Papież Franciszek o liturgii

·ekscerpcje z innych źródeł ·

Fragmenty pochodzą z listu apostolskiego papieża Franciszka o liturgii Desiderio desideravi z 29 czerwca 2022 r.
(wybór fragmentów i treść nagłówków: A.M.B.)


 

SUBIEKTYWIZM, INDYWIDUALIZM I ELITARYZM

(…) Wielokrotnie ostrzegałem przed niebezpieczną dla życia Kościoła pokusą, którą jest „światowość duchowa”. Mówiłem o niej obszernie w adhortacji Evangelii gaudium (nr 93-97), dostrzegając w gnostycyzmie i neopelagianizmie dwa powiązane ze sobą czynniki, które ją odżywiają. Pierwszy z nich sprowadza wiarę chrześcijańską do subiektywizmu, który zamyka jednostkę „w immanencji swojego własnego rozumu lub swoich uczuć” (Evangelii gaudium, nr 94). Drugi neguje wartość łaski, polegając tylko na własnych siłach, otwierając pole dla „narcystycznego i autorytarnego elitaryzmu, gdzie zamiast ewangelizowania, pojawia się analiza i krytyka innych, a zamiast ułatwiania dostępu do łaski – traci się energię na kontrolę” (Evangelii gaudium, nr 94).

Te wypaczone formy chrześcijaństwa mogą mieć katastrofalne konsekwencje dla życia Kościoła. Z tego, co chciałem powyżej przypomnieć, wynika, że liturgia z samej swojej istoty jest najbardziej skutecznym antidotum na te trucizny. Mówię oczywiście o liturgii w jej teologicznym znaczeniu i na pewno nie – stwierdzał to już Pius XII – jako o jakimś ozdobnym ceremoniale lub zwykłym zbiorze praw i nakazów regulujących kult.

Jeśli gnostycyzm zatruwa nas trucizną subiektywizmu, to celebracja liturgiczna uwalnia nas z więzienia autoreferencyjności karmionej własnym rozumem lub odczuciem. Akcja celebracji nie należy do jednostki, ale do Chrystusa-Kościoła, do całości wiernych zjednoczonych w Chrystusie. W liturgii nie mówi się „ja”, ale „my”, a jakiekolwiek ograniczenie szerokości tego „my” jest zawsze demoniczne. Liturgia nie pozostawia nas samych w poszukiwaniu indywidualnego domniemanego poznania tajemnicy Boga, ale bierze nas razem za rękę jako zgromadzenie, aby wprowadzić w tajemnicę, którą objawia nam Słowo i znaki sakramentalne. Czyni to spójnie z Bożym działaniem, podążając drogą wcielenia, poprzez symboliczny język ciała, który rozciąga się na rzeczy, przestrzeń i czas. Jeśli neopelagianizm zatruwa nas domniemaniem zbawienia uzyskanego dzięki naszym własnym wysiłkom, to celebracja liturgiczna oczyszcza nas, głosząc darmowość daru zbawienia przyjętego w wierze. (…)

 

DBAŁOŚĆ O NORMY LITURGICZNE

Ciągłe odkrywanie na nowo piękna liturgii nie jest dążeniem do estetyki obrzędowej, która rozkoszuje się jedynie troską o zewnętrzną formę obrzędu lub zadowala się skrupulatnym przestrzeganiem rubryk. Oczywiście  twierdzenie to w żaden sposób nie ma na celu poparcia postawy przeciwnej, która myli prostotę z niechlujnym banałem, istotę z ignorancką powierzchownością, konkretne sprawowanie obrzędów z przesadnym funkcjonalizmem praktycznym. Powiedzmy jasno: należy zadbać o każdy aspekt celebracji (przestrzeń, czas, gesty, słowa, przedmioty, szaty, śpiew, muzyka…) i przestrzegać każdej rubryki. Ta uwaga wystarczyłaby, aby
nie ogołocić zgromadzenia z tego, co mu się należy, czyli z misterium paschalnego celebrowanego zgodnie z obrzędami, które ustanawia Kościół.

Gdyby nawet zagwarantowano jakość i przepisy akcji celebrowania, nie wystarczyłoby to, aby nasze uczestnictwo było pełne. Gdyby zabrakło nam zachwytu wobec tajemnicy paschalnej, która uobecnia się w konkretności znaków sakramentalnych, moglibyśmy naprawdę narazić się na bycie nieprzemakalnymi wobec oceanu łaski, który zalewa każdą celebrację.

Nie wystarczą, choć są godne pochwały, wysiłki zmierzające do poprawy jakości celebracji, ani wezwanie do przeżywania wewnętrznego; nawet to ostatnie naraża się na ryzyko zredukowania do pustej subiektywności, jeśli nie przyjmie objawienia tajemnicy chrześcijańskiej. Spotkanie z Bogiem nie jest owocem indywidualnego, wewnętrznego poszukiwania Go, ale jest wydarzeniem podarowanym: poprzez nowy fakt Wcielenia możemy spotkać Boga, który na Ostatniej Wieczerzy posuwa się do tego, że chce być przez nas spożywany. Jakże mogłoby się nam przytrafić to nieszczęście, że umknęłaby nam fascynacja pięknem tego daru? (…)

 

ZNACZENIE I WARTOŚĆ SYMBOLI

Podstawowe pytanie jest więc takie: jak odzyskać zdolność do pełnego przeżywania akcji liturgicznej? Soborowa reforma ma właśnie taki cel. Wyzwanie jest bardzo wymagające, ponieważ współczesny człowiek – nie wszystkie kultury w ten sam sposób – utracił zdolność angażowania się w akcję symboliczną, która jest istotną cechą akcji liturgicznej. Ponowoczesność – w której człowiek czuje się jeszcze bardziej zagubiony, pozbawiony jakichkolwiek odniesień, pozbawiony wartości, bo stały się one obojętne, osierocony ze wszystkiego, w rozsypce, w której horyzont sensu wydaje się niemożliwy – jest wciąż mocno obciążona trudnym dziedzictwem, jakie pozostawiła nam poprzednia epoka. Składa się ono z indywidualizmu i subiektywizmu (które ponownie przywołują pelagianizm i gnostycyzm), jak również z abstrakcyjnego spirytualizmu, który zaprzecza samej naturze człowieka, będącego duchem ucieleśnionym, a więc samym w sobie zdolnym do działania i symbolicznego rozumienia. (…)

Guardini pisze: „To nakreśla pierwsze zadanie dzieła formacji liturgicznej: człowiek musi stać się na nowo zdolny do rozumienia symboli”. Zobowiązanie to dotyczy wszystkich, zarówno wyświęconych szafarzy, jak i wiernych. Zadanie nie jest łatwe, bo współczesny człowiek stał się analfabetą, nie potrafi już odczytywać symboli, prawie nie podejrzewa ich istnienia. (…) Każdy symbol jest jednocześnie potężny i kruchy: jeśli nie jest szanowany, jeśli nie jest traktowany zgodnie z tym, czym jest, rozpada się, traci siłę, staje się bez znaczenia. (…)

Zatracenie zdolności rozumienia symbolicznej wartości ciała i każdego stworzenia sprawia, że symboliczny język liturgii jest niemal niedostępny dla współczesnego człowieka. Nie chodzi jednak o wyrzeczenie się takiego języka; nie można się go wyrzec, ponieważ jest on tym, co Trójca Święta wybrała, aby dotrzeć do nas w ciele Słowa. Chodzi raczej o odzyskanie umiejętności przedkładania i rozumienia symboli liturgii. Nie wolno nam rozpaczać, ponieważ w człowieku ten wymiar, jak przed chwilą powiedziałem, jest konstytutywny i mimo zła materializmu i spirytualizmu – oba zaprzeczają jedności ciała i duszy – jest zawsze gotowy do ponownego wyłonienia się, jak każda prawda. (…)

Wiemy dobrze,że celebracja sakramentów dzięki łasce Bożej jest skuteczna sama w sobie (ex opere operato), ale nie gwarantuje to pełnego zaangażowania ludzi bez odpowiedniego sposobu stawienia się wobec języka celebracji. Lektura symboliczna nie jest sprawą wiedzy umysłowej, przyswajania pojęć, ale jest doświadczeniem życiowym. (…)

 

SZACUNEK DLA TAJEMNICY

Wielu z nas uczyło się właśnie od nich mocy gestów liturgicznych, takich jak znak krzyża, klęczenie, formuły naszej wiary. Być może nie mamy żywego wspomnienia tego, ale z łatwością możemy sobie wyobrazić gest większej ręki biorącej małą dłoń dziecka i powoli towarzyszącej jej, gdy po raz pierwszy kreśli znak naszego zbawienia. Ruchowi towarzyszą słowa również powolne, jakby chcące zawładnąć każdą chwilą tego gestu, całego ciała: „W imię Ojca… i Syna… i Ducha Świętego… Amen”, aby potem puścić rękę dziecka i patrzeć, będąc gotowym przyjść mu z pomocą, gdy samodzielnie powtarza ten gest teraz przekazywany, jak szata, która będzie rosła razem z nim,  rzyodziewając go w sposób, jaki zna tylko Duch Święty. Od tej chwili ten gest, jego symboliczna siła, należy do nas lub, lepiej byłoby powiedzieć, my należymy do tego gestu, on nadaje nam kształt, jesteśmy przez niego  ormowani. Nie trzeba zbyt wiele mówić, nie trzeba wszystkiego rozumieć w tym geście: trzeba być małym zarówno w przekazywaniu go, jak i w odbieraniu. Reszta jest dziełem Ducha Świętego. W ten sposób zostaliśmy wtajemniczeni w język symboliczny. Z tego bogactwa nie możemy pozwolić się ograbić. W miarę rozwoju możemy mieć więcej środków do zrozumienia, ale zawsze pod warunkiem, że pozostaniemy mali. (…)

 

POTRZEBA PIELĘGNOWANIA SZTUKI CELEBRACJI

Jednym ze sposobów pielęgnowania symboli liturgii i wzrastania w ich żywotnym rozumieniu jest z pewnością pielęgnowanie sztuki celebracji. To wyrażenie również podlega różnym interpretacjom. Staje się ono bardziej zrozumiałe, jeśli rozumie się je w odniesieniu do teologicznego znaczenia liturgii opisanego w punkcie 7 Konstytucji o liturgii, do którego wielokrotnie się odwoływaliśmy. Ars celebrandi nie można sprowadzić
do zwykłego przestrzegania regulaminu rubryk, nie można też myśleć o niej jako o fantazyjnej – czasem dzikiej – twórczości bez reguł. Obrzęd jest sam w sobie normą, a norma nigdy nie jest celem samym w sobie, lecz zawsze na usługach wyższej rzeczywistości, której chce strzec.

Ars celebrandi jak każda sztuka wymaga różnorodnej wiedzy, przede wszystkim zrozumienia dynamizmu, który cechuje liturgię. Czas akcji celebracji jest miejscem, w którym poprzez pamiątkę uobecnia się misterium paschalne, aby ochrzczeni, na mocy swego uczestnictwa, mogli go doświadczyć w swoim życiu. Bez tego zrozumienia łatwo popada się w powierzchowność (mniej lub bardziej wyrafinowaną) i rubrycyzm (mniej lub bardziej sztywny). (…)

 

POTRZEBA POSŁUSZEŃSTWA W CELEBRACJI

Z tych krótkich uwag jasno wynika, że sztuka celebracji nie może być improwizowana. Jak każda sztuka, wymaga ona wytrwałego stosowania. Rzemieślnik potrzebuje tylko techniki; artyście, oprócz wiedzy technicznej, nie może zabraknąć natchnienia, które jest pozytywną formą posiadania. Artysta prawdziwy nie posiada sztuki ani nie jest przez nią posiadany. Sztuki celebracji nie uczy się dlatego, że chodzi się na kurs public speaking
[wystąpień publicznych] czy technik komunikacji perswazyjnej (nie oceniam intencji, widzę efekty). Każde narzędzie może być przydatne, ale zawsze musi być podporządkowane naturze liturgii i działaniu Ducha Świętego. Potrzebne jest sumienne zaangażowanie w celebrację, pozwolenie, by sama celebracja przekazywała nam swoją sztukę.

Guardini pisze: „Musimy sobie uświadomić, jak głęboko jesteśmy jeszcze zakorzenieni w indywidualizmie i subiektywizmie, jak bardzo nie jesteśmy przyzwyczajeni do wezwania wielkości i jak mała jest miara naszego życia religijnego. Trzeba obudzić poczucie wielkości modlitwy, wolę zaangażowania w nią także naszego istnienia. Ale drogą do tych celów jest dyscyplina, wyrzeczenie się miękkiego sentymentalizmu; poważna praca, wykonywana w posłuszeństwie Kościołowi, w odniesieniu do naszego bytu religijnego i zachowania”. W ten sposób człowiek uczy się sztuki celebracji. (…)

Wśród obrzędowych gestów, które należą do całego zgromadzenia, milczenie zajmuje miejsce bezwzględnie ważne. Kilka razy jest to wyraźnie przepisane w rubrykach: cała celebracja eucharystyczna jest zanurzona w ciszy, która  oprzedza jej początek i wyznacza każdą chwilę jej rytualnego rozwoju. Rzeczywiście, jest ona obecna w akcie pokutnym; po wezwaniu do modlitwy; w liturgii słowa (przed czytaniami, między czytaniami i po homilii); w  odlitwie eucharystycznej; po komunii. Nie jest to schronienie, w którym można się ukryć dla intymnej izolacji, niemalże znosząc obrzęd, jakby był rozproszeniem. Takie milczenie zaprzeczałoby samej istocie celebracji. Milczenie liturgiczne to coś znacznie więcej: jest ono symbolem obecności i działania Ducha Świętego, który ożywia całą akcję celebracji. To dlatego stanowi ono kulminację następstwa obrzędów. To właśnie dlatego że jest ono symbolem Ducha, ma moc wyrażania Jego wielopostaciowego działania. (…)

 

ZŁE TRAKTOWANIE ZGROMADZEŃ PRZEZ PROBOSZCZÓW

O ile prawdą jest, że ars celebrandi dotyczy całego zgromadzenia, które celebruje, to również prawdą jest, że wyświęceni szafarze muszą się o nią szczególnie troszczyć. Odwiedzając wspólnoty chrześcijańskie, często zauważałem, że ich sposób przeżywania uroczystości jest uwarunkowany – w lepszy, a niestety także w gorszy sposób – tym, jak ich proboszcz przewodniczy zgromadzeniu. Można powiedzieć, że istnieją różne „wzorce” przewodniczenia.

Oto możliwa lista postaw, które, choć przeciwstawne, charakteryzują przewodniczenie w sposób z pewnością nieadekwatny: surowa sztywność lub przesadna kreatywność, uduchowiony mistycyzm lub praktyczny funkcjonalizm, pośpiech lub podkreślana powolność, niechlujne zaniedbanie lub nadmierne wyrafinowanie, nadmierna serdeczność lub hieratyczna beznamiętność. Mimo rozległości tego zakresu, myślę, że nieadekwatność tych modeli ma wspólne źródło: przesadny indywidualizm stylu osoby odprawiającej, który niekiedy wyraża źle skrywaną manię autopromocji. Często staje się to bardziej widoczne, gdy nasze celebracje są transmitowane w sieci, co nie zawsze jest właściwe i nad czym powinniśmy się zastanowić. Nie są to postawy najbardziej rozpowszechnione, ale zgromadzenia nierzadko są poddawane takiemu „złemu traktowaniu”. (…)

 

POTRZEBA POKORNEJ SŁUŻBY

Prezbiterzy, stając się narzędziami, aby ogień Jego miłości płonął na ziemi, strzeżeni w łonie Maryi, Dziewicy uczynionej Kościołem (jak śpiewał św. Franciszek), pozwalają się kształtować Duchowi Świętemu, który chce doprowadzić do końca dzieło, jakie rozpoczął przy ich święceniach. Działanie Ducha daje im możliwość sprawowania przewodnictwa w zgromadzeniu eucharystycznym z bojaźnią Piotra, świadomego tego, że jest grzesznikiem (por. Łk 5, 1-11), z wielką pokorą cierpiącego sługi (por. Iz 42 nn), z pragnieniem „bycia spożywanymi” przez ludzi powierzonych im w codziennym sprawowaniu ich posługi. Sama celebracja wychowuje do tej jakości przewodniczenia, nie jest to, powtarzamy, zaangażowanie intelektualne, nawet jeśli cały nasz umysł, jak i wrażliwość, jest w nie włączony.

Prezbiter jest więc przygotowany do przewodniczenia poprzez słowa i gesty, które liturgia wkłada w jego usta i w jego ręce. Nie zasiada na tronie, bo Pan króluje z pokorą tego, który służy. Nie pozbawia ołtarza jego centralnego miejsca, znaku Chrystusa, z którego boku wypłynęła Krew i woda, źródło sakramentów Kościoła, (…i) ośrodka naszego wielbienia i dziękczynienia. Zbliżając się do ołtarza na ofiarę, prezbiter uczy się pokory i skruchy (…)  Nie może przypisywać sobie posługi, która została mu powierzona, ponieważ liturgia zaprasza go, aby w znaku wody prosił o oczyszczenie: „Obmyj mnie, Panie, z mojej winy i oczyść mnie z grzechu
mojego”. Słowa, które liturgia kładzie mu na usta, mają różną treść, która domaga się specyficznej intonacji: ze względu na wagę tych słów prezbiter jest proszony o prawdziwą ars dicendi. Nadają one kształt
jego wewnętrznym uczuciom, czy to w błaganiu do Ojca w imieniu zgromadzenia, czy to w wezwaniu skierowanym do zgromadzenia, czy to w aklamacji jednym głosem z całym zgromadzeniem. (…)

Prezbiter nie może opowiadać Ojcu o Ostatniej Wieczerzy bez uczestnictwa w niej. Nie może powiedzieć: „Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy. To jest bowiem Ciało moje, które za was będzie wydane” i nie doświadczyć tego  amego pragnienia ofiarowania własnego ciała, własnego życia za powierzony mu lud. Tak dzieje się w ciągu wykonywania jego posługi. (…)

(opublikowano:16 maja 2023 r.)