Nowe serce

·moje przemyślenia ·

hh1

„I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza, odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała.” (Ez 36,26)

Gdy złamana kość się zrasta, staje się w miejscu pęknięcia o wiele twardsza niż uprzednio. Podobnie ma się sprawa ze złamanym lub pękniętym sercem – staje się ono twardsze i bardziej odporne, ale jednocześnie mniej wrażliwe i mniej czułe. Czym jest twardsze, tym też mniej elastyczne, przez co nie może się już całkowicie otwierać i w pełni tętnić życiem. Takie serce Bóg pragnie skruszyć, przywracając mu pierwotną rozciągliwość, dzięki której będzie w stanie się tak rozkurczyć i rozciągnąć, by mógł napełnić je swoją nieskończoną miłością.

Spójrz na ślady gwoździ w dłoniach Chrystusa i przypomnij sobie jak często wytykano ci, że masz dziurawe ręce i niczego nie potrafisz dobrze zrobić. Spójrz na koronę cierniową na Jego głowie i przypomnij sobie jak wytykano ci, że mówisz same głupstwa. Spójrz na Jego przebite serce i przypomnij sobie ile razy twoje serce zostało przez kogoś zranione. Te wszystkie znaki hańby na Jego ciele ostatecznie nie zniknęły, ale dzięki Zmartwychwstaniu zostały przemienione w znaki Jego chwały. Podobnie i twoje rany nie znikną, ale mocą wiary mogą ze znaków hańby stać się ostatecznie znakami zwycięstwa i świadectwem Bożej chwały.

Życie wiary to nieustanne narodziny z Ducha, który odnawia nasze serca i czyni nas nowym stworzeniem w Chrystusie. To życie niezawodną nadzieją, która chroni przed rezygnacją i rozpaczą, pozwalając niebu nieustannie zstępować na ziemię. Przykre doświadczenia, porażki, błędy, cierpienia i grzech – to wszystko zasiewa ogrom zwątpienia w naszych sercach i sprawia, że coraz bardziej twardnieją. Zaczynamy wtedy myśleć, że piękna, prawdziwa i dobra miłość, za którą przecież już od dzieciństwa tak bardzo tęsknią nasze serca, jest złudnym, oderwanym od rzeczywistości pragnieniem, które sprowadza na nas tylko cierpienie. Tymczasem taka miłość jest czymś realnym, a cały problem tkwi tylko w tym, że szukamy jej tam, gdzie jej nie ma, lgnąc do tego, co skończone i przemijające, zamiast kierować się ku temu co nieskończone i wieczne.

Bogu nie wystarcza to, że wierzymy w Jego istnienie i przestrzegamy Jego przykazań. On pragnie, przede wszystkim, abyśmy Mu zaufali i oparli się na Jego sposobie myślenia i działania, bo dopiero wtedy będzie w stanie poprowadzić nas przez życie tak, jak dobry tato troszczący się o swoje ukochane dzieci. Nasze drogi nie są Jego drogami ani nasze myśli Jego myślami (por. Iz 55,8n), dlatego tak ważne jest pragnienie poznania kim On tak naprawdę jest. Po to właśnie zesłał nam swego Syna, abyśmy mogli wejść z Nim w żywą, osobową relację. Miłosne przylgnięcie do Boga nie oznacza wcale rezygnacji z ludzkiej miłości i nie jest przeznaczone tylko dla wybranych, ale dla każdego. Chrystus pragnie nasze życie uświęcać i sprawiać, by stawało się z każdym dniem coraz bardziej ludzkie, piękne, dobre i prawdziwe. Przyjaźń z Nim nie stanowi zagrożenia dla naszych relacji z innymi ludźmi – wręcz przeciwnie – pragnie je uzdrawiać, pogłębić i oprzeć na prawdzie, bo tylko ona daje nam prawdziwą wolność – wolność do bycia i stawania się w pełni sobą. Jego zaproszenie do miłości jest aktualne w każdej chwili naszego życia. Bez względu na to w jakim położeniu się obecnie znajdujemy, Chrystus czeka na nasze „tak”, aby móc zacząć stwarzać w nas nowe serce i dać nam nowego ducha, byśmy mogli cieszyć się pełnią życia (por. J 10,10).

Adam Mateusz Brożyński, 8 marca 2015 r.

♫ Aleksandra Dalmata – Powstań i żyj

(opublikowano:7 kwietnia 2015 r.)