Pociąg do śmierci
Nikt nie dziwi się, gdy ktoś ratuje człowieka, który spadł z peronu na torowisko. Wielu jednak reaguje z wielkim zdziwieniem, a niekiedy i oburzeniem, gdy chrześcijanin ratuje człowieka, który upadł na głowę, przyjmując jakąś samobójczą i szkodliwą filozofię.
Można wyróżnić trzy główne powody, dzięki którym czyjaś głowa oczekuje odcięcia przez nadjeżdżający pociąg. Pierwszy z nich, to przypadkowe poślizgnięcie i niezawiniony upadek. Drugi, to lekkomyślność człowieka pogrążonego w dziecięcej zabawie. Trzeci powód, który sprawia jednocześnie najwięcej kłopotów, polega na głębokim przeświadczeniu, że przykładanie ucha do torów jest szlachetnym obowiązkiem i jednocześnie dziejowym przeznaczeniem, do którego człowiek został nobilitowany dzięki osobistej iluminacji czy najnowszym odkryciom nauki.
Droga do tajemnicy
Nie bez powodu pycha jest uważana za grzech główny i generator wszelkich pozostałych błędów zwodzących ludzką duszę. To ciekawe, że za mądrych nie uważają się zazwyczaj ludzie prostoduszni, kierujący się w życiu zdrowym rozsądkiem, a głównie ci, którzy smakując jakiejś wiedzy, używają jej śmiało dla usprawiedliwienia własnego samozakłamania i wad, których nie potrafią przezwyciężyć własnym wysiłkiem. O wiele łatwiej sprowadzić na dobrą drogę człowieka nieświadomego, że alternatywna droga w ogóle istnieje, niż takiego, któremu wydaje się że ją zna i nie kroczy nią właśnie dlatego, że wszystkiego się już o niej dowiedział.
Żadna filozofia i religia na świecie nie jest dzisiaj tak nieznana i utożsamiana z całą masą fałszywych, osobistych wyobrażeń, jak chrześcijaństwo. Wielu ludziom, którzy słyszeli imię Jezusa, czy to wierzącym czy nie, wydaje się często, że wszystko na temat Boga, chrześcijaństwa i Kościoła już wiedzą. Przekonanie to jednak nie pochodzi od Boga, ale raczej od diabła, który otwiera nim szeroko bramy piekieł. Jak może bowiem wzrastać w mądrości ten, kto już się za mądrego uważa? Jak może stawać się dobrym ten, kto już się ma za dobrego? Tylko głupiec ma potencjał do tego, by stawać się coraz mądrzejszym i tylko ten, który wciąż widzi w sobie zło, ma możliwość wzrastania ku dobru. Do pełnego i Salomon nie naleje – stąd, aby móc pojmować to, co niepojęte, nieskończone i bezgraniczne, potrzeba nieustannie wyzbywać się tego, co wiadome, skończone i ograniczone – czyli własnego ego.
Ogon diabła
Diabeł jest przewidywalny i łatwo go rozpoznać po ogonie, który się za nim ciągnie. Symptomy jego aktywności to głównie pycha, zgorzknienie, złośliwość, szyderstwo, cynizm, brak nadziei i desperacka pogoń za jakimś zyskiem – czy to w postaci mamony, wiedzy, sławy czy cielesnych przyjemności. Oczywiście te bezbożne, egoistyczne i nieuporządkowane pragnienia zawsze przedstawia w takim świetle, by jawiły się jako cele szczytne i szlachetne. Nie potrzeba jednak tytułu profesora, by przejrzeć jego zamysły – wystarczy odrobina autorefleksji i szczerości względem samego siebie.
W każdej epoce człowiek wiary napotyka na swojej drodze tych, którzy fundament jego życia nazywają bajką, zabobonem, tudzież fałszem, kłamstwem czy głupotą. Warto jednak zauważyć, że wiara stanowi dziedzictwo, którego nikt samemu nie wymyśla, a które jedynie pokornie przyjmuje. Dlatego diabeł stawia nieustannie swoich poddanych na pozycji tych, którzy sądzą nie tylko pojedynczego człowieka, ale i całe pokolenia – w tym często własnych rodziców, dziadków, pradziadków, a ostatecznie i samego Boga. To dosyć ciekawe, bo tak się składa, że wszyscy oni stanowią gwarant narodzin owego sługi ciemności i umożliwili mu wydawanie tych mało rozważnych sądów, a także powstanie całej tej fałszywej filozofii, która oczekuje na odcięcie głowy przez nadjeżdżającą lokomotywę czasu.
Anielska trąba
Wszystko, co pozostaje w ukryciu, prędzej czy później wyjdzie na jaw. Często na tę myśl ogarnia nas trwoga, bo dobrze wiemy, że prawda jest bezlitosna i nie świadczy zbyt często na naszą korzyść. Pamiętajmy jednak, że jej źródłem jest miłosierdzie, bo gdy tylko o tym zapominamy, diabeł zaciera ręce i zaczyna wywijać ogonem. Boimy się prawdy, bo onieśmiela niczym spojrzenie niewinnego dziecka, które potrafi dostrzec każdą fałszywą myśl w naszych oczach. Ale kto chce rozwinąć skrzydła, musi rozerwać kokon i pozwolić wreszcie umrzeć zmurszałej larwie, by do życia mógł powstać motyl. A gdy już powstanie, odnajdzie w sobie pragnienie, by gnębić tych, którzy udając pluskwy, nie chcą się przepoczwarzać. Bo miłosierdzie to nie akceptacja dobrowolnego niedorozwoju, a prawda to nie tylko fakty o grubości kokonu. Miłość to siła, która popycha człowieka do rozwinięcia w pełni osoby, w którą ma się dopiero przeobrazić. Prawda natomiast wciąż nam uświadamia, jak bardzo mamy do tego celu jeszcze daleko…
Adam Mateusz Brożyński, 10 grudnia 2013 r.
(opublikowano:10 grudnia 2013 r.)