Niech nikogo nie wzrusza, że nie jest składana w języku zrozumiałym dla wszystkich. Już bowiem przedtem, jak się zdaje wystarczająco, pouczyliśmy, że zbawienie nasze nie polega na tym, ile pojmujemy, lecz na tym jak pobożnie Boga czcimy. Czy należy przypuszczać, że chłopcy hebrajscy rozumieli co czynią, gdy w świątyni wołali «Hosanna synowi Dawidowemu» (Mt 21,15). Tymczasem ta dziecięca prosta miłość do tego stopnia była Chrystusowi miła, do tego stopnia nie wzgardził chwalą nierozumnych, że gdy książęta kapłanów i pisarze oburzeni powiedzieli: «Słyszysz, co oni mówią?» (Mt 21,16) jasno odparł, że cieszy się ich chwałą i przypomniał, że to już wcześniej zostało zapowiedziane przez Proroka: «Z ust niemowlątek i ssących uczyniłeś chwałę» (Ps 8,3). Samo to miejsce Pisma Świętego może nas pouczyć, że nie to, co pochodzi z dumy tych, którzy wszystko sobie przypisują, lecz chwała dzieci i niemowląt miła jest Bogu.
Zresztą jak mało było w ludzie Izraelskim tych, którzy chcieli dokładnie znać obrzędy, ceremonie i ofiary Starego Prawa? Z pewnością poza kapłanami, pisarzami i faryzeuszami, ledwie co tysięczny wiedział co one znaczą, tak iż słusznie mówili faryzeusze: «Pospólstwo, które nie zna Zakonu, przeklęte jest» (J 7,49). A jednak z tego pospólstwa, które nie znało Zakonu, a nie z mądrych wedle ciała, wybrał Chrystus, aby przez nich świat opromienić światłem swojej Ewangelii, podczas gdy ci, którzy tak bardzo chwalili się znajomością Pisma Świętego i Prawa, a sobie samym przypisywali ich znajomość, pozostawieni swej zuchwałości, stali się synami piekła.
Ci z ludu nie pytali ciekawie, co dokonuje się w tych ofiarach. Byli zadowoleni iż wiedzą, że kiedyś przyjdzie pośrednik, przez którego będą mogli dostąpić zbawienia: jego wyczekiwali, przekonani że on w tych ofiarach jest czczony i przeobrażany. We wszystkich innych sprawach szli za wiarą swoich starszych, to znaczy tych, z których «ust o zakon pytać» (Ml 2,7) im kazano. W tej wierze nie mniej zostało zbawionych z prostej rzeszy, niż spośród tych, którzy wydawali się bardziej od innych biegli w Prawie Bożym.
To samo należy sądzić o tych, którzy poszli za Chrystusem, chociażby lud nie wszystko pojmował, co dzieje się w tej ofierze ołtarza, byle znał Jezusa Chrystusa i to ukrzyżowanego i wiedział, że na ołtarzu uobecnia się ta ofiara, którą samego siebie złożył na krzyżu jako żertwę Bogu na wonność słodkości. Wtedy łatwo, a nawet łatwiej może być zbawiony w swej prostej wierze, niż ci, którzy niespokojnie spierają się, czy stajemy się sprawiedliwi tą sprawiedliwością, którą sam Chrystus jest sprawiedliwy, czy tą której nam udziela i na swój sposób czyni naszą, nam ją przypisując, czy (to jest zdrowa nauka Kościoła) tą, która w nas tkwi, udzielona nam mocą zasługi Chrystusa. (…)
Ponieważ jednak późniejsze czasy tego wymagają, postaramy się, aby lud z ambony pouczany był o tym wszystkim, co należy do ofiary Mszy. O tym napisanych zostało kilka kazań męża uczonego i pobożnego, prawdziwego Katolika, Michała Biskupa Merseburskiego, które chcielibyśmy wszystkim polecić, aby wszyscy mieli je w rękach, ponieważ na ile wymagały tego obecne czasy, nikt staranniej nie przepracował wszystkiego, co należy do tego rodzaju dowodzenia.
Niech nikt jednak nie sądzi, że lekkomyślnie i bez powodu stało się, iż w jednym tylko łacińskim języku składane są ofiary w Kościele Zachodnim, w którym jak jedna jest wiara, tak zdało się słuszne, aby jeden był jak gdyby Katolicki język, wspólny wszystkim ludom i narodom, dzięki któremu zachowana byłaby także jedność wiary. Nie ma w świecie Chrześcijańskim narodu, w którym nie można byłoby znaleźć wielu ludzi, zwłaszcza wśród filozoficznie wykształconych, aby języka łacińskiego, może mniej biegle, ale jednak jakoś nie znali. A jeżeli jakiś naród, to przede wszystkim nasz bardzo wielu ma ludzi znających ten język, skoro nawet wieśniaków i rolników można znaleźć śpiewających chwalbę Bogu w kościele, i wyśpiewujących słowa łacińskie, rozumiejących przede wszystkim te, które śpiewane są podczas ofiary Mszalnej.
Jak piękne jest i zdobne, gdy przybędzie jakiś podróżny, jeżeli usłyszy że ofiary w tym języku są sprawowane, który i on sam zna? Ponieważ on jest jakby ojczystym językiem ludu Chrześcijańskiego, jeżeli jednomyślnie, jednymi ustami, jednym także językiem wszyscy chwalą Boga i Ojca Pana naszego Jezusa Chrystusa. Jeżeli zobaczy, że wykonują te same obrzędy, te same ceremonie, aby samo to mogło wykazać, że całego «mnóstwa wierzących», które jest na świecie Chrześcijańskim, jest «serce jedno i dusza jedna» (Dz 4,32). Gdy tymczasem coś całkiem innego można zobaczyć u tych, którzy od Kościoła odeszli, u których tak jak wiara nie jest ani stała ani jedna, tak również obrzędy i ceremonie, które zmieniają się razem z nauką co roku.
Ale Kościół nie zakazał śpiewać na swoim miejscu i o swoim czasie w języku narodowym. Już przedtem wspomnieliśmy, że Kościół pragnąc naszego zbawienia bardzo chciał wpoić nam dobrodziejstwa Chrystusa również pieśniami ludowymi. Widzimy że dzieje się to mocą dawno przyjętego zwyczaju na Boże Narodzenie, Wielkanoc i Zielone Świątki, aby ta nowość bardziej pobudzała dusze ludzkie do duchowej radości i silniej wrażała w pamięć, jakie dobrodziejstwo Kościół wspomina. Natomiast nie można ścierpieć, aby ktoś prywatny, któremu nie została powierzona żadna władza, a raczej wypada, aby temu kto tę władzę przez Boga ma powierzoną był posłuszny, żeby ten odważył się coś w Kościele własnowolnie zmienić, albo nowe obrzędy, a także nowe pieśni wprowadzić, myśląc że mu to wolno, chociaż nawet Biskupom w tej sprawie nie została dana pełna władza. Chociażby przykład Ozy powinien odstraszyć niecnych, aby czegoś w tym rodzaju sobie nie przypisywali. (2 Sm 6,6-8).
– Kard. Stanisław Hozjusz, „Chrześcijańskie wyznanie wiary katolickiej”, przeł. z łac. bp Julian Wojtkowski, Olsztyn 1999, s. 142nn.
zobacz też: Zapomniany rozkaz św. Jana XXIII
(opublikowano:20 stycznia 2019 r.)