W tym, co zdaje się stanowić problem techniczny, Tomasz z Akwinu widzi teologiczną głębię. Odkrywanie jej zaczyna od pytania, które jest całkiem niegłupie w swojej pozornej naiwności: „Czy w stanie niewinności do rodzenia dochodziłoby drogą spółkowania?”. Grzegorz z Nysy, w swoim traktacie O człowieku, twierdzi, że gdyby nie grzech pierworodny, „rodzaj ludzki w raju rozmnażałby się inaczej, mianowicie tak, jak zostali rozmnożeni aniołowie: bez spółkowania, działaniem Bożej potęgi”. Solidny Tomasz, którego nazywano „niemym sycylijskim wołem”, aż porykuje z oburzenia wobec tak niebezpiecznego spirytualizmu: jasna rzecz, że byłoby spółkowanie!
Niech wszystkie białe gąski zrozumieją, że niewinność nie polega na odcieleśnieniu! Doktor Kościoła podkreśla jednak, cytując św. Augustyna: „owe narządy rodzenia – jak i inne członki – spełniałyby to zadanie zależnie od rozkazu woli: bez namiętności i uwodzicielskiej żądzy, przy spokojności duszy i ciała”. Dalej dodaje, że umysł nie grzązłby w „rozkoszy spółkowania i żarze pożądliwości”, lecz pozostawałby trzeźwy, co jednak wcale nie umniejszałoby przyjemności, wręcz przeciwnie – uzdalniałoby do przeżywania doskonalszego szczęścia. „W stanie niewinności nie byłoby czegoś takiego, nad czym by rozumem nie panował: nie dlatego, żeby mniejszą była rozkosz odczuwana zmysłem, jak niektórzy mówią (byłaby bowiem tym większa rozkosz zmysłowa, im natura byłaby czystsza, a ciało wrażliwsze), ale dlatego, że pożądliwa nie wyżywałaby się w tego typu rozkoszach w sposób nieokiełzany; byłaby okiełzana przez rozum, do którego nie należy zmniejszanie rozkoszy w zmyśle, ale czuwanie, żeby siła pożądliwa nie lgnęła do rozkoszy nieumiarkowanie”.
Ta doktryna Kościoła dosłownie zwala z nóg. Wszyscy, którzy opowiadają, że grzech pierworodny polegał na odkryciu przez Adama i Ewę seksu, upierają się przy kłamstwie wynikającym z ciemnoty. Słowa św. Tomasza pozwalają dojść do wniosku wręcz przeciwnego – gdyby Adam i Ewa „poznali się” poprzez ten przeczysty akt cielesny, gdyby zakosztowali niewysłowionej radości doskonałego zjednoczenia, nieprzyćmionej najmniejszą nawet skazą, zostaliby tym samym uodpornieni na pokusy ducha nieczystego. Ale Ewa, zamiast połączyć się z mężem, oddala się. Wąż wykorzystuje moment, gdy jest sama, i przez to o wiele bardziej bezbronna wobec jego krętactw. Zaczyna rozmowę z nią, kreując się na przewodnika duchowego. Co było dalej, wszyscy wiemy. Zamiast skosztować owocu poznania swojej żony, Adam zje owoc z drzewa poznania, tej gnozy, która odrzuca wcielenie.
W stanie laski, jaki panował w raju, akt cielesny pierwszych rodziców byłby aktem czystej pobożności. Tomasz podkreśla, że przyjemność zmysłowa nie przesłaniałaby rozumu. Niektórzy mogą uznać, że to wielka szkoda (a że patrzą z perspektywy obecnej kondycji człowieka, nie są tak bardzo dalecy od prawdy). Jak to? Miałoby nie być tej zawrotnej chwili ekstazy, tej eksplozji, tego szaleństwa zmysłów? Ależ byłaby ekstaza, byłby moment euforii – ale nie przypominałby spadania w przepaść, lecz byłby jak wniebowstąpienie. Jeśli jasność myśli zostałaby zachowana, zmysłowa rozkosz sama w sobie nie mogłaby doprowadzić do nasycenia, lecz potęgowałaby się bez końca, ogromniała, nie napotykając na żaden ograniczający ją pułap, aż sięgnęłaby ponad siódme niebo. Co więcej, przyjemność ta nie mąciłaby duchowej radości. Adam mógłby zbliżyć się do żony, nie przerywając kontemplacji. Mógłby poznać ją do głębi, aż po przedwieczne źródło jej istnienia. Ewa zaś przyjęłaby go jako dar samego Boga. Rzeczywiście wprowadziłaby go w mury kościoła, do świątyni jej ciała, do samego baptysterium. Nie tylko „bez żadnej (…) gorącej podniety, lecz ze spokojem umysłu i ciała, nie naruszając dziewiczej całości, udzielałby się małżonek łonu swej małżonki”, ale też „jak przed urodzeniem nie bolesne stękanie niewiasty, lecz podnieta dojrzałości płodu rozluźniałaby wnętrzności matczyne”. Nie dość na tym – samo poczęcie miałoby w pewnym sensie moc chrztu świętego, bo żadna skaza natury nie zostałaby przekazana nowemu człowiekowi, a nasienie Adama i komórka jajowa Ewy byłyby tak czyste, jak woda święcona, którą kapłan polewa głowę dziecka, wygłaszając formułę trynitarną. Ostatecznie, to był raj… „Nawet by też nie było żadnych wyrazów, które by można było nazwać nieprzyzwoitymi, lecz cokolwiek by się o tych członkach mówiło, byłoby tak samo przyzwoite, jak kiedy się mówi o innych częściach ciała”.
Nic dziwnego, że odczuwamy pewną nostalgię. Poczciwi katolicy twierdzą z uporem, że w akcie małżeńskim wszystko jest Wspaniałe i cudowne; naiwni jebacy są przekonani, że na swoim barłogu odkryli drzewo życia. Jedni i drudzy chcieliby wkraść się przez dziurę w płocie z powrotem do Edenu. Niestety, to niemożliwe – anioł z ognistym mieczem stoi tam na straży. Części święte stały się częściami wstydliwymi. Wywołują obsceniczne skojarzenia, sprawiają, że zapominamy języka w gębie i tracimy rozum. Jeśli chcielibyśmy odbyć akt seksualny zachowując całkowitą trzeźwość umysłu, musielibyśmy pozostać zimni, wręcz bestialscy. Taki purytanizm, podobnie jak gonitwa za afrodyzjakami, świadczyłby o pragnieniu nadmiernej kontroli, niewłaściwym, bo lekceważącym pierworodne zranienie. Świętoszek i libertyn, idealista i rozpustnik – wszyscy starają się odzyskać panowanie nad częściami wstydliwymi, w taki czy inny sposób wyeliminować problemy, uprościć sprawę. A przecież – między nogami mamy otchłań. Nie możemy już wejść choćby na chwilę do Edenu inaczej, niż „bramą upokorzenia i śmierci”.
Nagle pojmujemy, jako rzecz oczywistą, że prawdę głosi najbardziej oburzający dogmatyzm. Jesteśmy doświadczeni nieposłuszeństwem naszych narządów płciowych po to właśnie, żebyśmy mogli stać się czyści. Bunt między udami ma nam uzmysłowić naszą marność. To rzecz oczywista, ponieważ w pewnym sensie jest karą, każda zaś kara, jak sama nazwa wskazuje, ma za zadanie przywołać do karności, a więc do cnoty, tych, którzy od niej odeszli. Niemniej, jest to skandal. Moralizm i amoralizm aż wzdrygąją się, gdy słyszą podobny dogmat. Jak to? Kaprysy naszych podbrzuszy miałyby być w ręku Boga? Święty Augustyn nie miał wątpliwości: „[Adam i Ewa] zakryli (…) wstydliwe części ciała; te same części mieli i przedtem, lecz nie były one wstydliwe. Uczuli więc nieznane wzruszenie nieposłusznego ciała swego, jako zasłużoną odpłatę za własne ich nieposłuszeństwo”. „A mamyż nie wierzyć, żeby gwoli zrodzenia potomstwa, gdyby pożądliwości nie było, która jest tylko karą za grzech nieposłuszeństwa, członki owe,podobnie jak wszystkie inne, nie służyły nakazowi woli ludzkiej?”. Człowiek okazał nieposłuszeństwo Temu, kto go przewyższał; dlatego teraz doświadcza nieposłuszeństwa ze strony tego, co od niego jest niższe. W Edenie narządy płciowe człowieka były doskonale posłuszne jego woli, bo ta bez reszty poddana była panowaniu Przedwiecznego. Ale w chwili, kiedy ludzka wola uzurpowała sobie prawo do niepodzielnej władzy i przejęła kontrolę, członki ciała zbuntowały się, aby trzykrotnie przypomnieć człowiekowi o jego ograniczeniach. Traci panowanie nad sobą wobec uroku płci przeciwnej, traci je, kiedy spółkuje, a także później, bo nawet jego płodność nie poddaje się kierownictwu woli.
Ta konsekwencja grzechu pierworodnego sama w sobie nie jest grzechem. Jest raczej pokutą, gorzkim lekarstwem, służącym poprawie zdrowia. Zarozumialec uczy się, że pragnienie, które odczuwa wobec drugiej osoby, może być silniejsze niż jego zachcianki. Nie zgrywa już twardziela, jego pycha zostaje poskromiona. Niestety, doświadczenie to miewa też skutek odwrotny. Nie mogąc znieść owego stanu wywłaszczenia, w którym wola pozbawiona zostaje władzy, człowiek staje się zatwardziały, budzi się w nim wściekła żądza posiadania. Tego, co miało być narzędziem chirurgicznym, używa do wypalenia piętna. Na tym właśnie polega próba – dosadna i pełna porażek cielesność prowadzi nas ku rzeczywistości duchowej, tak bezkompromisowej, że trudno nam ją znieść. We wstrząsie, jakiego doświadczamy podczas miłosnego zespolenia, dosięga nas jej porażające światło – już na poziomie naszych organów płciowych dają się słyszeć słowa Magnificatu: „Strąca władców z tronu” (Łk 1,52).
Dopiero kiedy to, co wyniosłe, zostanie strącone i przewrócone, może rozkwitnąć erotyzm.
– Fabrice Hadjadj, „Kobieta i mężczyzna. O mistyce ciała”, przeł. M. Nowak, Poznań 2013, s. 114-118.
(opublikowano:23 lipca 2017 r.)