o. Augustyn Pelanowski o współczesnych herezjach

·ekscerpcje z innych źródeł ·

Jezus odsłania siebie jako Mesjasza – Syna Bożego, w całej prawdzie – nie po żebyśmy sobie z tych prawd wybierali jak w sklepie z płytami muzycznymi tylko te, które lubimy słuchać. Jezus mówi o nieuchronności śmieci i zmartwychwstania.

Piotrowi to nie odpowiadało, mówi: «Dobrze, dobrze». Mówi: «Jezu, no że jesteś Mesjaszem to się na to zgadzam, ale że jakiś krzyż – to to nie, nie, nie. Żadna śmierć, żaden krzyż. Wszystko jest w porządku. Będzie tak dalej». Kto chce słuchać o konieczności śmierci? Owszem, Chrystus od Alleluja – jak najbardziej. Ale Chrystus od krzyża? Nie. Próbuje więc – ten Piotr – zmieścić tego Jezusa, który jawi mu się pod Cezareą Filipową, do swoich ciasnych, może nawet konformistycznych wyobrażeń i dlatego Jezus mu ostro mówi – jak? «Zejdź mi aniele z oczu»? Do Piotra tak powiedział – rozumiecie? Dlaczego? Bo Piotr zmienił coś w Objawieniu Jezusa.

Czy ktoś ma prawo z ludzi zmienić coś w Objawieniu Jezusa? Ja nie mogę teraz powiedzieć, że «Mnie się wydaje, że Bóg jest taki». Zbluźnił bym. Bóg by mnie tam spotkał na końcu mojego życia i powiedział: «Zejdź mi z oczu szatanie Augustynie, bo kłamałeś o mnie». Rozumiecie? Musimy dobrze poznać co Bóg w sobie objawia, a nie gdybać, co my sobie o nim wyobrażamy, bo się rozminiemy z nim. I nikt na świecie nie ma prawa zmieniać jego Objawienia – od papieża aż po przedszkolaka. Nikt! Małe przeinaczenie prawd wiary i człowiek znajduje się po stronie szatana – nawet jeśli jest pierwszym z apostołów. Tak jest napisane w Biblii? Tak.

Ksiądz Nicola Bux, włoski teolog, doradca Kongregacji Nauki Wiary, twierdzi, że w Kościele naszym krążą bardzo niebezpieczne wirusy przekonań. Tego typu, o których powiedziałem. Niektórzy głoszą, że wszyscy ludzie są dziećmi Bożymi. Wszyscy ludzie są dziećmi Bożymi? Nie. Stworzeni są wszyscy przez Boga, ale dziećmi Bożymi nie wszyscy są. Wszyscy uważają, że Matka Jezusa jest ich matką? Nawet nieochrzczeni? Nie. Ale gdyby ktoś twierdził – katolik, protestant, ktokolwiek – że wszyscy są dziećmi Bożymi, nawet nieochrzczeni, to w takim razie po co jest chrzest? Byłby niepotrzebny. Rozumiecie? Wtedy sakrament gładzący grzech pierworodny stałby się zbędny.

Zacieranie prawdy o grzechu i łasce sprawia, że Kościół staje się rozwodniony, aż do likwidacji. Więc zaczyna nam się tu gdzieś wsączać w nasz Kościół, takie legitymizowanie skłonności popełnienia czynów moralnie złych, jak np. rozwód, aborcja, ponowne małżeństwo, pozostawanie w sytuacjach, które je rodzą, jak kohabitacja, konkubinat… Mówią: «Ale przecież tak większość robi». Zadam wam pytanie. Jeśli w jakimś miasteczku, mieszka stu mieszkańców, 99 jest złodziejami, czy to znaczy, że ten setny ma kraść? Nie. Więc jeśli w jakimś miasteczku jest 99 rozwodników, czy to znaczy, że setny ma również zostawić swoją żonę albo męża? Więc nawet jeśli większość świata już rozpłynniła się, rozwodniła, czy to znaczy, że mamy zmienić prawdę objawioną, że cudzołóstwo jest grzechem? No nie. I teraz nie mogę wam powiedzieć: «Wiecie co, cudzołóstwo już dzisiaj nie jest grzechem, bo mi się tak wydaje, bo wydedukowałem, że większość ludzi zdradza swoje żony albo mężów». I co z tego, że większość? Prawda nie przestaje być prawdą.

Wsącza nam się też takie rozumienie miłosierdzia, które pozwala gwałcicielom żyć bezkarnie, a pomija się tragedie zgwałconych na przykład. Tymczasem Słowo Boże nazywa i cudzołóstwo, i nierząd, i gwałt, grzechami i występkami. To nigdy nie minie.

Wdarła się też do Kościoła katolickiego myśl, która postrzega Mszę tylko jako jakiś bankiet, a komunię jako koktajl, a nie przede wszystkim jako Ofiarę Chrystusa i Wieczerzę Pańską. Niektórzy zaproponują niebawem inną liturgię, w łączności może ze wszystkimi protestantami. Tymczasem u protestantów nie ma sakramentu Eucharystii. Nie ma Mszy. Nie ma żadnej łączności z Ciałem Chrystusa, który mówił tak: «Rzekł do nich Jezus: Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam: [Uwaga!] Jeżeli nie będziecie spożywali [nie powiedział tego w cudzysłowie] ciała Syna Człowieczego i nie będziecie pili krwi jego, nie będziecie mieli życia w sobie. Kto spożywa moje ciało i pije moją krew ma życie wieczne i tego wskrzeszę w dniu ostatecznym». Zapewniam was, że nie był wtedy po trzech kielichach wina kiedy to powiedział. Wiedział co mówi i jest Bogiem. Nigdy się nie myli. Ale dla większości niekatolików to nie ma istotnego znaczenia. To tylko metafora Jezusa. Tymczasem Jezus mówi tu wyraźnie o konieczności spożywania, a więc współuczestnictwa w jego ciele, w jego naturze. Przez jego ludzką naturę mamy kontakt z jego boską naturą – bo jak inaczej?

Podobnie dla wielu niekatolików, małżeństwo jest jedynie kontraktem, ludzkim aktem. Tam są rozwody – u nas nie ma. Dziwię się katoliczkom czy katolikom, którzy żenią się z ludźmi z poza Kościoła katolickiego. Na jaką przyszłość liczą? Że co? Mogą już być pewni, że dojdzie do rozwodu, jeśli nie do czegoś gorszego. No więc po co w ogóle to robić? I te przekonania starają się nam narzucić, wmówić. Wkradając się do Kościoła katolickiego – jakoś ich dziwnie ściąga ostatnio do kościołów katolickich. Tęsknią? Czy nas infekują? Pod pozorami różnych rekolekcji, uwielbień, nauczań, wreszcie mieszanych małżeństw coś w nas chcą rozwodnić?

Doszło do tego, że coraz częściej rozbrzmiewa zaraza przekonania, że mówić o grzechu i łasce to już jest nieaktualne – niepotrzebne. Uczy się jakiejś moralności subiektywnej, «róbta co chceta – jak uważasz, że to grzech to się spowiadaj, a jak nie uważasz, to się nie spowiadaj». Można tak? Jeśli w jakimś miasteczku jest 99 złodziei, a ostatni nie kradnie to ma kraść? Jak uważasz tak jest? Nie. Jak Bóg uważa tak jest.

Tak samo nie można mówić o miłosierdziu pomijając nawrócenie i pokutę. To się nie uda – spychając spowiedź do rytuału zbędnego. Już na zachodzie się nikt tam prawie nie spowiada. Dojdzie to do nas? Albo chrześcijaństwo zaczyna się głosić nawet jako filantropię, charytatywność, troskę o ubogich… To nie jest najważniejsze. «Ubogich zawsze macie u siebie» – mówi Jezus. Otwarcie się na najeźdźców i tylko patrzeć jak cała plaża nad Bałtykiem będzie nazywać się niedługo Rimini albo Fugia – wiecie o czym mówię.

Ludzie mają różne wyobrażenie Jezusów Chrystusów, z których każdy co innego twierdzi. Jest Jezus katolików, wiernych Tradycji, ale jest też Jezus katolików liberalnych, jest też Jezus protestantów. Nawet jest Jezus muzułmanów, nawet jest Jezus ateistów. Tylko który Jezus jest prawdziwy?

Porównajmy takiego Jezusa protestantów i Jezusa katolików. Bo wyraźnie obydwaj sobie zaprzeczają i nie wiem który jest prawdziwy. Jeden dopuszcza rozwody – to też jest Jezus Chrystus. Drugi mówi, że nie – nie ma rozwodów. Jednemu nie przeszkadza antykoncepcja. Drugi mówi – nie ma antykoncepcji. Jeden mówi: «Moja matka to zwykła kobiecina, uciekaj kobito do garów». Drugi mówi: «Nie, moja matka to jest królowa, pierwsza z całego dziedzictwa królowych i królów». Powiedzcie mi, który jest prawdziwy? Zobaczcie, to nie jest ten sam Jezus. O to mi chodzi. To nie jest ten sam Jezus. Jeśli wierzę w jakiegoś innego Jezusa niż ten, którego nam Pismo objawia, to nie jest ten sam Jezus.

Czyli co? Można wierzyć w Jezusa wyobrażonego. Można Jezusowi wcisnąć coś, co mnie ułatwia pozornie życie. Bo grzech wydaje się, że ułatwia życie, prawda? I jeżeli ktoś mi mówi: «Chodź, bo my wierzymy w tego samego Jezusa Chrystusa, pomodlimy się tak samo», to ja może bym powiedział jak św. Agaton – papież, o monoteletach i monofizytach: «Kto się modli z heretykami jest heretykiem». To jest zdrada.

Możliwe, że to jest ostatnie kazanie w moim życiu i zostanę tutaj zakazany do tego żebym nauczał. Mogę stracić głowę.

Benedykt XVI mówił nawet o sobie, jako papieżu, w ten sposób – posłuchajcie – to tak w kontekście tej Ewangelii jutrzejszej: «Posługa papieża jest gwarancją posłuszeństwa Chrystusowi i jego Słowu». Zgadzamy się. «Papież nie ma głosić własnych idei». Tak. «Ale winien nieustannie zespalać samego siebie i Kościół więzią posłuszeństwa Słowu Bożemu wobec wszelkich prób przystosowania czy rozwodnienia i wszelkich przejawów oportunizmu». Tak mówił w Bazylice św. Jana na Lateranie z okazji objęcia katedry biskupa Rzymu.

I jeszcze dodał tak: «Jezus powiedział wszystko swoim uczniom, bo On sam jest żywym Słowem Boga, a Bóg nie może dać czegoś więcej niż samego siebie. W Jezusie Bóg dał nam całego siebie, to znaczy — dał nam wszystko. Ponad tym czy obok tego nie może istnieć żadne inne objawienie, które mogłoby przekazać coś więcej albo w jakiś sposób uzupełnić Objawienie Chrystusa. W Nim, w Synu, wszystko zostało nam powiedziane i wszystko zostało nam darowane. Jednak nasza zdolność rozumienia jest ograniczona». Apostołowie nie byli w stanie w ciągu tych trzech lat zrozumieć całej głębi dziedzictwa prawdy objawionej. Potrzeba było wieków, żeby wszystko rozpakować. Tego jest tak dużo, że do dzisiaj wszystkiego nie rozumiemy. Potrzeba było przynajmniej trzech wieków, trzysta lat, by słowa Jezusa mogli katolicy trochę chociaż pojąć. Dopiero w 325 roku, pasterze, biskupi, zdefiniowali treść pojęcia «Syn Boga». No bo co to znaczy «Syn Boga»? Choć i wtedy znaleźli się tacy, którzy wyobrażali sobie tego Syna Boga, czyli Logos – Słowo, jako zwykłe stworzenie, człowieka najdoskonalszego. I tyle – najdoskonalsze stworzenie.

Skoro Jezus sam siebie rozumiał jako Boga, to albo był szaleńcem, albo rzeczywiście był Bogiem. Ale znalazł się taki heretyk – Ariusz, zresztą kapłan – spośród moich współbraci w kapłaństwie wcale nie rzadko zdarzają się tacy – i cóż? I on nauczał, że Jezus to tylko najdoskonalsze ze stworzeń. Taki charytatywny, miłosierny człowiek, może jakieś wcielenie Buddy – no nie wiem. No i stanął na Soborze w 325 r. w Nicei i zaczął głosić swoje brednie z powagą autorytetu. Ariusz – heretycki kapłan z Aleksandrii. I zaczął perorować tak: «A był taki czas, kiedy Logos – czyli Chrystus – nie istniał, a więc nie jest równy Bogu Ojcu. A zatem Logos nie jest przedwieczny, nie jest Bogiem. Jest tylko pierwszym ze stworzeń». Jedna fałszywa nuta.

Jedna fałszywa nuta w symfonii może sprawić, że fałsz zepsuje całość kompozycji. Jedno kłamstwo w dogmatach wiary sprawia, że nie jest to już nauka Chrystusa. «Brzuchowicz» nie jest «Rzuchowiczem». Tradycja zachowała opowieść o tym, jak na tym pierwszym Soborze Powszechnym w Nicei w 325 r. kiedy Ariusz stał pomiędzy biskupami i takie brednie opowiadał, jeden z biskupów, którego świetnie znacie, a wasze dzieci najlepiej – św. Mikołaj z Miry, patron mojego Kościoła w którym w tej chwili mieszkam, ten dobrotliwy Mikołaj z workiem na plecach – wstał i słysząc te brednie heretyckie, podszedł do Ariusza i walnął go tak pięścią, że Ariusz się przewrócił i nakrył nogami. Ten Mikołaj, uosobienie dobroci, walnął w twarz za bluźnierstwa heretyckie.

Wszystkie herezje obrażają Jezusa – moją Matkę i mojego Jezusa. Trudno mi podawać rękę komuś, kto pluje w twarz mojemu Bogu. Trudno mi się modlić z kimś takim. Może są tacy, co mówią: «To nie jest dla mnie problem, mogę się modlić nawet z muzułmaninem, mogę się modlić ze wszystkimi». Proszę bardzo – módl się nawet z diabłem. Ale ja nie. Nawet gdyby to było ostatnie kazanie w moim życiu i zamknęliby mnie jak św. Jana Chrzciciela.

Był to moment przełomowy w Soborze, ponieważ biskupi zdali sobie sprawę z tego, że nie wolno kupczyć prawdą, aby przypodobać się komukolwiek – nawet cesarzowi. Mikołaj za to został pozbawiony oznaki godności biskupiej – omoforionu. Został wtrącony do więzienia za ten cios. Spodziewał się, że zetną mu głowę jak Janowi Chrzcicielowi za słowa, które wypowiedział nad Jordanem. Jednak niedługo potem, wielu z tych biskupów – jak mówi tradycja – miało sen, bardzo podobny, albo taki sam, w którym Chrystus podawał św. Mikołajowi Ewangelię, a Bogurodzica zakładała na niego omoforion biskupi. Kiedy wymienili się tymi wrażeniami, tymi snami, po takim znaku świętego uwolniono i przywrócono do uprzedniej godności i umarł sobie spokojnie święty Mikołaj.

Jeszcze jeden problem. Czasem ktoś mi mówi tak: «Ale w Biblii jest tyle niezrozumiałych tekstów, w ogóle są jakieś dziwne, straszne, bratobójcze – tu się rżną, tam biją, tu głowy sobie urywają – co to za święta księga?». To jest księga o nas! O nas! To jest prawda o nas! I dlatego tak nam trudno ją czytać. Bo komu jest łatwo, jakiemu brzydalowi, spojrzeć w lustro? Dopiero w niebie będziemy piękni.

W czasie wojen bratobójczyh w Izraelu doszło do bitwy nad Jordanem. Tam, gdzie Jan Chrzciciel chrzcił. Gileadczycy szukali ciekinierów z wojska Efraima. Między sobą się bili. Tak jak dzisiaj w Kośiele – między sobą się biją. I tam wtedy też tak było. I chcąc ich wyłapać, Gileadczycy stanęli nad brodem rzeki i pytali się każdego, kto przekraczał bród rzeki i mówili tak: «Powiedz słowo kłos», to znaczy «szibbolet». Bo każdy Effraimczyk nie był w stanie wypowiedzieć «szibbolet» tylko mówił «sibbolet». Zobaczcie jaka jest różnica między «szibbolet» a «sibbolet». Duża? Prawie niezauważalna, prawda? To tak mniej więcej, jakby ślązakowi czy góralowi kazać powiedzieć «kobyła». Inaczej to powiedzą, prawda? Jest różnica. I jeśli ktoś nie umiał wypowiedziec słowa «szibbolet» tylko «sibbolet», umierał – był zabijany. Po tym rozpoznawano wrogów.

Jak to odnieść do dzisiejszej historii? Jeśli umiesz wyznać prawdę swoimi ustami, że Jezus Chrystus jest Bogiem i wiesz co to znaczy, że jest Bogiem, jeśli całą prawdę wyznasz – nikt, żadna śmierć cię nie dotknie. Ale jeśli masz kłamliwe o nim pojęcie i kłamstwo o nim głosisz – co cię spotka? Za nic w świecie nie zostanę heretykiem.

Czasem jecie zupę i – w lipcu szczególnie, albo w sierpniu – jest gorąco, wpada mucha i wpada wam do zupy. Wstrętna mucha, która przed chwilą siedziała na… Aż cuchnie. A mieliście taką ochotę zjeść tę zupę. Jedna mucha i trzeba całą zupę wylać w wiadome miejsce. Nie na tron, tylko do sedesu. Dlatego Kohelet w swojej księdze mówi coś, co nie pojmuję, jak tego można nie zrozumieć: «Nieżywa mucha zepsuje naczynie wonnego olejku. Bardziej niż mądrość, niż słowa, zaważy tylko trochę głupoty». A trochę kłamstwa? A szczególnie o Synu Bożym. Zgadza się?

Musimy bardzo dbać o to, żeby wiedzieć w kogo wierzymy. Jezus katolików ma konfesjonał. Zgadza się? I ma Eucharystię? Jezus protestantów nie wymaga spowiedzi ani nie mówi, że Ostatnia Wieczerza była pierwszą Mszą. Nie chce być obecny w chlebie i winie. Jezus katolików nie uznaje antykoncepcji ani rozwodów. Jezus protestantów nie zabrania ani antykoncepcji ani rozwodów. Jezus w naszym Kościele mówi: «Kościół jest jeden». Jezus protestantów ma ponad 50 000 denominacji. Gdzie jest Jezus? Który Jezus jest prawdziwy? Bo napewno Jezus protestantów i katolików nie jest tym samym Jezusem, skoro tak różni się w poglądach. Chyba, że oszalał.

– o. Augustyn Pelanowski OSPPE, źródło: YouTube, transkrypcja: AMB.

(opublikowano:8 stycznia 2019 r.)