bądź dla mnie
zapachem koszul prasowanych
wysyłaj mnie po bochenek chleba
każ mi drzwi skrzypiące naoliwić
i prowadź mnie do nieba.
***
deptałem kwiaty
i miażdżyłem motyle
ciężkim młotem
nieodwracalnej lekkomyślności
dziś proszę –
niech złożą się znów
ich płatki i skrzydła
jak w modlitwie ręce…
i o nic więcej.
***
nawet herbata z cukrem
nie zdoła osłodzić
gorzkiego smaku
prawdy o sobie
a na to wszystko
czego by się chciało
nie jest możliwe
by sobie zasłużyć
dysząca bestia
żebrak o jutro
syn marnotrawny
rumieniące się dziecko
niech pożyje jeszcze
w piecu napali
herbatę zaleje
szepnie do ucha
i ciszę rozdmucha…
***
do wszystkiego
co przeklęte
kleją się ręce
diabelskich
pożądań
lep na muchy
kuszą
kłamliwe świństwa
ostatecznością
oszukaństwo
zapomnienia
o śmierci.
***
w proch obróciłeś mądrość moją
i obnażyłeś niewolnika
co w duszy chce urządzać powstanie.
on żądać nie przestaje
ty prosisz by umarł z miłości
bo siebie nikt mieć nie może –
zawsze do kogoś należy.
***
boję się, Panie,
tak serce otworzyć szeroko
na te oczy anielskie
co jak trąby wezwanie
mnie przyciągają.
brudne są moje ręce
niegodne by chwycić to ciało
a warg, z których tyle śmierci płynęło
otworzyć nie zdołam.
stałem się nagi
ukryłem się w cieniu
krzewów ciernistych.
lecz jeśli chcesz, Panie,
– uczyń mnie czystym.
***
w cichej szczelinie
niepewności i oczekiwania
tkwi jak kołek
czas zatykający
czeka na słowo
choć jedno
co zdoła unieść
ust suchych kąciki
wygląda i
lornetkę przystraja
bezszelestnie przemknęła
zwiewna nadzieja…
***
Słyszę Twój głos w ogrodzie.
Nie mam dokąd uciec,
czym się zasłonić.
Nadchodzi miłość o ciężkich krokach,
jej chodaki tłuką o deski podłogi.
Wstyd ma ciężar śmierci.
Cisza gęsta jak smoła
nie przyjmuje tłumaczeń
zagubionej drogi.
Raz siedemdziesiąty ósmy
palec do ust mych przykładasz.
***
To Ty karmisz mnie, Panie,
świeżym chlebem o zapachu miłości
i zimnym masłem, co topi się
w gorącej zupie,
i słodyczą cebuli, pustynne tęsknoty przypominającą.
Zaprawdę, okruchy spadające
z Twych stołów na ziemię,
Są ucztą z której nie wychodzę głodny.
Post mój, co walką jest
z marnotrawstwem
W huczną przemieniasz biesiadę;
Pokutę, co stała się dziękczynieniem –
W taniec na Twoim weselu.
Ty pierwszy poznałeś mnie, Panie,
Dobrocią obdarzasz niewdzięcznych.
Ty pierwszy poznałeś mnie, Panie,
Ty Słońce – ja księżyc.
***
nie poznać Ciebie.
jaka to wielka strata…
Ciebie – który Jesteś.
i Jesteś sensem tego świata.
***
są takie noce
gdy moc pragnienia
kruszy kości
a jego krzyk tonie
w otchłani ciszy
są takie noce
gdy obietnica
szyderstwem się zdaje
i szatan namawia
do niecierpliwości
są takie noce
żądające pewności
w nadziei
bycia
nieoszukiwanym
są takie noce
ciemne
w których wiara
musi być twarda
jak kamień.
***
myśli nieporuszona
co obracasz gwiazdami
i powietrzem jesteś
dla naszych rozumów,
potęgo milczenia
pełna niewymownych treści
krzycząca galaktyki
i szepcząca ludzi…
Jesteś!
***
i śmierci można nabrać w usta
– wtedy się nie zamykają.
***
(opublikowano:3 września 2017 r.)