, a nie uleganiem jej winien się szczycić. Na tym polega jego godność ludzka, jego honor, który zawsze winien mu przyświecać w życiu. Myśl ta została ślicznie wyrażona przez króla Dawida: «Cóż jest człowiek, że nań pamiętasz? albo syn człowieczy, że go nawiedzasz? Uczyniłeś go mało co mniejszym od aniołów, chwałą i czcią ukoronowałeś go i postawiłeś go nad dziełami rąk Twoich. Poddałeś wszystko pod nogi jego”. A gdy człowiek o tej godności zapomina, jakże dobitnie karci go psalmista: «Człowiek, gdy we czci był, nie rozumiał; przyrównan jest bydlętom nierozumnym i stał się im podobny».

W etyce chrześcijańskiej godność człowieka nabiera szczególnej wartości przez podniesienie go do porządku nadprzyrodzonego i szczególnie przez Wcielenie się Słowa Bożego w naturze ludzkiej. Godność istoty rozumnej zostaje tu wzmożona godnością dziecka i domownika bożego zaproszonego do przyjaźni z Bogiem, co tym bardziej obowiązuje do dbania o to piękno i harmonię duchową, których łaska uświęcająca udziela duszy i do niedopuszczania, aby były skalane zmysłowością.

Widzimy, że poczucie godności to nie jest bynajmniej coś, co ma tylko wtedy się odzywać, gdy ktoś z zewnątrz jej zaprzeczy lub ubliży. W tym związku spotykamy się z nim najczęściej, gdyż wielu ludzi wtedy dopiero uświadamia sobie swoją godność, gdy mu ją ktoś sponiewiera. Pod tym względem dbałość o godność osobistą doznaje często wielkich przeczuleń i dlatego w wychowaniu winna być nieraz hamowana i sprowadzana do właściwych granic. Nie znaczy to jednak bynajmniej, aby należało ją wykorzenić z duszy. Przeciwnie, należy ją tam utrwalić i uczynić z niej fundament wszystkich cnót, a przede wszystkim cnót umiarkowania, które mają za zadanie w szczególny sposób czuwać na tym, abyśmy nie obniżali lotu i nie stawali się podobnymi do nierozumnych zwierząt. O poszanowanie naszej godności osobistej przez innych wolno nam też w pewnych granicach się starać, choć tu niejedno wypadnie nieraz znieść, ale na nie uszanowanie tej godności w sobie samym nigdy nie wolno sobie pozwolić, tym bardziej, gdy ma się to przekonanie, że dusza ludzka stworzona na obraz i podobieństwo boże i odkupiona krwią Zbawiciela, jest przeznaczona na mieszkanie Trójcy Św.

WSTYD CHRONIĄCY LUDZKĄ GODNOŚĆ

Nic zresztą nie potwierdza w tym stopniu wrodzonego poczucia godności ludzkiej tkwiącego w każdym człowieku, jak ten odruch, który się w nim budzi za każdym razem, gdy widzi, że mógłby zrobić coś przeciwnego tej godności. Odruch ten nazywamy uczuciem wstydu. Nie jest on bynajmniej tym samym, co wyrzut sumienia, boć nieraz budzi się w związku z czynnościami, które bynajmniej grzeszne nie są. Jest to swego rodzaju obawa towarzysząca czynnościom mogącym – o ile się nie rachują z godnością ludzką – zniesławić człowieka w oczach innych, lub też powstająca w człowieku, gdy już coś podobnego uczynił. Z doświadczenia i obserwacji wiemy, że człowiek najbardziej się wstydzi tych czynności, w których bardziej niż w innych przestaje się kierować rozumem. Ma to miejsce nawet w stosunku małżeńskim, będącym czymś zupełnie godziwym, tym bardziej zaś występuje na jaw w wypadkach, gdy stosunki płciowe odbywają się w warunkach niedozwolonych przez moralność i mogących narazić na zniesławienie lub ośmieszenie.

Czynnościom życia płciowego wstyd towarzyszy cały czas, są jednak inne poruszenia zmysłowe, jak gniew, które tak silnie nieraz zahamują rozum, że i poczucie wstydu ustaje i człowiek niczym nie wstrzymany dąży do ujawnianie swej chęci odwetu. Dopiero gdy gniew opadnie i rozum wróci do swych praw, tym silniejszy budzi się w duszy wstyd za takie niepanowanie nad sobą. To samo mamy i w wypadkach pijaństwa. Wszystkie inne przewinienia przeciw prawu bożemu także są w stanie wzbudzić w nas w różnym stopniu wstyd, o tyle, o ile nas zniesławiają w oczach ludzi, ale najsilniej, bo w postaci wrodzonego odruchu, występuje ona tam, gdzie idzie o ochronę władz umysłowych rozumu i woli przed opanowaniem ich przez zmysłowe. Jest to jakby samorzutna ochrona godności ludzkiej przed obniżeniem jej do poziomu zwierząt

GATUNKI UMIARKOWANIA

Na pierwszym miejscu wymienimy dwa właściwe gatunki umiarkowania, jakimi są wstrzemięźliwość i trzeźwość w dziedzinie jedzenia i picia i czystość w życiu płciowym. Odnoszą się one do najkonieczniejszych funkcji, mających zapewnić utrzymanie życie na ziemi, i mają za przedmiot zaspokajanie dotykiem fizycznym wzbudzające się z tego tytułu silniejsze poruszenia zmysłowe. To sprawia, że one jedynie są gatunkami umiarkowania, podczas gdy inne cnoty łączą się z nimi na mocy podobieństwa, sprawując swe czynności w innych dziedzinach, nie zawsze związanych z życiem zmysłowym. Bardziej jest z nim związana łagodność, mająca dać panowanie nad zmysłowym uczuciem gniewu, mniej już pokora, należąca do dziedziny życia umysłowego i inne drobniejsze cnoty, jak skromność, pilność i ta nienazwana w nowożytnych językach umiejętność należytego odpoczywania i używania w tym celu rozrywek, którą już Arystoteles tak pięknie zarysował, a św. Tomasz dokładniej opracował.

POWŚCIĄGLIWOŚĆ

Tu zatrzymamy się chwilkę nad powściągliwością, która nam da możność lepiej jeszcze uwydatnić, czym jest prawdziwe umiarkowanie, a jednocześnie pozwoli ostrzec przeciw błędnym doktrynom w tej materii… Cnoty, które nam dają panowanie nad dziedziną uczuciowości w ścisłym znaczeniu tego wyrazu, nie polegają tylko na wyrobieniu i usprawnieniu woli do kierowania jej przejawami, ale też i na usprawnieniu samych władz zmysłowych, będących siedzibą uczuć, tak aby się impulsom woli sprawnie poddawały. Św. Tomasz określał te cnoty jako „habitualis conformitas istarum potentiarum ad rationem”, czyli jako stałą uległość tych władz dla rozumu i woli. Ma ona w nich wejść w przyzwyczajenie i nadawać im sprawność do rozwijania swej działalności zgodnie z nakazami władz umysłowych. Tylko takie przeniknięcie na stałe niższych czynników zmysłowych naszej psychiki pierwiastkiem umysłowym może zapewnić życiu moralnemu pewien spokój i pewną jednolitość i uchronić go przez to od ciągłej szarpaniny z budzącymi się zmysłami.

Nie zawsze jednak da się to uzyskać i zwykle sporo czasu będzie trzeba, nim te niższe czynniki naszego życia moralnego zostaną przez rozum i wolę ujęte w karby mocnych cnót. Nim to nastąpi, tylko w tych wyższych władzach będzie istnieć pewne stałe usposobienie do niepoddawania się porywom zmysłów, i ono to właśnie nosi nazwę powściągliwości, a po łacinie „continentia”… Św. Tomasz zagadnienie to znacznie pogłębił i w szczególności wykazał, że jak umiarkowanie jest czymś o wiele doskonalszym od samej powściągliwości, którą się nie możemy zadowolić, tak z drugiej strony nieumiarkowanie jest czymś o wiele gorszym od niepowściągliwości. Pierwsze jest jasne, skoro zapewnia usprawnienie nie tylko woli, ale i podwładnych jej władz uczuciowych. Ale i drugie stanie się jasnym, gdy zważymy, że nieumiarkowanie podobnie oznacza stałe usposobienie nie tylko w woli, ale i we władzach uczuciowych, aby zaspokoić każde pożądanie zmysłowe, a nawet aby znaleźć pole, na którym mogłyby one znaleźć pełne ujście.

Mamy tu do czynienia z wadami formalnymi, które zawierają w sobie decyzje pozwalania sobie na wszystko, nie zwracając uwagi na zakazy prawa moralnego. Stąd człowiek nieumiarkowany jest z popełnionego uczynku zadowolony i nie łatwo można go doprowadzić do tego, aby go żałował i nie chciał do niego wracać. Inaczej rzecz się ma z niepowściągliwym, który nie ma dość mocnej woli, aby się każdemu pożądaniu zmysłowemu oprzeć, ale który ani w woli ani w czynnikach uczuciowych nie ma jeszcze tego stałego usposobienia do grzesznych uczynków. Nie będzie to jeszcze ani rozpustnik, ani obżartuch lub też nałogowy pijak, ani złośnik, gotów złość swoją tak długo w sobie żywić, póki jej nie zaspokoi zemstą. Gdy napięcie uczucia opadnie, człowiek niepowściągliwy łatwiej przychodzi do siebie i do dobrych postanowień, aby zmysłom nie ulegać, lecz nad nimi panować…

PRZESZKODY

Główną przeszkodą, na jaką wychowanie umiarkowania natyka się we wszystkich kierunkach, jest duch świata, szerzący z sobą chęć używania radości i rozkoszy doczesnych i stawiający je nieraz nawet jako jego cel ostateczny. Tam gdzie nie ma wiary w życie przyszłe, inaczej być nie może; z konieczności któreś z dóbr tego świata wysunie się na pierwszy plan i chęć użycia zadowoleń, jakie daje, stanie się głównym motorem postępowania. Zobaczymy to bardziej szczegółowo przy omawianiu wad sprzeciwiających się cnotom niniejszej grupy. Chęć użycia, albo jak się dziś mówi wyżycia się w tym lub innym kierunku, wysunie się tam zawsze na pierwszy plan. Zaszczepić umiarkowanie, tam gdzie w całym otoczeniu panuje taki nastrój, będzie bardzo trudno. Jakże trudno będzie dać zrozumieć w takim środowisku wielką doniosłość ducha pokuty i umartwienia chrześcijańskiego, bez którego i umiarkowanie w żadnej dziedzinie nie zapuści głębszych korzeni. Ono bowiem nie może się zadowolić tylko względami, motywami i środkami przyrodzonymi i tym umiarem, którym przyrodzone warunki każą się kierować. Wobec rozdźwięku, jaki grzech pierworodny wprowadził do naszej natury, są one konieczne, a jednak nie wystarczające i winny być koniecznie wzmocnione względami, motywami i środkami nadprzyrodzonymi. Umiar nadprzyrodzonego umiarkowania w życiu chrześcijanina winien zawsze wyżej sięgać, niż umiar przyrodzonego umiarkowania w życiu najszlachetniejszego poganina.

UMIŁOWANIE PRACY

Zwróćmy tutaj jednak na jeden środek najogólniejszy, który, gdy zostanie przenikniony duchem nadprzyrodzonym, nabiera jakby mocy sakramentalnej uświęcania sam przez się tego, który go używa: idzie tu o pracę. Duchowi świata, który stara się wszędzie wzbudzać chęć używania, należy przeciwstawić ducha chrześcijańskiego, szerzącego umiłowanie pracy. Kto się jej serdecznie oddaje, może użyć radości, które są jej następstwem i w nich znaleźć wytchnienie, ale kto jej unika, albo niedbale spełnia, a tylko szuka poza nią, czymby sobie dogodzić, ten jakby kradł te zadowolenia, w których ludzie szukają wytchnienia. Jednym z największych dobrodziejstw, jakie chrześcijaństwo przyniosło światu, była cześć dla pracy i szerzenie jej zamiłowania we wszystkich warstwach ludzkości.

– o. Jacek Woroniecki OP, „Katolicka etyka wychowawcza”, II/1, Lublin 1995, s. 334-345.

(opublikowano:21 lutego 2016 r.)