Tendencja do „wyjaśnień ostatecznych” jeszcze w inny sposób (i w innym sensie) tkwi w samej matematyczno-empirycznej metodzie. Gdy badacz staje wobec jakiegoś trudnego problemu, metoda naukowa wymaga od niego, aby nie poddawał się i nigdy nie szukał wyjaśnień poza metodą. Jeżeli – przynajmniej roboczo – zgodzimy się wszechświatem nazywać wszystko, do czego można sięgnąć matematyczno-empiryczną metodą, to wyżej sformułowana zasada metodologiczna przybiera postać postulatu domagającego się, by wszechświat wyjaśniać samym wszechświatem. W tym sensie wyjaśnienia naukowe są „ostateczne”, gdyż w ramach metody nie dopuszczają żadnych innych wyjaśnień.
Należy wszakże podkreślić, że postulat ten i implikowane przez niego rozumienie „ostateczności” mają znaczenie czysto metodologiczne, to znaczy zobowiązują one uczonego do takiego postępowania badawczego, jakby inne wyjaśnienia nie istniały i nie były potrzebne. Jest skądinąd prawdą (natury raczej psychologicznej), że długotrwałe posługiwanie się metodą naukową wytwarza silnie narzucający się nawyk nadawania regułom metodologicznym sensu ontologicznego, to znaczy przekonania, że wyjaśnienia wykraczające poza matematyczno-empiryczną metodę są pseudowyjaśnieniami, ponieważ poza zasięgiem tej metody nic nie istnieje.
Widzimy, że prowadzi to prosto do pozytywistycznej ideologii, a gdy z jakichkolwiek względów nie chce się jej ulegać, jedynym wyjściem pozostaje takie „rozciąganie” naukowej metody, by podlegało jej to wszystko, co badacz chce osiągnąć. Wydaje się, że ta druga tendencja ma dziś wśród uczonych wielu zwolenników. Wielu uczonych prawdopodobnie w ogóle nie zdaje sobie sprawy z konieczności rozróżnienia 'porządku metodologicznego” i „porządku ontologicznego” i reguły metodologiczne traktuje jako ontologiczne zasady.
ks. prof. Michał Heller, „Ostateczne wyjaśnienia wszechświata”, Kraków 2012, s. 15.
(opublikowano:14 stycznia 2014 r.)