Sarmacja

·ekscerpcje z innych źródeł ·

Polakamiśmy się rodzili, polskie obyczaje obserwować powinniśmy. To hasło sformułowała konfederacja województwa krakowskiego w 1733 r., wyrażając zwięźle i surowo ukształtowane już od dziesięcioleci przekonanie szerokich rzesz szlacheckich. W tym programie obrony narodowego stylu życia przed cudzoziemszczyzną zbiegały się tendencje bardzo różne: od fanatyzmu i ciemnoty, wrogiej nowoczesnemu postępowi nauki i nowemu stylowi życia, wyznaczonemu przez rozwój gospodarczy, aż do słusznej obrony i umocnienia narodowych, swoistych wartości kulturalnych i moralnych. Ten program formułowany był pod hasłem sarmatyzmu.

Wprawdzie już w X w. francuski kronikarz określił Polaków jako Sarmatów, ale dopiero nawiązanie do tradycji rzymskiej i historiografii dobry renesansu rozszerzyło użytkowanie tej nazwy. Historycy i geografowie XVI w., zwłaszcza Miechowita i Kromer, upowszechnili wśród szlachty przekonanie, iż naród polski wywodzi się z mężnego ludu Sarmatów.

Od tego czasu w koncepcji Sarmacji akcentowano coraz silniej elementy i dawności polskiego narodu. W końcu XVI w. rozbudowali tę koncepcję w swych dziełach historycznych Aleksander Gwagnin (1578), Maciej Stryjkowski (1582) i Stanisław Sarnicki (1587).

W XVII w. nazwa ta stała się powszechną własnością, a określenie od niej pochodzące – sarmatyzm, sarmacki – stały się synonimem szczególnych wartości, zwłaszcza ducha rycerskiego, moralności patriotyzmu, pobożności – występujących wśród szlachty i przez nią bronionych wobec innych narodów, ale także wobec innych warstw społecznych Rzeczypospolitej. Sarmatyzm stawał się też programem politycznym, w którym formułowano konieczność ograniczenia władzy królów – zwłaszcza cudzoziemskiego pochodzenia – wspólnej obrony wspólnych przywilejów i tradycji. Jan Żabczyc pisał: „Nie masz większego upadku w Rzeczypospolitej jako wynalazek nowych praw, a starych dobrych obyczajów łamanie i skaza”.

Jerzy Ossoliński w mowie poselskiej do papieża Urbana VIII w 1633 r. tak przedstawiał swoich rodaków: „Młodzież dziecinne swe lata nie przy lutniach i tańcach, ale w obozie trawi; szlachta nie wstydzi się uprawiać roli, chroni się miejskich rozkoszy, które wojowniczego ducha osłabiają. W niskich chatach mieszkają ludzie podniosłego serca; warownych zamków, mostów zwodzonych nie znają, bo przy prawach ojczystych i niewinności życia czują się bezpieczni… Ugłaskały dzikość Sarmatów religia i muzy łacińskie”.

W drugiej połowie XVII w. ideologia sarmacka została wzmocniona. Rozbita Rzeczpospolita okazała jednak swą siłę i zakończyła – ostatecznie – zwycięsko wielką wojnę ze Szwecją, Moskwą, Kozakami. Wydawało się to świadectwem wielkości szlacheckiego narodu i mądrości politycznego ustroju Rzeczypospolitej, a może nawet i szczególnej łaski Boga, opiekującego się tym krajem. Wespazjan Kochowski pisał o wolnej elekcji: „Tam są Polaków igrzyska, tam ich publiczna mównica i marsowy sarmacki obóz, gdzie słońce, gdzie cały niebokrąg świadkiem, jako szeroko rozpiera się wolność”. A inny publicysta stwierdzając, iż to Bóg spogląda na polskie życie publiczne, pisał: „z nieba na sejmy, na sejmiki, wojenne wyprawy, na rządy, na wszystkie insze postępki patrzy, bardzo się cieszy i rekreuje”.

Szymon Starowolski w „Lamencie utrapionej Matki Korony Polskiej”, wydanym w połowie stulecia, wyraził tę religijno-patriotyczną historiozofię w sposób niezmiernie sugestywny. Winy – grzechy narodu – wzgardzenie „nauką apostolską’, uległość wobec „postronnych panów” i wobec „lekkości cudzoziemskiej”, „zaniedbanie męstwa sławnych przodków”, obciążenie „podanych gorzej niźli egipską niewolą” – musiały wzbudzić gniew i karę Bożą, chociaż „nam Pan Bóg długo folgował”. Jednakże, zsyłając te klęski, Bóg gotów jest przywrócić swą łaskę, „dać pokój pożądany”, „przywrócić przełożonych sprawiedliwych i pobożnych”. I gdy naród „omyje łzami nieprawości swoje” i ukorzy się przed Boskim majestatem, gdy będzie żył „poczciwie” – powróci jego potęga i szczęście. „Albowiem wszechmocna ręka moja będzie przy nim zawsze obecna i zastępy moje niebieskie będą stawały na posiłek w każdym boju, gdy się kto targnie na niego”.

Pod koniec stulecia sojusz poezji religijnej i patriotycznej, historycznej i osobistej dokonał się w twórczości Wespazjana Kochowskiego. W licznych utworach poetyckich „niepróżnującego próżnowania” splatały się te wątki; w wielkiej psalmodii pt. „Trybut należny wdzięczności… albo Psalmodia polska za dobrodziejstwa Boskie dziękująca” (1695) dokonała się ta szczególna synteza, do której będą nawiązywać romantycy. Indywidualny los człowieka jest cierpieniem i próżnym zuchwalstwem, chyba że Bóg okaże mu swą łaskę. Podobnie los narodów. Kochowski wierzył, iż właśnie Bóg opiekował się Polską: „a jako serc ludzkich prostotę, tak i pól sarmackich równiny z dawna ukochałem”; i nad „wolnością polską” Bóg roztoczył swą opiekę i prosić go trzeba, aby „zatłumiał potęgę pogańską i domowe niezgody”.

Gdy autor „Bogurodzicy” stworzył pieśń będącą prośbą o dobry żywot ludzi na ziemi i szczęśliwy ich pobyt w królestwie niebieskim, Kochowski – podobnie jak wielu innych pisarzy i poetów XVII w. – błagał Boga o darowanie win i miłosierdzie nad krajem, wierząc iż kraj ten ma prawo do takiej szczególnej łaski. W wierszu pt. „Pierwsza i ostatnia ucieczka Korony Polskiej do Najświętszej Panny Maryje” pisał:

Ukoj ojca w gniewie srogim,
Przeproś winy nam, ubogim,
Aby pamiątka w polskim była państwie:
Nie zginie, kto jest w Maryjej poddaństwie.

Tę wiarę podejmą w XVIII w. konfederaci barscy, a w XIX w.  romantycy. Wyrazem owej nacjonalizacji życia religijnego był rozwój lokalnego kultu świętych. Gdy w XVI w. miejsc odpustowych powstało 36, to w XVII w. kreowano ich aż 103. Ten polityczny mit niezwykłych wartości polskiego ustroju politycznego obejmował także inne elementy. Szczycono się tym, że Polska jest „podmurzem chrześcijaństwa”, a każda wojna z Turcją wzmacniała to przekonanie. Szczycono się także i tym, iż polskie zboże żywi całą Europę. „Bo – Holendrowie i drudzy nas potrzebują, nie my ich, i oni do nas muszą jeździć po chleb”.

W tych warunkach wzrastały zapotrzebowania na rycerską legendę. Powstawała literatura heroiczna, utrwalająca czyny wielkich rycerzy polskich dawniejszych i współczesnych – Chodkiewicza, Żółkiewskiego, Czarnieckiego – wielkie zwycięstwa i klęski. Wzory nowożytnego eposu ukazał Piotr Kochanowski, tłumacząc Ariosta „Orlanda szalonego” i Tassa „Jeruzalem wyzwoloną” (1618), a próby stworzenia polskiej epopei rycerskiej podejmowali w ogromnych poematach Samuel Twardowski, Wacław Potocki i wielu innych.

Sztuka – zwłaszcza malarstwo – służyła zaspokajaniu tych samych potrzeb społecznych. Wielkość królów, splendor wielkich rodów magnackich, świetność hetmanów dowodzących wojskami, zwycięstwa oręża polskiego pełne chwały – wszystko to stanowiło temat malarstwa patriotycznego, w którym elementy panegiryczne służyć miały chwale rodowej w służbie ojczyzny. O takie malarstwo troszczył się dwór królewski, dwory magnackie, a nawet i klasztory. Rozkwit tego malarstwa przypadł za panowania Jana III Sobieskiego. Marcin Altomonte, malarz nadworny króla, namalował wiele obrazów przedstawiających jego czyny wojenne, a zwłaszcza odsiecz Wiednia. O tym, jak głęboko w społeczeństwie zakorzenione były te patriotyczne potrzeby, świadczyć może fakt, iż malarstwo historyczne rozwijało się nie tylko pod opieką króla i magnatów, ale także i z inicjatywy duchowieństwa. Pojawiało się w klasztorach i kościołach. W opatowskiej kolegiacie ściany prezbiterium i transeptu ozdobiono w 1743 r. wielkim cyklem przedstawiającym zwycięstwa polskie – na Psim Polu, pod Grunwaldem, pod Wiedniem.

Bogdan Suchodolski, „Dzieje kultury polskiej”, Warszawa 1980, s. 193-195.

(opublikowano:27 września 2013 r.)