Żyjemy w jakiejś presji wyboru – albo całkowicie z Jezusem, albo całkowicie bez Niego, bo pośredniego rozwiązania nie ma: albo – albo.
Istnieją tendencje, nie tylko w teologii ale i w tradycyjnej religijności, by stworzyć obraz Jezusa Chrystusa jako takiego pobłażliwego, liberalnego, permisywnego Mesjasza, który nie zauważa zła, nie reaguje – takiego hipisa, który sielankowo ugania się po łąkach, zbiera kwiatuszki w jakiejś długiej tunice, uśmiechając się do wszystkich, z siatką na motyle, których oczywiście nie krzywdzi, ale je wypuszcza z okrzykiem: «I love you». Ale Ewangelie nie dają powodu, by to wyobrażenie utrzymać.
Pewien teolog, Marius Reiser, zadał sobie trud, by w ramach Ewangelii synoptycznych, czyli wyłączając Jana, wyliczyć procentowy udział tematyki sądu. Efekt jest niewesoły. O sądzie jest 76 wersetów-logiów, czyli 35% materiału językowego. Więcej niż 1/3 wypowiedzi Jezusa jest o sądzie. U Matka 22% całości tekstu to wypowiedzi o sądzie, u Mateusza 64%, u Łukasza 28%. Jezus więc z pewnością mówił bardzo dużo o sądzie.
To oczywiście nie znaczy, że przestał kochać. To znaczy, że odrzucenie Jego miłości, a nawet obojętność wobec tej miłości wyprowadza człowieka na jakieś manowce, strąca człowieka w jakąś przepaść rozpaczy, cierpienia, bezsensu. Nawet brak decyzji o tym, czy się chce być z Chrystusem czy nie, już jest decyzją przez którą człowiek sam siebie skazuje na jakieś przerażące konsekwencje. W ogóle nie znosi tego tematu współcześni dla Jezusa teolodzy, znawcy Prawa, kapłani, faryzeusze. Dlatego próbowali zdyskredytować Jezusa tworząc o Nim opinię, że jest Samarytaninem, żarłokiem, pijakiem, przyjacielem cudzołożnic, celników, opętanym przez Belzebuba, psychicznie chorym, oszustem, a nawet kastratem. I dziś ludzie, którzy nie chcą być świadomi wyboru pomiędzy życiem z Jezusem lub poza Nim, osądzają Kościół, obrzucają go najgorszymi oskarżeniami, ośmieszają kapłaństwo, kpią sobie ze spowiedzi i Eucharystii. Dlaczego? Ponieważ przyjęcie nauczania i uwierzenie w Jezusa jako Syna Bożego i Zbawiciela, żądało by od nich zmiany życia…
Ów syn człowieczy, ukrywający w sobie Syna Bożego, objawia światu swoją miłość, by wydobyć wszystkich, którzy z Nim związą swoje życie – «Z obecnego złego świata», jak mówi św. Paweł w Liście do Galatów, nie bawiąc się w jakieś kompromisy, tylko nazywając ten świat złym. Z przepaści, w którą wszyscy możemy wpaść, z rozpaczy grzechu, z chaosu, z rąk szatana, z udręk, chorób, z nieprzewidywalnych okrucieństw jakie ludzkość sama sobie gotuje, wreszcie ze śmierci.
Żeby człowieka wydobyć z tego szaleństwa, żeby go ujawnić, a później jeszcze zbawić z narastającego zaprzeczania swojemu istnieniu, które manifestuje się jako niechęć do życia, którą wszyscy chyba tutaj czujemy, trzeba było Bogu objawić niezniechęconą miłość. I taką mamy w Chrystusie. Jest w Nim miłość absolutna czyli nigdy niezałamująca się, nigdy nie rezygnująca, nie dająca się zniechęcić żadnymi przegranymi, wzbudzająca nadzieję i wiarę w człowieka nawet tego, który nie widzi dla siebie nadziei i nie wierzy w siebie – bo i ty i ja możemy nawet dzisiaj mieć takie właśnie nastroje: nie wierzę w siebie, jestem beznadziejny i nie chce mi się absolutnie żyć. Jak kogoś takiego zbawić? Żeby złamać taki opór, taką niechęć do życia, niewiarę w siebie, trzeba być Bogiem niesłychanie wierzacym w człowieka i chcącym człowieka niewiarygodnie ale realnie.
Jeśli taką miłość jednak się odrzuca, tak wyrażoną, tak ucieleśnioną, tak skonkretyzowaną, to cóż jeszcze pozostaje? Im większą miłość się odrzuca, tym większe konsekwencje i tym bardziej nieubłagane stają się te wszystkie historie, które możemy okreslić słowem „sąd”. Ale nie tyle jest to sąd Boga mszczącego się na człowieku, bo się zawiódł na nim, tylko właściwie konsekwencja wyboru ludzkiego. Kiedy odrzucamy tylko miłość Boga, to jest to dramat dla człowieka, ale kiedy odrzucamy miłość, która jest zbawieniem w Jezusie Chrystusie, to takie odrzucenie staje się katastrofą . Piekło to wiecznie odrzucane zbawienie miłującego Boga.
– o. Augustyn Pelanowski, „Konsekwencje naszych czynów„.
(opublikowano:8 października 2015 r.)