Rodzinna uczta

·moje przemyślenia ·

893724_349621405139920_187057559_o

W żadnym innym miejscu nie znajdziemy tak wielkiego przekroju charakterów i osobowości jak w Kościele, który przypomina rodzinę o przerażających rozmiarach. Często przerażenie wzbudzają w nas już nawet te bliskie, nieliczne, biologiczne rodziny, więc o ile bardziej może nas przerażać ta gigantyczna rodzina, jaką jest Kościół. I często tak też się dzieje. Łatwo sobie wyobrazić, co by się stało, gdybyśmy zasiedli przy wspólnym stole bez naszego Gospodarza, którego autorytet, jedni lepiej – inni gorzej, ale mimo wszystko respektujemy. Zapewne wielu z nas straciłoby przy takiej biesiadzie nie tylko zdrowie, ale z dużym prawdopodobieństwem także i życie.

W Kościele, jak to w każdej rodzinie, nie brakuje zarówno dziadka, który trzyma się kurczowo tradycji niczym swej drewnianej laski i pokrzykuje na niepokornych wnuczków; ciotki śpiewającej o cieple ogniska domowego, snującej entuzjastyczne wizje dni otwartych w dobytku; czy młodzieńca przepełnionego rycerskimi ideałami, gorliwie walczącego z kłamstwami rozpowiadanymi na temat jego domu. Mówi się, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach. Rzadko bowiem lubimy wszystkich członków swojej rodziny na tyle, by za każdym razem gdy ich widzimy napełniać się nieokiełznaną radością i tryskać entuzjazmem. Na całe szczęście, nie musimy nikogo lubić, by go kochać.

Tutaj też trafiamy w sedno chrześcijańskiej nauki. Otóż postawa chrześcijanina z pozoru nie różni się od postawy innego człowieka – podlega on zmiennym nastrojom i stanom emocjonalnym, posiada ludzkie słabości i ma swoje preferencje. Jednak chrześcijan cechuje coś bardzo ważnego, a mianowicie to, że dobrowolnie ślubują miłość Bogu i drugiemu człowiekowi, a przy tym tworzą członki jednego Ciała Chrystusa. W praktyce oznacza to, że w każdym napotkanym człowieku widzą coś z diabła, jak i coś ze Zbawiciela, starając się o dosyć jasne rozeznanie co do tego, gdzie zachodzi granica tego podziału. Zakłada się tu także wielką różnorodność, gdyż trudno spodziewać się, by palec przypominał oko, nos ucho, a stopa usta. Każdy członek służy Ciału na swój sposób i jak to w każdym ciele – także tych wstydliwych członków nie brakuje.

Nie wszyscy muszą się we wszystkim zgadzać, bowiem każdy członek kieruje się w pewnej mierze swoimi prawami. To, co wszystkich łączy, to pewne prawa fundamentalne, a mówiąc ściślej – Osoba, której podlegają. Nie widzę nic zdrożnego w tym, by ręka czasami naprostowywała niepokorną nogę, a palec przeczyszczał ucho, jednak nie koniecznie musimy to robić zwracając na siebie niepotrzebnie uwagę członków, których sprawa nie dotyczy, lub co gorsza zgłaszać swoje uwagi złuszczonemu naskórkowi czy jakimś wolno unoszącym się komórkom, pozostającym całkowicie poza tego Ciała obrębem. Mówiąc wprost – gdy mamy względem siebie jakiś problem, lepiej załatwiać takie sprawy w miarę możliwości osobiście, niż trąbić o tym na cały nie tylko Boży, ale co gorsza i na ten wciąż pozostający pod władzą księcia ciemności świat i wchodzić w dyskusję ze wszystkimi, poza samym zainteresowanym. Doskonale wyraża to stare przysłowie naszych babć – „nie mów nikomu, co się dzieje w domu”.

Trudno się spodziewać, by zwolennik Mszy Świętej Wszechczasów, znajdował jednocześnie upodobanie w Wieczorach Uwielbienia z gitarą i skocznymi piosenkami (choć może i takie przypadki się zdarzają). Sęk jednak w tym, że nie wszyscy muszą lubić wszystko, ani nawet do końca rozumieć sposób, w jaki ktoś inny przeżywa tę samą wiarę. O ile w grę nie wchodzą rzeczywiste nadużycia, powinniśmy zdać się raczej na mądrość Ducha Świętego niż własną. Bo czy uszczypliwe komentarze, które często same cisną się nam na usta, oby na pewno mają swoje źródło w realnej trosce o Boga i dobro drugiego człowieka, czy może częściej stanowią wyraz naszych prywatnych upodobań? Dziadek wojowniczo wymachujący laską może zupełnie nie rozumieć przepełnionej chorobliwą euforią cioci, ale czy rozumnie zrobi głosząc swoje zastrzeżenia względem niej na rynku, pośród przypadkowych przechodniów?

Sam nie rozumiem wielu osób zarówno w swojej mniejszej czy też tej większej rodzinie. Mam też świadomość, że może pewne sprawy do końca pozostaną dla mnie tajemnicą. Inni zapewne mają podobne odczucia względem mnie. I nie ma w tym chyba nic dziwnego, bo nasz rozum ma swoje ograniczenia, więc chyba warto przyzwyczaić się do tej myśli. Warto też pozostawać w kontakcie z tym, czego się nie lubi, choć czasami może to prowadzić do konfliktów i wymagać jakiegoś rodzaju poświęcenia. Pozwala to bowiem ujrzeć niezakrzywiony obraz rodziny w jakiej żyjemy, nie ograniczając perspektywy jedynie do osobistych wyobrażeń o niej i tego, jak powinna naszym zdaniem wyglądać. Nie wydaje mi się właściwą drogą pozostawać zupełnie ślepym na te części Ciała, których nie darzymy zbytnią sympatią i całkiem się od nich odcinać, bo przecież mimo ewidentnych różnic płynie w nas ta sama krew.  To nie do nas ostatecznie, ale do naszego Gospodarza należy decyzja o tym, kogo zaprasza do swego stołu. Zbyt pospieszne zajmowanie miejsc w pierwszych rzędach i wypychanie innych za drzwi, może się skończyć głębokim rozczarowaniem, gdy Gospodarz wchodząc na ucztę porozsadza wszystkich wedle własnego uznania, które może znacznie odbiegać od naszych skrzętnych obliczeń, ocen i rachunków.

Boże, w Opatrzności swojej postanowiłeś rozszerzyć królestwo Chrystusa na całym świecie i wszystkim ludziom dać uczestnictwo w zbawczym odkupieniu. Spraw prosimy, aby Twój Kościół powszechny, jako sakrament zbawienia, ukazywał i urzeczywistniał tajemnicę miłości Twojej do ludzi. Niech Kościół Twój stale się odnawia, uświęca i umacnia. Niech rozwija się w nim i trwa do końca nienaruszona wiara, świętość obyczajów, wzajemna miłość i prawdziwa pobożność. Jak nieustannie karmisz go słowem i ciałem Twojego Syna. tak nie przestań kierować nim troskliwie, aby ożywiony duchem ewangelicznym i apostolskim – pociągał wszystkich do Ciebie i prowadził do jedności w Twojej służbie. Przez Chrystusa. Pana naszego. Amen.

Adam Mateusz Brożyński, 19 czerwca 2013 r.

(opublikowano:19 września 2013 r.)