Słowo zawiera w sobie potencjał, którego nie możemy przewidzieć. Ewangelia mówi o nasieniu, które posiane, samo rośnie, nawet jeśli rolnik śpi (por. Mk 4, 26-29). Kościół musi przyjąć te nieuchwytną wolność Słowa skutecznego na swój sposób, w bardzo różnych formach wykraczających poza nasze przewidywania i łamiących nasze schematy.* – papież Franciszek
Verbum caro factum est
Wyobraźmy sobie dwoje ludzi, którzy próbują dojść do zgody dzięki umowie. Bez względu na jej szczytne zapisy, ostatecznie najistotniejszy zawsze pozostaje stosunek tych osób do kłamstwa, którego moc tejże umowy objąć nie może. Jeśli jedna z osób uważa kłamstwo czy zdradę za dopuszczalne w określonych warunkach, spogląda na umowę w zupełnie inny sposób niż osoba, która kłamstwa i zdrady nigdy nie dopuszcza. Innymi słowy, umowa staje się bezwartościowa w przypadku braku przeświadczenia o konieczności zachowania szczerości, dochowania wierności zasadom, a także świadomości transcendentnej, czyli przekraczającej prywatne interesy, wartości słowa.
Aby umowa okazała się w praktyce skuteczna, musimy ustosunkować się do jej słów tak, jak do faktu stanowiącego istotny czynnik adaptacji, podobnie jak dostosowujemy swe zachowanie np. do obecności ojca, który obserwuje nas w określonej sytuacji. Słowa umowy postrzegać możemy w kilku wymiarach, np.: jako dziecko, które zrodziliśmy; żandarma, który nad nami czuwa; oraz jako sędziego, który rozsądza sporne kwestie, gdy wyznaczone przez umowę relacje ulegają zaburzeniom.
En arche en ho Logos
Greckie słowo arche tłumaczyć można jako początek, ale także jako zasadę leżącą u fundamentów. Umawiamy się przy pomocy znaków – słów, które pozostają zrozumiałe dla jakiejś wspólnoty osób dzięki przyjęciu wspólnych zasad. Umowa może zapobiegać lub stanowić rozumne rozwiązanie jakiegoś problemu czy konfliktu. Jej wartość nie zawiera się jednak w samych regułach, gdyż reguły te przede wszystkim wyznaczają określone relacje zachodzące między osobami – nie tylko same działania, ale i przestrzenie działania. Łatwo sobie to wyobrazić na przykładzie gry w piłkę nożną. Reguły nie określają każdego możliwego zagrania, np. kopnięcia piętką, sposobów kiwania się czy rzucania w obronie bramki itd. Reguły grę tylko umożliwiają. Bez nich nie istnieje spójna rzeczywistość relacji między osobami a piłką, czyli mecz.
Co tutaj istotne, relacja między dwiema osobami nie przebiega w sposób całkowicie bezpośredni, ale poprzez piłkę. Innymi słowy – to, co dla naszych oczu podczas meczu najbardziej ruchome i żywotne, paradoksalnie stanowi w pewnym sensie nieruchomy i jak gdyby absolutny punkt odniesienia w regułach gry. Zauważmy też, że reguły nie opisują takiej czy innej piłki, ale określają co będziemy nazywać słowem, a raczej imieniem „piłka”. Piłki, jako pojęcia idealnego, zawartego w regułach gry, nikt nigdy nie widział. Podobnie nikt nigdy nie widział trójkąta, bo możemy widzieć, jak i wyobrażać sobie, jedynie jakiś jego obraz, który jest do tego idealnego pojęcia trójkąta podobny. Gdy nauczyciel rysuje obraz trójkąta na tablicy, nie powiemy, że podobieństwo dotyczy naniesionych okruszków kredy. Chodzi o coś znacznie subtelniejszego.
Wyobraźmy sobie teraz, że ktoś objaśnia kompletnemu laikowi, siedzącemu na trybunach, czym jest mecz. Może wskazać na białą, skórzaną kulę poruszającą się po boisku mówiąc: „To tam [wskazuje palcem piłkę], stanowi żywy obraz tego, o czym mówią te reguły – traktuj to jako jedno„. Oczywiście nikt nie musi nam tłumaczyć tak oczywistych spraw, jednak zdarzają się przypadki, w których ta oczywistość nie rzuca nam się tak bardzo w oczy.
Piłka w grze
Spróbujmy sobie teraz wyobrazić utworzenie tych samych relacji między osobami w grze, wykluczając punkt odniesienia wyznaczany przez piłkę. Z pozoru brzmi to całkowicie absurdalnie, ale warto przeprowadzić taki eksperyment. Pierwsze, co rzuca się w oczy, to utrata celowości gry. O ile bowiem nie robi na nas wrażenia sam akt przekroczenia przez piłkę linii bramki, ale raczej sposób w jaki się to dokonuje i towarzyszące temu zdarzenia, tak tracą one zupełnie znaczenie i sens w oderwaniu od tego ze swej natury dosyć prostego aktu. Zostajemy wtedy postawieni w sytuacji, w której dynamika ruchów i relacji wynikająca z zamiłowania do gry, zostaje zastąpiona przez opis oderwanych od siebie działań możliwych i niemożliwych, dozwolonych i niedozwolonych. Tego rodzaju modyfikacja sprawia, że to, co dotąd pobudzało do działania, zamienia się w coś przykrego, próżnego, nudnego i beznadziejnego. Zabijamy wtedy ducha gry.
Co więcej, pomimo iż zestaw reguł tworzy coś spójnego logicznie i całkiem racjonalnego, to z uwagi na brak celowości, sama gra staje się czymś bezrozumnym. Działaniem rozumnym nazywamy bowiem działanie celowe, a zatem nastawione na jakiś skutek, czy też – prowadzące do wydania jakiegoś owocu. Odróżniamy je tym samym od działania przypadkowego, które jest ze swej natury pozbawione celu, czyli próżne. Nie odnosi się to tylko do zamysłów ludzkich, bowiem rozumność dostrzegamy także w naturze. Drzewa wydają owoce, te nasiona, a nasiona sprawiają z kolei, że drzewo niejako zmartwychwstaje. To rozum sprawia, że dzięki pamięci chwytamy pewną prawidłowość i spodziewamy się określonych rezultatów, a nie wydarzeń przypadkowych i całkowicie nieprzewidywalnych. W ramach eksperymentu, pomyślmy, co może kryć się pod pojęciem prawidłowego rozumowania w świetle powyższych rozważań i na czym polegać będzie np. postępowanie w nauce czy też pojęcie postępu w ogólnym tego słowa znaczeniu.
Wynik meczu
Wywody te konstytuują pewien obraz – obraz bardzo ułomny, ograniczony i zapewne nie wolny od błędów, który jednak właściwie odczytany pozwala zdać sobie sprawę z czegoś bardzo istotnego. Ponad wszelkimi rozrywkami, także tymi próżnymi, które wypełniają nasz czas, istnieje Wielka Gra i to bynajmniej nie ta, którą prowadzi pani Stanisława Ryster. To Gra o nasze życie – o jego wartość i sens. Warto przemyśleć, jaką pozycję w Niej zajmujemy. Są pośród nas tacy, którzy nigdy nie tracą nadziei, nie zwracają uwagi na narzekania innych graczy i całą swoją uwagę skupiają na piłce. Są także tacy, którzy przysypiają oparci o słupek lub zajmują się liczeniem źdźbeł trawy w murawie. Są także i ci, o słabym wzroku, którzy nie widzą piłki i uważają, że wszyscy inni mają halucynacje. Wreszcie są i tacy, którzy próbują przekonać niedowiarków, że nawet jeśli piłka leży poza obszarem ich postrzegania, to można wydedukować jej obecność i nauczyć się zasad gry od Trenera i pozostałych zawodników, co też warto uczynić przed ostatnim gwizdkiem…
Adam Mateusz Brożyński, 13 grudnia 2013 r.
(opublikowano:13 grudnia 2013 r.)