Trójjedyność a Miłość

·ekscerpcje z innych źródeł ·

the-gonzaga-family-worshipping-the-holy-trinity-417

Nasi bracia monoteiści, Żydzi i muzułmanie, zarzucają nam, że my nie jesteśmy w ogóle monoteistami, bo mamy trzech bogów. I powiedzmy sobie, że w pewnych przypadkach, przy pewnych złych interpretacjach, przy pewnym złym rozumieniu tego dogmatu takie niebezpieczeństwo może rzeczywiście istnieć. Natomiast nasi bracia niewierzący mówią nam o antropomorfizacji, wyobrażaniu sobie Boga jako człowieka. Dla nich osoba to znaczy człowiek. Zapominają przy tej okazji, że pojęcie filozoficzne osoby narodziło się z dogmatu Trójcy Świętej, takiego pojęcia nie było wcześniej.

Teraz właśnie ci niewierzący chcą Boga bezosobowego, że ma być kimś więcej, a jest akurat kimś mniej. To nie jest próba obronienia Boga, Jego wielkości, tylko jest to ściąganie Boga poniżej poziomu człowieka, a my musimy sięgać wyżej. Jest tak, że Bóg jest osobą, ale nie jest osobą jak „ja” czy „ty”. Wobec tego można by, mówiąc o Trójcy Świętej, mówić o nadosobowości Boga (to mój termin i w związku z tym wcale nie najszczęśliwszy), bo to nie jest taka osoba jak każdy z nas

Filozofia grecka, a za nią europejska doszła do pojęcia bytu jedynego, Boga jedynego. Tym Bogiem jedynym jest Absolut, spoczywający sam w sobie byt doskonały, który niczego nie  potrzebuje, a zatem i niczego nie kocha, jest jednością statyczną, zamkniętą w sobie, bez odniesienia do świata, nie jest osobą. Osoba bowiem może istnieć tylko tam, gdzie jest na kogoś otwarcie, gdzie jest zwrot do kogoś, gdzie jest życie w relacji.

I bardzo prosty obraz, wyobraźmy sobie przedział kolejowy, w przedziale siedzi parę osób, każda osoba jest zamknięta w sobie, zajęta sobą i jest obecna, ale właściwie jest obecna tak jak bagaż na półce, jest taką obecnością statyczną. A teraz wyobraźmy sobie, że coś się stanie, że ktoś zasłabnie albo będzie jakiś wypadek i raptem osoby się na siebie otwierają, stają się właśnie osobami, stają się pełniej ludźmi.

Jeżeli takie otwarcie na drugiego człowieka pozwala nam się stać pełniej osobą, prawdziwie człowiekiem, czym może być otwarcie na Boga Trójjedynego, który jest Absolutem, lecz odmiennie od Boga filozofów jest Absolutem miłości, jednością dynamiczną Ojca i Syna w Duchu Świętym, nieskończonym, odwiecznym przyjmowaniem i dawaniem? I my mamy się przez całe życie takiego właśnie otwarcia uczyć. Co to znaczy? Mamy się uczyć otwarcia, otwierając się na naszych braci.

Nieraz się zastanawiamy, jak to możliwe jest kochać człowieka, który jest dla nas niesympatyczny czy nawet gorzej. Przecież uczucia nie można sobie nakazać! Oczywiście nie chodzi tu o uczucia. Wystarczy zrozumieć, o co naprawdę chodzi, i po prostu próbować najpierw tego człowieka przyjąć. Ja nie mówię, że koniecznie przyjąć w domu; przyjąć to znaczy przyjąć go takim, jakim jest naprawdę. To znowu nie znaczy powiedzieć, że robi dobrze, jeśli robi źle.

Każdy z nas wie, co to znaczy, bo każdy z nas chce być przyjęty przez drugiego człowieka, a potem naprawdę dać mu siebie. I takie codzienne, niekiedy trudne, często nieudane przyjmowanie i dawanie jest dla nas praktycznym wchodzeniem w życie Trójjedynego. Miłość bliźniego to niejako korepetycje, które mają nas nauczyć żyć życiem samego Boga, żyć tym odwiecznym przyjmowaniem i dawaniem.

I w ten sposób widzimy, że przykazanie miłości bliźniego zarówno wypływa z tajemnicy Trójcy, jak i do niej z powrotem prowadzi. A uczy nas tego nie kto inny tylko Duch Święty, w którym wołamy „Abba, Ojcze”, jak pisze św. Paweł w Liście do Rzymian (8,15) i Liście do Galatów  (4,6). Przecież ten Duch jest w Trójcy Świętej osobowym dawaniem i przyjmowaniem, przyjmowaniem i dawaniem, jest w Niej komunią.

Anna Świderkówna, „Sekrety Biblii”, Kraków 2012, s.72,95n.

(opublikowano:22 listopada 2013 r.)