Ograniczoność integrystów może i jest godna ubolewania, ale nie jest to postawa heretycka. Traktują oni pewne tezy filozoficzne jako nierozerwalnie związane z ortodoksją, podczas gdy są to dwie różne rzeczy. Niemniej te tezy filozoficzne w żaden sposób nie godzą w chrześcijańskie objawienie i dlatego nie ma sensu stawiać ich na jednym poziomie z ludźmi, którzy wyznają tezy filozoficzne radykalnie sprzeczne z nauczaniem Kościoła świętego…
Nie trudno spostrzec, iż ten, kto uznaje za prawdziwe i głosi podstawowe błędy, które są absolutnie nie do pogodzenia z chrześcijańskim objawieniem, jest typowym heretykiem, natomiast ten, kto uważa za niezbędne tezy filozoficzne, które same w sobie nie mają koniecznego związku z chrześcijańskim objawieniem, w żaden sposób nie staje się przez to samo heretykiem.
Ale abstrahując od tego ciężkiego błędu, iż stawia się ich na tym samym poziomie, innym wielkim błędem jest, iż uważa się integrystów, którzy zawsze istnieli i byli pobożnymi, prawowiernymi ludźmi, za równie niebezpiecznych dla Kościoła jak typowi heretycy, wśród których wielu niszczy Kościół (piąta kolumna) lub chce go przekształcić według swoich teorii. A ten atak od środka prowadzony jest za pomocą wszelkich środków i propagowany przez media – jest to codziennie rozszerzająca się zaraza. Dezintegracja Kościoła jest realnym niebezpieczeństwem o jakim w przypadku integryzmu nie może być mowy…
Bez sensu jest mówienie, iż ten jest zbyt ortodoksyjny, a inny za mało – prawda leży pośrodku. Ortodoksja jest prawdą, a wszelkie herezje nie są skrajnością, nie są one czymś przesadzonym, lecz są po prostu fałszywe i nie dają się pogodzić z objawieniem Chrystusa. Nawet jeżeli jakaś herezja wyrasta z nadmiernego akcentowania prawdy kosztem jakiejś innej i ma uzasadnienie psychologiczne, ona sama nigdy nie może być traktowana jako skrajność, której przeciwieństwem jest biegunowa skrajność nadmiernej ortodoksyjności – ona jest po prostu fałszywa, nieprawdziwa…
Gdy idzie o przełożonych i biskupów, to ich ocena często ulega zafałszowaniu także przez to, że traktują brak posłuszeństwa i podporządkowania jako rzeczy ważniejsze od ortodoksji. Oczywiście mam tu na myśli tylko tych, którzy sami są ortodoksyjni i ubolewają nad wszelkimi herezjami. Ale obrażanie Boga poprzez głoszenie herezji jest dla nich często nie aż tak dotkliwe i irytujące, jak akt otwartego buntu przeciwko ich autorytetowi. Rzecz jasna, powinni oni korzystać także ze swego autorytetu, gdy podwładny odmawia im posłuszeństwa. Ale pierwszeństwo przy podjęciu autorytatywnej interwencji winno mieć pytanie, czy podwładny w sprawach wiary i moralności reprezentuje z zasady prawdę.
Wiele mówi się o legalizmie, który należy przezwyciężyć. Ba, wielu ludzi określa Dekalog mianem legalistycznego. W istocie jednak, od czasów II Soboru Watykańskiego powstał rzeczywisty, wielki legalizm. Chcemy tutaj wskazać tylko na jeden symptom prawdziwego legalizmu w sensie negatywnym, to jest na to, że korzysta się z autorytetu bardziej w kwestiach czysto dyscyplinarnych aniżeli w sprawach wiary. Uznawanie braku dyscypliny za rzecz poważniejszą od rozpowszechniania się herezji jest typowym legalizmem. Wszelki autorytet w kwestiach dyscypliny, wszelkie posłuszeństwo wobec biskupów zakłada przecież istnienie czystej nauki Kościoła świętego. Posłuszeństwo wobec biskupa opiera się na niewzruszonej wierze w nauczanie Kościoła świętego. Gdy tylko autorytet kościelny ulegnie pluralizmowi* w sprawach wiary, utraci prawo do egzekwowania posłuszeństwa wobec swych rozporządzeń dyscyplinarnych.
* Pod pojęciem pluralizmu rozumiem pogląd, iż w odniesieniu do zdefiniowanych kwestii wiary można być różnego zdania, albo też, że dla każdej filozofii jest miejsce w Kościele – a więc w gruncie rzeczy absolutny relatywizm. Dopóki kwestie samej wiary nie są zdefiniowane, dopóty również ortodoksyjni katolicy mogą reprezentować różne poglądy. Tak na przykład w odniesieniu do niepokalanego poczęcia Maryi, św. Tomasz i Duns Szkot reprezentują odmienne poglądy. Ale według definicji dogmatycznej z 1854 roku nie byłoby to już możliwe. Podobnie istnieją tezy filozoficzne, o czym pisaliśmy w innym miejscu tej książki, spośród których wprawdzie jedna tylko może być prawdziwa, ale żadne nie jest sprzeczna z objawieniem Chrystusa. Tego rodzaju pluralizm różni się jednak wyraźnie od tego, który reprezentują Rahner i inni.
– Dietrich von Hildebrand, „Spustoszona winnica”, Warszawa 2013, s. 28–32.
(opublikowano:11 grudnia 2016 r.)