Nienawiść samego siebie
Nasz Pan mówi: „Jeśli kto przychodzi do Mnie, a nie ma w nienawiści swego ojca i matki, żony i dzieci, braci i sióstr, nadto siebie samego, nie może być moim uczniem” (Łk14:26). Św. Franciszek z Asyżu tak rozwija te słowa: „Wielu jest takich, którzy oddając się gorliwie modlitwom i obowiązkom, nękają swe ciała licznymi postami i umartwieniami, lecz z powodu jednego tylko słowa, które zdaje się być krzywdą dla ich ciała, lub z powodu jakiejś rzeczy, której się ich pozbawia, wzburzają się i wpadają w gniew. Ci nie są ubodzy duchem. Kto bowiem jest rzeczywiście ubogi duchem, ten nienawidzi siebie samego i kocha tych, którzy uderzają go w policzek” (Nap.14).
A zatem nienawidzi samego siebie ten, kto nie pokłada ufności we własnych myślach, uczuciach i woli, kto pokochał rózgę Pana, zachowującą nasze dusze od Szeolu (Prz13:24; Prz23:14; Prz29:15) i kto z wdzięcznością przyjmuje upokorzenia jakich sam doznaje we własnych oczach. Tak jak dobry mąż chlubi się z trudów i upokorzeń znoszonych dla swojej żony, tak i dobry chrześcijanin winien chlubić się z trudów i upokorzeń znoszonych dla Chrystusa. Tak kłamcą jest mąż, który ustami głosi miłość, ale proszony przez żonę o pomoc udaje że jej nie słyszy, tak i kłamcą każdy, kto ustami głosi miłość Boga, ale nie poddaje się w pokorze Jego nakazom. W miłości Bożej trwa bowiem tylko ten, kto Boga słucha i wypełnia Jego wolę, zapierając się samego siebie (J12:25; J14:15; J15:10; Łk9:23).
Nienawiść Boga
Jakże często jednak głosimy miłość ustami, a swym ciałem okazujemy Bogu nienawiść i pogardę. Oto bowiem na ołtarzu ofiarowuje nam się sam Chrystus, a my martwimy się o to, żeby zrobić ładne zdjęcie, nie pobrudzić świeżo zaprasowanych spodni, albo co gorsza – uważamy za zbyt upokarzające bycie karmionym Jego Świętym Ciałem jak dziecko. Kto tak rozumuje, siebie samego kocha, a Boga nienawidzi. Bo czyż nie jest kłamcą, kto najpierw w modlitwie wyznaje, że nie jest godzien przyjścia Pana, a gdy Pan do niego przychodzi, przyjmuje Go jak kanapkę w barze szybkiej obsługi? Prawda to, że jest zabobonem oczekiwać wszelkiej pomocy od zewnętrzności, ale „nie chcieć jej dodać do wewnętrznego czucia — pychą” (Pascal,M.250). Z drugiej strony, w podobny błąd popadamy także buntując się np. gdy zachodzi konieczność przyjęcia Świętego Ciała naszego Pana w pozycji stojącej, wynikająca z uwarunkowań miejsca, wbrew naszemu pobożnemu pragnieniu przyjęcia Go na kolanach. Nie ma miłości bez ofiary, zatem kto nie składa w ofierze swych myśli, uczuć i woli, nie Boga szuka, ale samego siebie. Powiedział bowiem Pan: „Kto chce zachować swoje życie, straci je, a kto straci swe życie z mego powodu, ten je zachowa” (Łk9:24). Tak jak kochający mąż wie kiedy kobietę przytulić, a kiedy chwycić za rękę, tak też trwający w miłości Boga, który samego siebie ma w nienawiści, właściwie rozezna Jego wolę zależnie od sytuacji.
Zaparcie się siebie
Łaska uświęcająca uzdalnia nas do aktów samozaparcia, które są konieczne dla życia duchowego. Cóż to jednak znaczy? Otóż gdy np. widzę piękną kobietę, odzywa się we mnie mimowolne uczucie i aby nie ulec pożądliwemu spojrzeniu, które jest niczym innym jak cudzołóstwem, muszę się go czym prędzej zaprzeć, już u zarodka (Mt5:28). Szatan bowiem nie pragnie niczego bardziej, niż abym się z tym uczuciem utożsamił. Uczucie jest jednak czymś przemijającym, co podlega śmierci – Bóg zaś jest nieprzemijający i wieczny. Jeśli więc oprę swoją tożsamość na tym, co przemijające, oddam się w objęcia śmierci. Jeśli zaś oprę się na mądrości Bożej, jakże mogę zginąć? Podobnie jak cudzołóstwem jest kontemplować świat przez oko cielesnego pożądania, tak i cudzołóstwem jest kontemplować świat przez oko kupieckich kalkulacji, czy samouwielbienia.
Myśli i wyobrażenia o kobietach, pieniądzach, sławie lub innych sprawach doczesnych nie wydają nam się wcale złe – wręcz przeciwnie – są zazwyczaj przerażająco przyjemne i atrakcyjne. To właśnie dlatego powinniśmy nieustannie zachowywać czujność, by nie dać się im uwieść. Najlepszym na to lekarstwem jest prostota serca, pokora i dziecięca ufność w Bogu. Kto o własnych siłach próbuje zwalczyć złe skłonności, bardzo szybko pozna własną nędzę. Ćwiczenie się w pokorze to nic innego jak ćwiczenie w posłuszeństwie. Kto zatem szczerze pragnie uchronić się przed atakami diabła, winien ze szczerego serca być posłuszny Słowu Bożemu i wszystkiemu, co Kościół podaje do wierzenia, zachowując nieufność względem własnych opinii, szczególnie jeśli nie prowadzą one do stawiania sobie coraz większych wymagań i dyscypliny, ale zmierzają w kierunku przeciwnym. Nie decydujemy się przecież na te wszystkie wyrzeczenia dla uprzykrzenia sobie życia, ale dla trwałego szczęścia i radości, od której wszelka pożądliwość nas nieustannie odwodzi.
Droga Ewangelii
Tak dużo dzisiaj mówi się o potrzebie ewangelizacji, ale zapytajmy sami siebie, czy istnieje lepsza ewangelizacja niż świadectwo osobistej świętości? Spójrzmy choćby na życie wspomnianego na samym początku św. Franciszka. Jego przykład dobitnie ukazuje, ze „apostolstwo nie jest dyplomacją i kuglarstwem, i kabalistyką, ale proroctwem szczerym” (Norwid). Tego, co wymaga czasu, wyrzeczeń i poświęcenia, nie można osiągnąć przy pomocy tanich sztuczek. Zawsze mamy bowiem przed sobą dwie drogi – ludzką i Bożą – łatwą i właściwą. Ta pierwsza wiąże się z tym, czego sami byśmy chcieli, a druga z tym, czego naprawdę potrzebujemy. Pogodzić je można tylko na jeden sposób – zapierając się siebie i pragnąc tego, czego pragnie Bóg.
Adam Mateusz Brożyński, 22 maja 2014 r.
(opublikowano:22 maja 2014 r.)