Trudności stanu małżeńskiego

·ekscerpcje z innych źródeł ·

Założenie nowego ogniska tj. małżeństwo, w którem to piękne zdanie: „Dwie dusze, jedna myśl; dwa serca, jedno bicie” jest prawdą oczywistą, nie jest wcale tak łatwą i wesołą rzeczą, jak to sądzą ludzie młodzi a nawet i starzy. Proboszczowie miejscy i wiejscy, naczelnicy miast i gmin i opiekunowie ubogich mogą bardzo licznymi przykładami udowodnić i wykazać, że często bardzo małżeństwo zawarte wesoło i z uciechą w krótkim nieeraz czasie zamieniało się w męczeństwo i wielu zgorszeń stało się powodem.

Gdyby małżeństwo nie było według słów samego Pana Jezusa najuciążliwszym ze wszystkich stanów, nie byłby je, albo przynajmniej nie wyłącznie, wyniósł do godności wielkiego Sakramentu miłości, by uświęcić miłość zgodną dwojga ludzi a przez to zabezpieczyć ich prawdziwe szczęście wewnętrzne.

Wielu atoli kandydatów do stanu małżeńskiego gardzi jego sakramentalną powagą, uważa go za interes i oblicza dokładnie korzyści doczesne, które w nim osiągnąć może. Gdy rachunek wypadnie korzystnie, wtedy bez namysłu załatwiają dobry(!) ten interes i tańcząc i śmiejąc się, wstępują w stan małżeński, nie zważając na głos Boży ani na zbawienie swej duszy, ani na roztropną radę poety:

„Niechaj każdy wprzód się dowie,
Co też serce sercu powie,
Kto wpierw działa, potem bada,
Ten w nieszczęście nieraz wpada!”

(…) Pierwsza trudność i pierwszy ciężar, jaki małżeństwo wkłada na wszystkich zaślubionych jest wzajemna podległość i służebność. Klęcząc przy ołtarzu młoda narzeczona kładzie prawą rękę w prawicę narzeczonego i lekkiem sercem oddaje mu skarb swój nadroższy – wolność – i całe przyszłe swe życie i działanie poddaje dobrowolnie jego władzy: poddanie się zaś to zupełne zatwierdza sama świętem przyrzeczeniem, iż mu będzie zawsze i chętnie posłuszną, że szanować i kochać go będzie i że pozostanie przy nim aż do śmierci.

Także i młody małżonek ogranicza sam swą wolność na rzecz żony przyrzeczeniem, iż pozostanie jej wiernym, że nie będzie spoglądał na żadną inną niewiastę okiem pożądliwem, że ją wspierać będzie we wszystkiem i kochać miłością dozgonną.

Wzajemne to wyrzecznie się swej woli jest śmiałym bardzo czynem, gdyż wstępujący w stan małżeński małżonkowie nie są aniołami a daleko im bardzo do świętości, jaką mieli za życia Święci w Niebie; lecz są ułomnemi i grzesznemi dziećmi Ewy bez cnoty i doświadczenia, gdyż zaślubienia ich nie poprzedził żaden nowicyat albo rok próby, jak to ma miejsce u wstępujących do stanu zakonnego. A co najważniejsza: związku ich małżeńskiego nic na ziemi rozerwać nie może.

Biada młodemu małżonkowi, jeżeli żona jego, o której dotychczas słyszał dobre tylko i miłe rzeczy, w której widział tylko dobroć i łagodność, zdatność do wszystkiego i rozsądek, prawie zanim jeszcze ucichną dźwięki skrzypiec weselnych przekona go sama, że mało ma pojęcia o prowadzeniu domu i o oszczędności, że oprócz swej toalety nie umei się czemś pożytecznym zająć, że z miesiąca na miesiąc potrzebuje więcej pieniędzy, a z roku na rok staje się przykrzejszą i więcej upartą.

Biada młodej żonie, gdy jej mąż, którego dotychczas widziała tylko w odświętnem odzieniu, z którego ust miłe tylko słyszała słowa, pochlebstwa i słodkie obietnice, od którego kosztowne otrzymywała dotychczas podarki, w którym podziwiała zdolnego robotnika dzielnego rzemieślnika i wesołego człowieka, wkrótce po weselu ze zmianą odzienia weselnego na codzienne zmieni także usposobienie i do dawnych powróci nałogów, gdy nerwy jej drażnić i serce narnić pocznie gorzkimi wyrzutami a nawet dzikiemi wyzwiskami, a miłość przyrzeczoną objawi biciem i kopaniem; gdy ów zdolny rzemieślnik zasiądzie przy stoliku do gry, a dzielny robotnik wróci do domu pijany z próżną kieszenią a przekleństwem na ustach! O co za ciężka służba!

Drugą, większą trudnością w małżeństwie są niebezpieczeństwa moralne, grożące duszy; z których trzy ważniejsze zasługują na wzmiankę i głębsze zastanowienie:

a) Chrześcijańskim małżonkom gro­zi niebezpieczeństwo skalania grzechem czystości ich stanowi właściwej, bez której ani tu na ziemi żyć szczęśliwie ani w niebie szczęśliwymi być nie mogą. (Por. Żyd. 13, 4). Niebezpieczeństwo to tem jest groźniejsze, im potężniejszą jest wzajemna skłonność zmysłowa do nadużywania nierozsądnego wobec cią­gle powtarzających się sposobności, al­bo też im wyższym jest stopień ich wza­jemnej odrazy i wstrętu z powodu cią­głego obcowania ze sobą, czego następ­stwem jest utrudnianie i dokuczanie przy wykonywaniu praw małżeńskich, albo im większą staje się liczba człon­ków rodziny przy coraz większem za­nikaniu świętej bojaźni Bożej i silnej, ufności w Opatrzność Boską, albo im częściej zdarzają się sposobności do za­zdrości wobec codziennych wypadków wśród zdradliwego świata. Nie trudną jest rzeczą, powiada św. Augustyn, od­mówić sobie w stanie wolnym rozko­szy, których się nie zna i unikać ich jako niedozwolonych; lecz trudno nadzwy­czaj jest wobec słabości ludzkiej, nie przekroczyć w stanie małżeńskim miary w używaniu rozkoszy dozwolonych.

b) Chrześcijańscy małżonkowie na ciągłe narażeni są niebezpieczeństwo, że miłość ich wzajemna ku sobie wię­kszą będzie jak miłość ich ku Bogu i że wskutek tego przestąpią najważniejsze prawo Boże. Wolą i prawem jest Bożem, by mąż kochał swą żonę, jak Je­zus miłuje Kościół, a żona kochała swe­go męża, jak Kościół miłuje Jezusa. Gdy męża obrazi człowiek nieprzyjazny, gdy go znieważy lub skrzywdzi, wtedy powinna żona go pocieszyć, z nim współ­czuć, i dobrem słowem przykrość osło­dzić; lecz wtedy właśnie naciera na nią często niebezpieczna pokusa, by dolała jeszcze oliwy do ognia tzn. by gniew męża swego jeszcze więcej podżegała i z nim razem na wrogu okrutnie się zemściła. Gdy mąż żąda, by żona po­magała mu kłamstwem, oszukaństwem itp. do zdobycia sobie majątku lub za­szczytu, wtedy winna mu się żona stanowczo sprzeciwić i powstrzymać go od złego zamiaru. Lecz doświadczenieuczy, że rzadko bardzo żony dopełniają tego obowiązku. Gdy mąż hołduje za­sadom fałszywym, gdy stoi i działa w szeregach nieprzyjaciół Kościoła, gdy jest liberałem i zaniedbuje praktyk reli­gijnych a nawet od żony żąda, by oka­zała się zdeklarowaną zwolenniczką po­stępu, objawiającego się lekceważeniem świętości i rozluźnieniem obyczajów: o jakże wielkie grozi wtedy niebezpie­czeństwo, że słaba żona usłucha prędzej męża jak samego Boga! Lecz dziesięćkroć większe grozi niebezpieczeństwo moralne mężowi, gdy żona jego jest li­beralną, ambitną, mściwą i rozrzutną!

c) Chrześcijańscy małżonkowie na­rażeni są dalej na pokusę kuszącą ich, by przekroczyli granice dozwolone w staraniu się lękliwem o sprawy docze­sne. Do osób stanu wolnego rzekł Je­zus: Jeśli chcecie być doskonałymi, idźcie, sprzedajcie, co macie i dajcie ubogim, a przyjdźcie i pójdźcie za mną (por. Mat. 19, 21); do osób zaś stanu małżeńskiego tak nie mówi. Obowiązek starania się wzajemnego o siebie i o ro­dzinę zmusza ich, by majątek, jaki już posiadają, utrzymali a nawet powięk­szyli środkami dozwolonymi, albo gdy żadnych lub mało tylko posiadają dóbr doczesnych, by ich w sposób uczciwy nabyli. Lecz jeszcze surowiej zakazaną jest chciwość, nieumiarkowane pragnie­nie majątku i bogactw i zbyt silne przy­wiązanie do nich. Św. Paweł Apostoł upomina z surową powagą: „Którzy chcą bogatymi być, wpadają w poku­szenie i w sidło dyabelskie i wiele pożą­dliwości niepożytecznych i szkodliwych, które pogrążają ludzi na zatracenie i zginienie.“ (1 Tym. 6, 9). Zaiste trudną bardzo jest rzeczą oba te obowiązki po­łączyć harmonijnie ze sobą!

Trzecią i największą może trud­nością w stanie małżeńskim jest wy­chowanie dzieci. Gruntowny pewien znawca życia powiedział: „Jestem przekonany, że większa część męczenników chrześcijań­skich mniej poniosła cierpień i udręczeń dla Chrystusa i Wiary św., jak prze­ważna część rodziców chrześcijańskich ponosić musi z powodu swych dzieci“, a ja dodaję życzenie: „Oby rodzice chrześcijańscy chcieli znosić cierpienia i udręczenia z powodu swych dzieci z podobnem poddaniem się woli Bożej i z podobną miłością Boga, z jaką błogo­sławiona Jutta znosiła cierpienia dla sy­na swego zbłąkanego i grzeszącego!“

Spytaj się rodziców chrześcijań­skich, ile znosić musieli trosk, cierpień i niebezpieczeństw, zanim jeszcze dzie­cko się urodziło lub otrzymało Chrzest święty? Ile zaś trosk codziennych, ile nocy bezsennych, ile wydatków zna­cznych na lekarza i innych kłopotów przysparzają dzieci małe rodzicom, za­nim utrzymać się zdołają na własnych nogach i poskarżyć o tem, co ich boli i im dolega; o tem może tylko matka mó­wić najlepiej, szczególnie matka uboga, nie mająca dosyć chleba, by głód dziecka zaspokoić albo powijaków i sukienek, by ochronić je od mrozu. A jakaż do­piero boleść dręczy serce matczyne wte­dy, gdy dziecko jest ułomne, niewido­me, głuche, nieme lub słabego umysłu. A jednak zupełnie prawdziwem jest przy­słowie: „Małe dzieci — mały kłopot, wielkie dzieci — wielki kłopot.“ Dobrze także powiada Duch św.: „Mądry syn rozwesela ojca“, lecz dodaje zarazem: „a syn głupi smutkiem jest matce swo­jej.“ (Przyp. 10, 1). Pouczający i wzru­szający bardzo przedmiot do rozmyśla­nia o trudnościach w wychowaniu dzieci podaje nam Pan Jezus w Swej przypo­wieści o dobrym ojcu, mającym dwóch synów, z których młodszy majątek swój roztrwonił na obczyźnie, starszy zaś gniewał się, gdy widział radość ojca z powodu powrotu nawróconego syna marnotrawnego (por. Łuk. 15, 16—32).

– ks. Oton Bitschnau, „Prawidła życia chrześcijańskiego dla każdego wieku i stanu” (1911 r.), przeł. ks. Józef Janiszewski, wyd. 3Dom, Częstochowa 2018, s. 23-30.

(opublikowano:19 listopada 2018 r.)