Usilnie doradzam mającym zamiar się ożenić, aby udali się do świętego Pawła i poznali ustanowione przez niego prawa dotyczące małżeństwa. Niech się najpierw dowiedzą, co Apostoł nakazuje czynić w przypadku, gdy żona okaże się zepsuta, kłamliwa, skłonna do picia i kłótni, pełna szaleństwa oraz innych wad, a dopiero potem myśleć o małżeństwie. Jeżeli zauważą, że po odkryciu w żonie jednej z tych wad mają prawo wypędzić ją z domu, a wprowadzić sobie inną, niech działają odważnie, wolni od wszelkiego niebezpieczeństwa. Jeśli natomiast Apostoł na to nie pozwala, lecz nakazuje żonę, nawet mającą wszystkie wady poza oddawaniem się rozpuście, kochać i trzymać przy sobie, niech się wzmocnią, jako że będą musieli znosić całą jej niegodziwość. Skoro zaś jest to ciężkie i kłopotliwe, zrób wszystko i dołóż wszelkich starań, abyś poślubił sobie uczciwą, cnotliwą i posłuszną kobietę, wiedząc, że w przeciwnym wypadku będziesz miał dwie możliwości – znosić przykre towarzystwo złej żony albo, nie chcąc tego, oddalić ją i zostać oskarżonym o cudzołóstwo. „Ten bowiem, który oddala żonę, chyba że z powodu cudzołóstwa, czyni ją cudzołożnicą, a ten, który poślubia oddaloną popełnia cudzołóstwo” (Mt 5, 32). Jeżeli już przed weselem dobrze poznamy i zrozumiemy te [boskie] prawa, dołożymy wszelkich starań, aby poślubić odpowiednią i przystającą do naszych obyczajów kobietę. Gdy się ożenimy właśnie z taką, to nie tylko nigdy jej nie oddalimy, ale też będziemy ją mocno kochali, tak jak nakazał Paweł. Nie ograniczył się bowiem tylko do powiedzenia: „Mężowie, kochajcie żony”, lecz również wskazał miarę tej miłości: „jak Chrystus umiłował Kościół” (Ef 5, 25). Zapytasz mnie może, jak Chrystus umiłował Kościół. Tak, „że wydał siebie za niego” (Ef 5, 25). Tak więc, gdyby trzeba było umrzeć za żonę, nie odmawiaj. Jeśli bowiem Pan tak bardzo ukochał służebnicę [Kościół], że siebie za nią wydał, to tym bardziej ty powinieneś tak ukochać swoją współsłużebnicę. (…)
Chociażby twoja małżonka wielokrotnie zgrzeszyła przeciwko tobie, wszystko jej przebacz i idź jej na ustępstwa. Jeśli ożenisz się z krnąbrną, przemień ją w cnotliwą i łagodną, tak jak Chrystus Kościół. (…) Wielu przecież po przyjęciu wiary zgrzeszyło, a jednak ich nie odrzucił. Członek Kościoła w Koryncie popełnił nierząd, Chrystus go jednak nie usunął, lecz odnowił (1Kor 5, 1-12). Kościół w Galacji upadł i popadł w judaizowanie (Ga 4, 9 – 5, 12), ale Pan go nie oddalił, lecz za przyczyną Pawła uzdrowił i doprowadził do pierwotnej jedności. Podobnie z żoną, jeśli powstanie w niej jakaś skaza, postępuj tak, jak z własnym ciałem, gdy zakradnie się do niego choroba. Nie oddalaj małżonki, lecz przepędź owo zło. Żonę przecież można naprawić, a członek skaleczony często nie da się wyleczyć. Jednak nawet wiedząc, że kalectwo jest nieodwracalne, nie odcinamy chorego członka. Wielu ludzi, którzy mają zniekształconą stopę, kulawą nogę, uschniętą i obumarłą rękę, ślepe oko, ani nie wyłupia oka, ani nie odcina nogi czy ręki. Choć widzą, że z tych członków nie ma żadnego pożytku dla ciała, że jedynie go oszpecają, mimo to je zachowują, ponieważ są ciała częścią. Czyż nie jest to szaleństwem, okazywać taką troskę, gdy uzdrowienie jest niemożliwe, a z chorego członka nie ma żadnego pożytku, a zaprzestawać leczenia wówczas, kiedy pozostaje nadzieja niechybnej poprawy? Wrodzonych wad nie da się przecież naprawić, lecz spaczone usposobienie owszem.
Jeśli natomiast stwierdzisz, że żona choruje nieuleczalnie, jeśli po tym, że mimo iż dołożyłeś wielu starań, będzie trzymała się nadal swoich obyczajów, to nawet wtedy nie będziesz mógł jej oddalić – przecież nie odcina się członka nieuleczalnie chorego, ona zaś jest twoim członkiem: „Będą dwoje jednym ciałem” (Rdz 2, 21). Poza tym, nie ma żadnego pożytku z leczenia nieuleczalnego członka, wielka natomiast jest nasza nagroda, gdy uczymy i wychowujemy nie ulegającą poprawie żonę. Choćby nic nie skorzystała z naszych pouczeń, Bóg hojnie wynagrodzi wytrwałość, okazaną ze względu na jego bojaźń poprzez to, że znosiliśmy w spokoju jej złość, jak nieuleczalną chorobę. Żona jest bowiem naszym koniecznym członkiem, dlatego należy ją bardzo kochać. (…) Nie tylko jednak dlatego należy kochać żonę, że jest naszym członkiem, i że z nas bierze swój początek, lecz również dlatego, że Bóg ustanowił to swoim prawem, mówiąc: „Dlatego opuści człowiek ojca i matkę i przyłączy się do swojej żony, i będą dwoje jednym ciałem” (Rdz 2, 24). Także Paweł przypomniał nam to prawo, aby na wszelki sposób skłonić nas do miłości małżeńskiej. Spójrz, jak wielka jest mądrość Apostoła: prowadzi nas do miłowania żon nie tylko na mocy praw Boskich, ani nie wychodząc wyłącznie od praw ludzkich, lecz łączy te i tamte, aby człowieka bardziej wzniosłego i kochającego mądrość od góry, słabszego zaś od dołu, od natury do miłowania [żony] zachęcić. (…)
Wiedząc więc, jak wielką tajemnicą jest małżeństwo, jak wielkiego dzieła typem, nie podchodź do niego lekkomyślnie i bez należytego zastanowienia, ani nie szukaj powiększenia majątku, kiedy zamierzasz pojąć żonę. Małżeństwo bowiem winno być wspólnotą życia, a nie robieniem sklepikarskich interesów. Słyszałem, jak wielu mówi, że jakiś człowiek będąc wcześniej biednym, stał się bogatszy po zawarciu małżeństwa – pojął bogatą żonę, teraz zaś żyje w bogactwie i rozkoszach. Cóż mówisz, człowieku? Chcesz czerpać zyski z żony, i ani się nie wstydzisz, ani się nie czerwienisz? Nie chcesz ze wstydu zapaść się pod ziemię, szukając tego rodzaju zysków? Czyż te słowa godne są mężczyzny? Jedyną powinnością kobiety jest pilnować dobytku, strzec dochodów, dbać o dom. Po to Bóg ją dał, aby we wszystkim tym służyła nam pomocą. (…) Gdyby uczynił mężczyznę dobrym we wszystkim, pogardzano by rodem niewieścim, a gdyby zlecił kobiecie rzeczy większe i bardziej pożyteczne, wypełniłaby się zuchwalstwem. Dlatego nie dał wszystkich zdolności jednemu, aby drugi rodzaj nie był uważany za gorszy i zbyteczny, ani też nie rozdzielił swoich darów po równo, aby z równości nie zrodziły się walki i spory, gdyż kobiety uważałyby się za godne tego samego miejsca, co mężczyźni. (…)
Pamiętając o tym, szukajmy [u kobiet] tylko jednego – cnoty duszy i szlachetności obyczajów, abyśmy później cieszyli się pokojem, oraz rozkoszowali się zgodą i nieustanną miłością. Ten zaś, który poślubia bogatą żonę, bierze sobie raczej panią niż żonę. Skoro nawet bez tego kobiety pełne są pychy i skłonne do szukania próżnej chwały, kiedy dojdzie do tego jeszcze bogactwo, czyż będą znośne dla swoich mężów? A człowiek, który poślubia kobietę sobie równą czy biedniejszą, bierze sobie pomocnicę i towarzyszkę oraz wszystkie dobra wprowadza do swojego domu. Potrzeby wynikające z nędzy, skłania ją do szanowania męża oraz usuwają wszelki powód do sporów, walki, zuchwalstwa i pychy. Powstaje więź pokoju, zgody, miłości i jednomyślności. Nie szukajmy więc pieniędzy, lecz pokoju i radości. Nie po to ustanowiono małżeństwo, aby spory i kłótnie wypełniały dom, abyśmy żyli w gniewie i nienawiści, czyniąc życie niemożliwym, lecz po to, abyśmy się cieszyli wzajemną pomocą, abyśmy mieli schronienie, ucieczkę i pocieszenie w otaczających nas kłopotach, abyśmy z przyjemnością rozmawiali z żoną. (…)
Mając to wszystko na uwadze, nie szukajmy [u kobiet] pieniędzy, ale uczciwości obyczajów, zacności i roztropności. Roztropna żona, uczciwa i skromna, choćby była uboga, będzie umiała lepiej zarządzać niedostatkiem, niż inna bogactwem. Przeciwnie, kobieta zepsuta, rozwiązła, kłótliwa, choćby miała w domu niezliczone skarby, szybciej niż wiatr je rozproszy i tysiące nieszczęść wraz z biedą na męża sprowadzi. Tak więc nie szukajmy bogactwa, ale takiej żony, która by umiała dobrze posługiwać się tym, co mamy. (…)
Po to trzeba zawierać małżeństwo, aby pomogło nam zachować czystość. Tak zaś będzie, jeśli poślubimy żony, które wprowadzą do naszego życia roztropność, powściągliwość i zacność. Piękno ciała, gdy nie jest połączone z cnotą duszy, będzie mogło zachwycać męża przez dwadzieścia czy trzydzieści dni, ale nie dłużej, albowiem gdy wyjdzie na jaw jej niegodziwość, pierzchnie cały czar miłości. Natomiast te [kobiety], które lśnią pięknem duszy, im więcej minie czasu, tym większy dadzą dowód swojej szlachetności, tym bardziej rozpalą miłość mężów, tym bardziej same będą ich kochały. Gdzie zaś kwitnie gorąca miłość małżeńska, znika nawet cień niewierności, tam kochającemu własną żonę mężowi nawet myśl o zdradzie nie może się przydarzyć, gdyż trwa on w jej miłości, a przez swoją powściągliwość zjednuje Boga do życzliwej opieki nad ich domem. Tak brali sobie żony zacni mężowie starożytni, szukając przede wszystkim szlachetności duszy, a nie bogactw. (…)
Często bowiem liczne spośród tych, które noszą wodę, mają nieskazitelną cnotę, a inne, mieszkające we wspaniałych domach, są ze wszystkich najgorsze i najleniwsze. A skądże wiesz, że jest to cnotliwa kobieta? Ze znaku (…) o którym powiedziałem. A jakiż jest ten znak cnoty? Znak wielki i nie wzbudzający wątpliwości – wielki znak gościnności, najpewniejszy ze wszystkich znaków. (…) Z gościnności bowiem wywodzą się dla nas wszystkie dobra. (…) Kiedy zechcesz się żenić, nie uciekaj się do ludzi, nie zwracaj się do kobiet, bogacących się na cudzych nieszczęściach i szukających tylko tego, by otrzymać zapłatę, lecz zwróć się do Boga. On nie powstydzi się zostać twoim swatem. On bowiem obiecał: „Szukajcie Królestwa Niebieskiego, a wszystko inne będzie wam dane” (Mt 6, 33). (…) Tak więc i ty, jeśli szukasz narzeczonego czy narzeczonej, staraj się przede wszystkim dowiedzieć, czy kocha Boga, czy cieszy się Jego wielką życzliwością. Jeżeli tak jest, reszta przyjdzie sama, a jeżeli ich nie ma, choćby obfitował w liczne dobra, nie będzie z tego pożytku. (…) Ilekroć bowiem czynimy coś bez Niego, choćby wszystko wydawało się łatwe, gładkie, spokojne i szybkie do przebycia, znajdziemy się nagle wśród przepaści, urwisk i licznych trudności. Ale kiedy Bóg jest z nami i nas wspiera, wszystko co niedostępne staje się gładkie i łatwe. (…)
Młodzieńcy, (…) usuńcie tańce, śmiechy, szpetne słowa, piszczałki, flety i temu podobne rzeczy, cały przepych diabelski, Boga zaś nieustannie wzywajcie, aby był pośrednikiem we wszystkim, co czynicie. Jeżeli w ten sposób będziemy nasze sprawy prowadzić, nie będzie nigdy rozwodu, ani podejrzenia o cudzołóstwo, ani powodu do zazdrości, ani kłótni i gniewu, lecz cieszyć się będziemy wielkim pokojem i wielką zgodą, a reszta cnót pójdzie w ślad za tym. Kiedy żona nie żyje w zgodzie z mężem, nic dobrego w ich domu nie będzie, i wszystko inne też pójdzie na marne. Jeśli natomiast będzie dbała o pokój i zgodę, wszystko się ułoży, choćby nawet liczne burze codziennie wstrząsały ich domem. Jeśli tak zawierane będą małżeństwa, będziemy również mogli dzieci bez trudu wychować w cnocie. Kiedy bowiem matka będzie tak skromna, roztropna i cnotliwa, to i męża pozyska i skłoni na swoją stronę, i stanie się on jej chętnym pomocnikiem we wspólnym wychowaniu dzieci; zjedna również Boga, aby troszczył się o to wszystko. Gdy zaś Bóg będzie ich wspomagał w tym pięknym zarządzaniu domem, gdy będzie kształtował dusze ich dzieci, nic złego im się nie przydarzy; również sprawy domowe dobrze będą prowadzone, gdy zarządzający nimi takie będą mieli usposobienie. Każdy będzie mógł razem ze swoim domem, czyli z żoną, dziećmi i sługami, to życie bezpiecznie przeżyć, a następnie wejść do Królestwa Niebieskiego, które obyśmy wszyscy osiągnęli dzięki łasce i miłosierdziu Pana naszego Jezusa Chrystusa, któremu wraz z Ojcem i Duchem Świętym Ożywicielem niech będzie chwała i panowanie, teraz i zawsze, i na wieki wieków. Amen.
– św. Jan Chryzostom, „Jakie kobiety należy brać za żony”, przeł. T. Krynicka, „Vox Patrum” 29 (2009), s. 606-621.
(opublikowano:18 września 2017 r.)