Wielki ów Bazyli, opłakując stan swoich czasów, mówi: «Jedna już jest zbrodnia, surowo karana, jeżeli ktoś ojcowskie tradycje pilnie zachowuje. Nie zwalczają nas ze względu na pieniądze, ani z powodu blasku chwały, ani dla czegokolwiek innego spośród rzeczy doczesnych, lecz z powodu wspólnego skarbca, z powodu ojcowskiego dziedzictwa, z powodu zdrowej wiary stoimy w szyku i walce. Domy modlitwy są zamknięte, ołtarze kultu duchowego pozbawione, żadnych więcej wspólnot Chrześcijan, żadnego więcej przewodniczenia nauczycieli. Ustały zbawienne nauki, ustały uwielbienia. Nie ma nocnych hymnodii i nie pozostała owa błogosławiona radość, którą dusze wierzące Panu cieszą się w zgromadzeniu i wspólnocie duchowych charyzmatów. Wolno nam już powiedzieć, że obecnie nie ma ani księcia, ani Proroka, ani namiestnika, ani ofiary, ani kadzidła, ani miejsca, w którym można by Panu złożyć ofiarę i otrzymać zmiłowanie.»
Co zaś z tego wynikło, ten sam opowiada, mówiąc w bezpośrednio poprzednim liście: «Tymczasem widzą nas niewierni, chwieją się małej wiary, sama wiara podawana jest w wątpliwość, umysły pokrywa niewiedza, bo przybierają postać i pozór prawdy ci, którzy podstępnie fałszują mowę. Milczą bowiem usta zbożnie uczących, rozkiełznany zaś jest wszelki język bluźnierczy. To, co święte, jest zbezczeszczone, domów modlitwy unikają jako takich, w których uczą bezbożności. Przebywając zaś na pustkowiach, wznoszą swe ręce do Pana z niebios, z westchnieniem i łzami.» A w jeszcze innym liście: «Wzgardzone zostały postanowienia ojców, za nic są miane tradycje Apostolskie. Do kierowania Kościołami stosuje się wymysły nowych ludzi. Ludzie mówią już z rzemiosła, a nie teologicznie. Pierwsze miejsce zajmuje mądrość świata, zaniedbana jest chwała Krzyża, wygnani pasterze, na ich miejsce wprowadza się wilki drapieżne rozpraszające owczarnię Chrystusową. Domy modlitwy pozbawione kościelnych kazań, pustkowia pełne płaczących. Starcy lamentują, porównując dawne z nowymi. Młodzieńcy tym większego pożałowania są godni, że nie wiedzą, jakich dóbr zostali pozbawieni.» (…)
Gdyby Bazyli teraz żył i zobaczył, że czego bezduszni barbarzyńcy z wyobrażeniami Chrystusa Ukrzyżowanego niemal nie czynili, obecnie ci, którzy chcą być uważani za Chrześcijan nie inaczej się znęcają, niż ongiś Żydzi znęcali się na żywym Chrystusem, jeśliby widział, że depczą Ciało i Krew Pańską w Eucharystii, jeśliby widział, że popełniają jeszcze inne okropności? Jakie by mu łzy? Jaki płacz? Jakie narzekania wystarczyły do opłakania obecnego stanu Kościoła? Że nam również zarzuca się cięższą zbrodnię, niż on się żali, że zarzucano pobożnym jego czasu. Czyż nie wyłącznie dlatego oskarżani jesteśmy o najcięższą zbrodnię bałwochwalstwa, że zachowujemy tradycje ojców, że przekonani jesteśmy, iż nie należy od nich odchodzić lekkomyślnie?
Czyż tymi słowami, którymi Pan przez Proroków napominał ongiś Naród Izraelski, żeby «Według przykazań ojców swoich nie chodzili» (Ez 20,18) ci, których serce kroczyło za bałwanami, gdy odlali sobie na pustyni złotego cielca, aby go uwielbiać (Wj 32,1-35), te słowa przewrotnie do nas stosują i usiłują nas nimi odstraszyć od tego kultu, którym przodkowie nasi pobożnie Boga otaczali. Jeżeli chcą pod ich imieniem rozumieć tych, którzy przed sześciuset laty żyli w Polsce, to słuszne jest, abyśmy nie szli za ich przykazaniami, dobrze bowiem wiemy, że ich serce szło za bożkami, od których czci i ciężkiej szatańskiej służby radujemy się, że przez Miłosierdzie Boga zostaliśmy wyzwoleni i to jego niezmierne dobrodziejstwo chętnie pełnymi ustami głosimy, nie bez jakiegoś świadectwa serdecznej wdzięczności. A jednocześnie pokornie prosimy jego łaskawość, aby nie pozwolił, poznawszy raz prawdę, odwrócić się od powierzonego nam świętego nakazu, ani «Naukami rozmaitymi i obcymi dać się uwodzić» (Hbr 13,9), ani od czterech Ewangelii, które stanowią jedną, przenieść się do innej, piątej, której dotychczas nie znał Kościół Chrystusa.
Jeżeli natomiast pod imieniem ojców pojmują albo Apostołów, albo ich następców aż do tych naszych czasów, za których dzieci z radością się uważamy, jako że nie jesteśmy synami ciała, lecz «synami obietnicy» (Rz 9,8), jeżeli Hieronima, Ambrożego, Augustyna, jeżeli Bazylego, Atanazego, Grzegorza Nazjanzeńskiego, jeżeli świętych męczenników i Biskupów naszych Wojciecha i Stanisława, którzy Chrystusową Ewangelię przez długie następstwo Kapłanów i Biskupów z rąk do rąk sobie przekazaną, krwią swoją podpisaną nam pozostawili, jeżeli ich chcą pojmować pod nazwą ojców, daj Chryste, abyśmy zawsze kroczyli «według ich przykazań,» daj, abyśmy nigdy nie zbłądzili z ich śladów, daj abyśmy naśladowali wiarę tych, w których śmierć z podziwem się wpatrujemy, abyśmy raczej pozwolili sobie wydrzeć oglądanie tego światła i wszystko to, co śmiertelnym jest najdroższe, niżbyśmy pozwolili wpędzić się w ten pogląd, że nie należy nam kroczyć «według przykazań tych naszych świętych ojców» i abyśmy na wieki zachowali to, co tamci uczą nas, że jest bałwochwalstwem.
Zaprawdę, to nie jest bałwochwalstwo, lecz przede wszystkim nauka pobożna i zbawienna, którą ci, których prawdziwie za naszych ojców uznajemy, od moich przodków otrzymaną, z rąk do rąk przekazali. To zaś jest najprawdziwszym bałwochwalstwem, co owi bezbożni przekazują, którzy każą nam iść za cudzymi bogami, to znaczy jakimiś nowymi i obcymi Kościołowi dogmatami. Gdyby one raz zostały przyjęte, z konieczności wiara ojców naszych świętych byłaby naruszona, albo cała, albo po większej swej części. Trzeba by ogłosić, że wszyscy wierni wszech czasów, wszyscy święci, wszyscy czyści, powściągliwi, dziewice, wszyscy Klerycy, Lewici i Kapłani, tyle tysięcy Wyznawców, takie zastępy Męczenników, taka wspaniałość i wielość Miast, Ludów, tylu Wysp, Prowincji, Królestw, Rodów, Narodów, wreszcie cały już niemal okrąg ziem, w Chrystusa-Głowę przez katolicką wiarę wcielony, przez tak długi ciąg wieków nie znał, błądził, bluźnił, nie wiedział w co wierzyć i czcił bałwany. (…)
Nie będziemy słuchali tych, którzy jeśli coś znajduje się w Piśmie Świętym, chociażby przedziwną zgodą całego Kościoła zostało przyjęte i potwierdzone pod wspólną nazwą «ludzkich tradycji» natychmiast uważają, że należy odrzucić. Będziemy raczej słuchać prawdziwego Ducha Bożego, mówiącego przez Pawła: «Przeto bracia stójcie, a trzymajcie się podań, których się nauczyliście, czy to przez słowo, czy przez list nasz» (2 Tes 2,15). Lecz warto zobaczyć, co oni ostatecznie przytaczają, dlaczego uważają, iż należy odrzucić «ludzkie tradycje». Z pewnością to, co przytaczają z Ezechiela: «Według przykazań ojców waszych nie chodźcie» (Ez 20,18). Cóż mogło być przytoczone mniej stosownie i bardziej śmiesznie, aby pobożne przodków naszych kulty obalić? Tych mówię, którzy w ciągu sześciuset lat, w których w Polsce przyjęta była Ewangelia, wiadomo, iż w wierze i wyznaniu imienia Chrystusowego odeszli z tego życia. Jakaż jest ślepota tych ludzi, którzy nie widzą, jeśli ktoś chciałby kłaść nacisk na słowa, że mogą to dzieciom, które z tej «Piątej Ewangelii» zrodzili o wiele prościej powiedzieć: «Według przykazań ojców waszych nie chodźcie» (Ez 20,18). My bowiem postępujemy nie tak w przykazaniach ojców, jak dziadów, pradziadów i prapradziadów naszych, którzy już tysiąc pięćset lat w ten sam co my sposób Chrystusa czcili i ten sposób jego kultu częścią na piśmie, częścią poprzez tradycję nam przekazali. Tymczasem ich dzieci (chyba, że Bóg da im lepszego ducha) w czyich innych, jeśli nie w ojców swoich przykazaniach postępują? Dziadów bowiem i pradziadów obecnie żadnych nie mogą wyliczyć. (…)
Dlaczego poza tym wymyślają nowe obrzędy, które za długo byłoby wyliczać? Chcą mianowicie, aby im było wolno nowe wymyślać, a nam nie wolno było dawnych tradycji Ojców zachować? (…) My zaś, im starsze tradycje spostrzeżemy, z o tyle większą troską będziemy starali się zachować je nietknięte na zawsze. Abyśmy tak czynili sam Bóg napomina nas przez Prorok, mówiąc: «Stańcie przy drogach i patrzcie, a pytajcie się o ścieżki stare, która jest droga dobra i chodźcie nią, a znajdziecie ochłodę duszom waszym» (Jr 6,16). Jakie to bowiem inne są dawne ścieżki, jeśli nie ścieżki ojców naszych, jeśli nie przykazania, według których postępowali, jeśli nie zwyczaje, które nam z rąk do rąk, przyjęte od starszych przekazali, nie tylko do przestrzegania z równą im gorliwością, lecz także do przekazywania naszym potomnym? W tych więc każe nam trwać silnym i niezachwianym, abyśmy «nie dali się uwodzić rozmaitymi i obcymi naukami» (Hbr 13,9), «abyśmy nie byli dziećmi chwiejącymi się, i nie byli unoszeni od każdego podmuchu nauki» (Ef 4,14), abyśmy nie nadstawiali uszu tym, którzy chcą, by niektóre sprawy spodobały się nowością i starają się wzbudzić podziw prostaczków i nieuczonych. Lecz pytajmy się «o ścieżki stare, która jest droga dobra» (Jr 6,16), którą tyle wieków postępowali ojcowie nasi, którą przekazali, którą przypieczętowały krwią swoją tak liczne dziesiątki tysięcy Męczenników, której nauczało tyle tysięcy wyznawców. Nią idźmy z ufnością. (…)
Ale który ostatecznie jest ten [Kościół] Katolicki? Bo i heretycy chcą, aby ich katolikami nazywać. (…) Nikt nie może się dziwić, jeżeli ciemności zaślepiły oczy niektórych pałających nienawiścią wobec braci, że nie mogą dojrzeć Kościoła Katolickiego, który dla wszystkich wiernych i prawowiernych jest tak jasny, widoczny i jawny, że nie mogą dość się nadziwić ciemnocie tych, którzy nie widzą. Ich bowiem oczu nie zraniła żadna zła wola, nie oślepiła żadna nienawiść, lecz raczej jaśnieją miłością, która «cierpliwa jest i łaskawa… wszystko znosi, wszystkiemu wierzy, wszystkiego się spodziewa, wszystko przetrwa» (1 Kor 13,4.7) a podział dla niej jest na wzór śmierci. Dlatego wszystko raczej zniesie, niżby chciała się oddzielić. Wierzy we wszystko, ale jak powiedzieliśmy, nie każdemu człowiekowi. Wierzy Kościołowi Katolickiemu, o którym nie wątpi, że jest tam, gdzie jest zgoda tylu ludów, gdzie powaga czerpana z cudów, żywiona nadzieją, wzmagana miłością, starodawnością umocniona, gdzie następstwo Kapłanów, od samej stolicy Piotrowej, aż do obecnego Episkopatu. Te bowiem trzy cechy Kościoła ustalił Augustyn, które z pewnością tak są mu właściwe, że żadna herezja nie może sobie ich przypisać.
A co dotyczy pierwszej cechy, jaka jest u nas zgoda, nie tylko tych ludów wierzących w Chrystusa, które teraz istnieją, lecz także tych, które tyle wieków wstecz istniały, czy to w dogmatach, czy w obyczajach, któż jest, kto by nie widział i nie zdumiewał się? Do którejkolwiek części chrześcijańskiego świata przybędziesz, gdzie postępuje się zgodnie z przykazaniami ojców naszych, czy to będzie władczyni ziem Włochy, czy Francja, czy Hiszpania, czy duża część Niemiec, której jeszcze nie owiała zaraźliwa trucizna tak wielu sekt współczesnych, czy to świeżo nawrócona skąd wypadła Anglia, czy to Węgry, czy to Szkocja, czy to nasza Polska i jakiekolwiek są inne narody z nią złączone, zobaczysz tak wielką zgodność wszystkich narodów, że nie tylko nie ma w nich żadnego rozdarcia wiary i religii, lecz i obrzędy po wielkiej części te same, te same zachowane są zwyczaje religijne, w jednym i tym samym świętym języku wszystko się sprawuje. Wszyscy w to samo wierzą, w tych samych czasach wszyscy i poszczą i modlą się, wszyscy tym samym obrzędem sprawują ofiary, że każdy z łatwością spostrzeże, iż «mnóstwa wierzących jest serce jedno i dusza jedna» (Dz 4,32). Nie może bowiem zmieniać się praw dziwie pobożne wyznanie według różnic czasów, tak jak nie dopuszcza zmian prawdy Ten, którego na pierwszym miejscu prawdziwie wyznajemy, który mówi: «Bo ja jestem i nie odmieniam się» (Ml 3,6). (…)
Jak bowiem napisał Agaton, którego trochę wcześniej wspominaliśmy, to, co nie opiera się na żadnej prawdzie, musi się zmieniać z niestałością błędu. Albowiem prawdziwa wiara nie może się zmieniać, ani inaczej teraz, inaczej brzmieć później. (…) Dlatego gdzie jest tak wielka różnorodność i niestałość, gdzie widzimy, że raz po raz zmieniają się dogmaty, raz po raz wprowadzane są nowe obrzędy, jak może to być, by słusznie wierzono, że tam jest kościół Katolicki?
– Kard. Stanisław Hozjusz, „Chrześcijańskie wyznanie wiary katolickiej”, przeł. z łac. bp Julian Wojtkowski, Olsztyn 1999, s. 403-417.
(opublikowano:19 stycznia 2019 r.)