Szaleństwo!

·ekscerpcje z innych źródeł ·

Zewsząd słyszy się, że wyobraźnia, a w szczególności wyobraźnia mistyczna, jest niebezpieczna dla równowagi psychicznej człowieka. Często mówi się, że poeci są niezrównoważeni, a wkładanie wieńca laurowego na skronie jest kojarzone mgliście z wplataniem siana we włosy. Jednak fakty historyczne zdecydowanie temu przeczą.

Większość naprawdę wielkich poetów była nie tylko przy zdrowych zmysłach, ale odznaczała się niezwykłym zmysłem do interesu, i jeśli Shakespeare rzeczywiście trzymał konie, to dlatego, że świetnie się do tego nadawał. Szaleństwo nie rodzi się z wyobraźni; szaleństwo rodzi się z rozumu. To nie poeci tracą zmysły lecz szachiści. Wariują matematycy i kasjerzy, ale twórcom zdarza się to dość rzadko.

Mój wywód, jak będziecie mieli jeszcze okazję się przekonać, w żadnym wypadku nie atakuje logiki. Stwierdzam jedynie, że niebezpieczeństwo szaleństwa kryje się właśnie w logice, a nie w wyobraźni. Ojcostwo twórcze jest czymś równie zdrowym, co ojcostwo fizyczne. (…)

Gdziekolwiek spojrzeć, widać, że ludzie nie wariują z powodu marzeń. Krytycy są znacznie większymi szaleńcami niż poeci. (…) Ogólnie rzecz biorąc, sprawa jest prosta. Poezja pozostaje przy zdrowych zmysłach, ponieważ napotykając nieskończony ocean, zaczyna po nim swobodnie dryfować. Rozum natomiast stara się go przepłynąć i w ten sposób to, co nieskończone, uczynić skończonym. Wynikiem tego działania jest wyczerpanie umysłowe, podobne do fizycznego wyczerpania pana Holbeina.

Akceptacja wszystkiego to pożyteczne ćwiczenie, zrozumienie wszystkiego – zbyteczny wysiłek. Poeta dąży jedynie do egzaltacji i ekspansji, pragnie świata na tyle obszernego, by mógł się w nim swobodnie przeciągnąć. Poeta prosi tylko, by pozwolono mu wetknąć głowę do nieba. Logik natomiast stara się wepchnąć całe niebo do swej głowy. I jeżeli coś przy tym pęka, jest to najczęściej właśnie jego głowa. (…)

Dryden powiedział, że: „Wielki intelekt z szaleństwem często się sprzymierza”. I miał rację. Właśnie bystrość intelektu najczęściej prowadzi do katastrofy. Można by także przypomnieć, o kim Dryden myślał pisząc te słowa. Nie miał na myśli nieziemskiego wizjonera jak Vaughan czy George Herbert. Mówił o człowieku światowym, cyniku, dyplomacie i wielkim polityku. Właśnie tacy ludzie często sprzymierzają się z szaleństwem. Dokonywane przez nich nieustanne kalkulacje dotyczące własnego umysłu i umysłów innych ludzi to zajęcie niebezpieczne. Śmiertelne zagrożenie dla rozumu stanowi ocenianie jego możliwości. Ktoś zapytał kiedyś nonszalancko, dlaczego mówi się o „zwariowanym kapeluszniku”. Można by na to pytanie udzielić jeszcze bardziej nonszalanckiej odpowiedzi, że kapelusznik jest zwariowany, ponieważ zajmuje się mierzeniem ludzkiej głowy.

Tak jak wielcy myśliciele często bywają maniakami, tak równie prawdziwe jest twierdzenie odwrotne: maniacy często bywają wielkimi myślicielami. (…) Każdy, kto miał nieszczęście rozmawiać z ludźmi pogrążonymi w chorobie umysłowej lub znajdującymi się na jej skraju wie, że ich najstraszniejszą cechą jest niezwykła prostota postrzegania szczegółów, łączenie wszystkich rzeczy w mapę bardziej skomplikowaną niż labirynt. (…)

W rzeczywistości utarte powiedzenie mówiące o szaleńcu, że „postradał rozum”, jest mylące. Szaleniec nie jest człowiekiem, który postradał rozum. Jest on człowiekiem, który postradał wszystko oprócz rozumu. (…) Oceniając całą rzecz z zewnątrz i opierając się na doświadczeniu, możemy powiedzieć, że najwyraźniejszą i nieomylną oznaką szaleństwa jest logiczna skończoność i duchowe ograniczenie. (…)

Musimy pamiętać, że większość nauk praktycznych w ten właśnie sposób traktuje zło dotyczące umysłu [że] nie stara się z nim dyskutować jak z herezją, ale po prostu chce je przełamać jak zły czar. (…) W przypadku manii nie wystarczy, by człowiek pragnął prawdy; musi on przede wszystkim chcieć wyzdrowieć. Nie może go zbawić nic poza ślepym, zwierzęcym głodem normalności.

Człowiek nie może za pomocą myślenia wydobyć się ze zła, które dotknęło jego umysł, bo to właśnie umysł, czyli organ myślenia, uległ schorzeniu, stał się nieposłuszny swojemu właścicielowi, jakby niezależny od niego. Człowieka tego może ocalić tylko jego wola albo wiara. (…) Leczenie szaleńca to nie to samo co dyskusja z filozofem; to wyrzucanie diabła.

– G.K. Chesterton, „Ortodoksja”, przeł. M. Sobolewska, Warszawa-Ząbki 2004, s. 22-31.

 

 

(opublikowano:24 października 2017 r.)