Błędnym jest samo założenie, że małżeństwo jest przede wszystkim dla celów indywidualnych, ono jest bowiem przede wszystkim dla celów społecznych. Tylko wychodząc z tej zasady, można zrozumieć całą doniosłość odwiecznej doktryny chrześcijańskiej o małżeństwie.
Doskonale pojął to św. Tomasz, twierdząc, że kto stanie na stanowisku czysto indywidualistycznym, w żaden sposób nie może dowieść, że wolna miłość (simplex fornicatio) jest grzechem. W samej rzeczy nie jest ona grzechem przeciw Bogu ani przeciw sobie samemu, skoro się jest wolnym i ma się wolną rozporządzalność swoją osobą, ani też nie jest grzechem przeciw bliźniemu, skoro ten bliźni jest również wolny. Na czym więc polega zło wolnej miłości? Przeciw komu jest ona grzechem? Przeciw bliźniemu, społecznie wziętemu, przeciw społeczności bliźnich, która ma być przez małżeństwo utrzymana i której przynoszą szkodę wszelkie wykroczenia przeciw zasadom małżeństwa…
Spośród wielu wrodzonych skłonności, które człowiek w sobie odczuwa lub spostrzega, dwie występują ze szczególną siłą i stałością, mianowicie potrzeba odżywiania się dla utrzymania przy życiu jednostki i potrzeba rozradzania się dla utrzymania gatunku ludzkiego na ziemi. Obie te potrzeby mają w sobie coś z sił żywiołowych, które instynktownie pchają człowieka do tego, aby je zaspokajał; toteż w obu rozdźwięk, wprowadzony do natury przez grzech pierworodny, przejawia się ze szczególną siłą.
Obu tym popędom przyrodzonym towarzyszą pewne zadowolenia czy też rozkosze zmysłowe przy wykonywaniu związanych z nimi czynności. Mają one na celu zachęcić do regularnego ich spełniania pomimo pewnych ujemnych stron nie dających się od nich odłączyć. Nieraz jednak zbyt silnie pociągają one człowieka i sprawiają, że przesuwa on punkt ciężkości z samej czynności na rozkosz z nią związaną, że zapomina o celach, którym dana czynność służy albo się nawet od nich odwraca, a cały cel zakłada w poszukiwaniu tego, co jest dodatkowe, tj. zadowolenia lub rozkoszy. Najlepszym przykładem jest tu obżarstwo, łakomstwo i pijaństwo, które przesuwają punkt ciężkości z odżywiania się dla utrzymania zdrowia i życia na zadowolenie tej przyjemności, jaką jedzenie i picie sprawia, aż do szkodzenia zdrowiu i życiu.
Popęd płciowy, mający na celu utrzymanie gatunku ludzkiego, a więc i zachowanie społeczeństwa, aczkolwiek nie tak stale się w człowieku budzi, jak popęd do odżywiania, jednak ma silniejsze przejawy, i funkcja, która go zaspokaja, tak silnie podnieca zmysłowe siły psychiczne, że wyższe władze zamierają na ten czas, pochłonięte przez działalność zmysłów. Tym się tłumaczy poczucie wstydu, które procesom płciowym towarzyszy. Człowiek zdaje sobie sprawę z tego, że one paraliżują poniekąd to, co stanowi właściwą jego godność, tj. działalność jego wyższych władz psychicznych, rozumu i woli, i dlatego pragnie się z tym ukrywać. Ponieważ wraz z płodzeniem potomstwa i przekazywaniem natury ludzkiej przekazuje się również i skazę grzechu pierworodnego, przeto czynności życia płciowego są w szczególny sposób zanieczyszczone, i człowiek najsilniej odczuwa w tej dziedzinie brak tej harmonii, którą by pragnął mieć między życiem zmysłów i życiem ducha.
Tu ma też swe źródło obserwowana często w dziejach ludzkości skłonność do przesadzania tego zepsucia natury ludzkiej, które w dziedzinie płciowej tak silnie wszystkich uderza, i do sprowadzenia go niemal wyłącznie do tej dziedziny. Jak często w dziejach Kościoła spotkać można było prądy heretyckie – manichejczycy, albigensi i inni – które w samym grzechu pierwszych rodziców chciały widzieć grzech nieczystości i które stąd wysnuwały wniosek, że obcowanie płciowe mężczyzny z kobietą nawet w małżeństwie jest grzesznym.
Przeciw tym błędnym doktrynom Kościół zawsze bronił zacności małżeństwa jako funkcji przyrodzonej, przeznaczonej dla utrzymania rodu ludzkiego; w miarę jak temu celowi służy, nie tylko nie zawiera ono w sobie nic grzesznego, ale może się stać źródłem zasługi, szczególnie odkąd zostało podniesione przez Chrystusa do godności sakramentu i stało się dla małżonków rozsadnikiem specjalnych łask, mających im pomóc w spełnianiu trudnych obowiązków rodzinnych.
Grzech pierwszych rodziców bynajmniej nie był grzechem nieczystości, ale grzechem pychy, przeto i dziś też grzechy duchowe o skażeniu natury ludzkiej, aczkolwiek w dziedzinie stosunków płciowych skażenie to wyraźniej się odczuwa. Gdyby pierwsi rodzice nie byli zgrzeszyli, małżeństwo i życie rodzinne i tak byłoby istniało jako jedyny sposób propagowania rodu ludzkiego: jest ono funkcją przyrodzoną i jako takie jest czymś przewidzianym w planie Opatrzności Bożej dla uzyskania tych celów, jakie Bóg miał, stwarzając istotę złożoną z ciała i duszy nieśmiertelnej i chcąc, aby zaludniała ziemię aż do skończenia świata.
Broniąc jednak godziwości stosunków płciowych w małżeństwie przeciw pesymistycznym tendencjom odwiecznego dualizmu, Kościół nie ustawał nigdy w zabiegach o utrwalenie w przekonaniu i obyczajach wiernych tego zapatrywania, że stosunki płciowe są godziwe i dozwolone tylko w granicach małżeństwa i że nawet w tych granicach są one o tyle dozwolone i godziwe, o ile nie wykluczają dobrowolnie tego, co jest właściwym celem małżeństwa, tj. sprowadzania nowego życia na ziemię. Jeśli uzyskanie tego celu wykluczają jakimikolwiek sztucznymi środkami, stają się zaraz ciężkim przewinieniem, mającym cechy grzechu śmiertelnego. Jeśli zaś nie wykluczają go, ale odsuwają na drugi plan, tak iż pierwszą intencją małżonków jest poszukiwanie rozkoszy zmysłowych, natenczas stosunki płciowe między nimi nieraz mogą mieć charakter grzechu powszedniego i wstrzymać łaski, których im sakrament małżeństwa gotów zawsze udzielić .
Stąd odwieczną troską Kościoła było zawsze utrwalić w obyczajach i przekonaniu wiernych ogromną doniosłość cnoty czystości, tego wewnętrznego panowania wyższych władz psychicznych nad pożądaniami dziedziny płciowej. Jest ona konieczna najpierw tym wszystkim, którzy dla tych lub innych racji w związki małżeńskie nie wstąpią. Ta jest bowiem różnica między pożądaniem pokarmu dla utrzymania jednostki przy życiu a pożądaniami dziedziny płciowej, że pierwsze powinno być zaspokajane przez każdego, a to dlatego, że za utrzymanie się przy życiu każdy człowiek jest sam odpowiedzialny, drugie natomiast nie tak ściśle obowiązują każdego, za utrzymanie bowiem gatunku odpowiedzialny jest ogół i jeśli w tym ogóle większość tak te obowiązki spełnia, iż zachowanie rodu ludzkiego jest zapewnione, to poszczególnym jednostkom wolno się od niego uchylić dla poważnych racji. Racje te mogą być rozmaite: niezdolność do życia płciowego, zły stan zdrowia, szczególne własności charakteru, pewne braki fizyczne, które uniemożliwiają lub utrudniają znalezienie towarzysza lub towarzyszki życia. Ponad nimi góruje pociąg do pełni życia duchowego, do tego „pilnego obcowania z Panem bez przeszkody”, dla którego małżeństwo stanowi poważne utrudnienie.
Wezwanie do zupełnej czystości, zawarte w Ewangelii i tak wymownie poparte przez św. Pawła, stało się jednym z najpotężniejszych czynników odrodzenia świata przez chrześcijaństwo, toteż Kościół nigdy nie przestał i nie przestanie widzieć w stanie bezżennym obranym dla wyższych duchowych celów czegoś doskonalszego, aczkolwiek dla nielicznych stosunkowo jednostek przeznaczonego. Ma się rozumieć, nie zalicza Kościół do tego stanu tych, którzy nie wstępują w związki małżeńskie tylko dla pobudek niższych, egoistycznych, dla uniknięcia kłopotów i trosk związanych z obowiązkami małżeńskimi i rodzinnymi. Jeśli nawet umieją się oni uchronić od wykroczeń przeciw 6. i 9. przykazaniu, wstrzemięźliwość ich nie posiada pełnej wartości i egoistyczne jej pobudki czynią najczęściej także ich życie bezpłodnym.
Od obowiązku wstąpienia w związki małżeńskie można być zwolnionym albo dla racji niezależnych od nas, albo też dla racji dobrowolnie przez nas wybranych, w których wyrzeczenie się radości i trosk życia małżeńskiego winno być uzasadnione pragnieniem spełnienia wyższych zadań duchowych, bez których społeczeństwo żyć i rozwijać się nie może, a które wymagają, aby się im całkowicie oddać. Za wyrzeczenie się płodności w dziedzinie materii otrzymuje się wtedy płodność w dziedzinie ducha, która całkowicie tamtą kompensuje.
– o. Jacek Woroniecki OP, „Podstawy filozoficzne i teologiczne chrześcijańskiej nauki o małżeństwie” w: „U podstaw kultury katolickiej”, Lublin 2002, s. 74-78.
(opublikowano:1 lipca 2016 r.)