POSŁUSZEŃSTWO JAKO WARUNEK WOLNOŚCI
«Nazwałeś wolnością władzę zburzenia świątyni, pomieszania słów poematu, zrównania ze sobą dni, z których rytuał wzniósł bazylikę. Wolność pustoszenia. A jak wtedy odnajdziesz siebie? Ja zaś wolnością nazywam twoje wyzwolenie. Dlaczego kazałem ci niegdyś wybierać: wolność niewolnika czy mężczyzny, poszanowanie dla wrzodów czy dla zdrowego ciała?» – Antoine de Saint-Exupery
Nie da się oddzielić wolności bycia człowiekiem od ograniczeń jakie wolność do bycia nim na mnie nakłada. Wolność do bycia człowiekiem odbiera mi wolność do bycia stokrotką, żukiem czy osłem. Tym ostatnim co prawda niekiedy bywam, lecz nie aż tak dosłownie. Być człowiekiem to być istotą ograniczoną. Gdy przekraczam granice wolności do bycia człowiekiem, to wolność do bycia nim tracę. Mógłbym np. pozazdrościć gołębiowi wolności do sfruwania z dachu i sam z niego zeskoczyć, ale nie tylko nie sprawi to, że zacznę latać, ale z dużym prawdopodobieństwem skończę z połamanymi nogami, co odbierze mi także wolność do poruszania się po ziemi o własnych siłach. Wolność do bycia w tym świecie, wiąże się zawsze z respektowaniem granic – z posłuszeństwem względem zasad to bycie warunkujących. Dlatego nie ma wolności bez posłuszeństwa.
Jeśli chcę być wolny od czegoś, muszę być posłuszny zasadom, które mnie od tego uchronią. Jeśli chcę być wolny do czegoś, muszę być posłuszny zasadom, które pozwolą mi to zrealizować.
Jeśli chcę mieć wolność namalowania słonia, muszę okazać posłuszeństwo zasadom posługiwania się pędzlem i ograniczeniom jakie stawia mi sam słoń. Mogę zbuntować się przeciwko tym zasadom i stwierdzić, że jego trąba ogranicza moje prawo do namalowania w jej miejscu oka, a pędzel ogranicza moje prawo do malowania siekierą, ale swoim buntem mogę łatwo odebrać sobie wolność do namalowania słonia czy w ogóle do namalowania czegokolwiek.
Jeśli chcę mieć wolność do liczenia, muszę okazać posłuszeństwo zasadom algebry. Mogę zbuntować się przeciwko temu, że 2+2=4, ale odbiorę sobie wtedy wolność do robienia zakupów w sklepie czy wolność od bycia oszukiwanym na pieniądze. Jeśli chcę mieć wolność od wypadków na drodze (lub chociaż zminimalizować ich prawdopodobieństwo), muszę okazać posłuszeństwo zasadom ruchu drogowego. Podobnie, jeśli chcę być wolny do bycia człowiekiem, muszę okazać posłuszeństwo zasadom życia chroniącym moją i innych wolność do bycia nim, a zatem chroniącym godność ludzką. Wolność do rozumnego życia odbiera mi jednocześnie wolność do kierowania się w swoich działaniach bezrozumnymi żądzami, które ignorują możliwe tych działań konsekwencje.
Kto chce być prawdziwie wolny musi nauczyć się posłuszeństwa. W ogóle jeśli czegoś chcemy, to idzie za tym jakiś przymus – przymus, czy też dyscyplina, na którą dobrowolnie się godzimy i którą dobrowolnie na siebie przyjmujemy, z uwagi na chęć realizacji określonych pragnień. Kto nie potrafi być posłuszny, ten nie potrafi być wolny. Nie można pojęcia wolności rozpatrywać w całkowitym oderwaniu od kontekstu w jakim się nim posługujemy. Rzeczywistość zaś na każdym kroku pokazuje nam, że wolność ma granice, których przekroczenie sprawia, że tę wolność od lub do czegoś tracimy. Wolność realizuje się bowiem zawsze przez dobrowolny wybór posłuszeństwa temu, co jest wolności od czegoś lub do czegoś gwarantem. W praktyce życia, pojęcie absolutnej wolności jest pojęciem tak samo pustym, jak pojęcie kwadratowego koła czy czterobocznego trójkąta. Występuje tylko na płaszczyźnie języka, ale nie ma żadnego odniesienia do rzeczywistości.
DO CZEGO I OD CZEGO CHCĘ MIEĆ WOLNOŚĆ?
«Wolność oznacza, że wiemy, czego naprawdę chcemy. Posłuszeństwo oznacza, że wiemy, w co naprawdę wierzymy» – Gilbert Keith Chesterton
Aby być wolnym, muszę uprzednio wiedzieć do lub od czego chcę być wolny. Brak wolności odczuwam, czy też uświadamiam sobie wtedy, kiedy chcę coś zrobić lub od czegoś uciec i coś stoi mi na przeszkodzie. Tylko człowiek, który nie wie czego chce, a co za tym idzie – także kim jest czy też kim chce być, będzie się domagał wolności od czy do absolutnie wszystkiego. Tego rodzaju wolność jest złudzeniem i w rzeczywistości jest «wolnością nieistnienia».
To prawda, że np. ściany w moim domu ograniczają moją wolność do poruszania się we wszystkich możliwych kierunkach. Ale te ograniczenia, jakie mi stawiają, dają mi wolność od wiatru, wolność do zjedzenia śniadania w kuchni bez konieczności patrzenia na muszlę klozetową, czy wolność do spokojnej pracy i wolność od konieczności słuchania brzęczących sztućców i naczyń gdy ktoś przygotowuje posiłek w kuchni. Ktoś mógłby nawet stwierdzić, że alfabet, zasady ortografii czy gramatyki, ograniczają wolność wyrażania siebie, ale przecież w rzeczywistości ją właśnie umożliwiają i czym mniej ktoś tym zasadom jest posłuszny, tym staje się mniej zrozumiały dla innych. Podobnych przykładów jest na każdym kroku całe mnóstwo. Zanim zacznę domagać się wolności, muszę wiedzieć od i do czego wolności chcę, bo wolność w rozumieniu absolutnym nie ma do nas zastosowania.
CZY RELIGIA ODBIERA WOLNOŚĆ?
Jak śpiewał Bob Dylan – «musisz komuś służyć». Pragnąć tego czy tamtego, staję się posłuszny celowi jaki sobie obrałem i środkom jakie do tego celu mają mnie doprowadzić. Jeśli chcę być wolny do życia w czystości serca, muszę odebrać sobie wolność do rozwiązłości. Jeśli chcę być wolny do miłości wyłącznej w małżeństwie, muszę zrezygnować z wolności do uganiania się za innymi kobietami. Jeśli Chrystus i jego miłość jest odpowiedzią na najgłębsze i największe pragnienia mojego serca, to dobrowolnie zrzekam się wolności do tego, co widzę, że te pragnienia niszczy,odbierając mi wolność do ich realizacji i tym samym – do bycia sobą. Czy ktoś zmusza mnie do tego siłą? Bynajmniej. To jest mój świadomy i dobrowolny wybór.
Często zarzuty o to, że Kościół czy chrześcijaństwo odbiera człowiekowi wolność, pojawiają się w kontekście ludzkiej seksualności. Mowa jest wtedy np. o uznawaniu współżycia za coś nieczystego czy złego, ale w rzeczywistości jest zupełnie odwrotnie: «Surowa ocena naruszenia porządku w sferze seksualnej nie wypływa, jak nie którym się wydaje, z postawy negującej wartość seksualności, ale wprost przeciwnie – z postawy jej afirmacji. Zachwyt nad darem współżycia małżeńskiego jest tak wielki, że Kościół dostrzega w nim obecność samego Boga» – Ksawery Knotz OFMCap. To dosyć oczywiste, że jeśli coś ma dla nas wielką wartość, to obchodzimy się z tym ostrożnie, a nie niedbale i lekkomyślnie.
Współżycie seksualne w perspektywie wiary nie jest samo w sobie grzeszne i nie na tym, jak niektórzy błędnie sądzą, polegał grzech pierworodny. Grzech pierworodny polegał na przekroczeniu granic wolności, które ją gwarantowały – na wolności nadużyciu. Rozmnażanie się ludzi przebiega w taki właśnie sposób a nie inny i tak zostało przez Boga zamyślone. Przyjemność płynąca ze współżycia w raju – jak powiada np. św. Tomasz – była większa! Niewinność nie polega bowiem na odcieleśnieniu i dlatego zdaniem doktora anielskiego byłaby «tym większa rozkosz zmysłowa, im natura byłaby czystsza, a ciało wrażliwsze», bo «siła pożądliwa nie wyżywałaby się w tego typu rozkoszach w sposób nieokiełzany». Żądza przytępia zmysły. Tak jak obżartuch wypychający wszystko do ust stępia swoją wrażliwość na czerpanie przyjemności z jedzenia, tak człowiek rozwiązły stępia swoją wrażliwość na przeżywanie aktu seksualnego. Świadomość tego co się robi zostaje ograniczona i pojawia się uzależnienie od krótkotrwałego oszołomienia, które nie nasyca i nie daje spełnienia, więc musi być powtarzane z coraz większą intensywnością i częstotliwością, przynosząc z czasem coraz większe rozczarowanie.
A co jest złego w sytuacji, gdy dwoje ludzi godzi się na współżycie przed ślubem? To, że dwie osoby czegoś chcą, nie świadczy jeszcze o tym, że jest to dla nich obiektywnie dobre. Każdy z nas często bywa sam swoim własnym wrogiem, pragnąc rzeczy i podejmując decyzje, które przynoszą nam samym krzywdę. Współżycie seksualne angażuje całego człowieka – zarówno jego ciało, jak i jego psychikę i duszę, więc powinno być wyrazem prawdziwej miłości. Gdyby było inaczej nie podchodzilibyśmy przecież z taką powagą do przestępstw na tym tle, jak np. wykorzystywania seksualnego – szczególnie dzieci, gwałtów.
Z uwagi na wartość aktu seksualnego, prawo do niego ma tylko ktoś, kto bierze pełną i dozgonną odpowiedzialność za życie osoby z którą go dokonuje oraz wszelkie możliwe tego konsekwencje – także w postaci nowego życia, jakie może być tego naturalnym skutkiem. Kto takiej odpowiedzialności się zrzeka, ten zrzeka się także prawa do współżycia i jeśli go dokonuje, postępuje niegodziwie.
Nie ma praw bez obowiązków. Moje prawo jest czyimś obowiązkiem respektowania tego prawa. Moja wolność stawia granice wolności drugiemu człowiekowi i odwrotnie. Kto odrzuca posłuszeństwo zasadom gwarantującym zachowanie tych granic, odrzuca zarówno rzeczywistą wolność, jak i rzeczywistą odpowiedzialność.
– Adam Mateusz Brożyński, 8 sierpnia 2018 r.
(opublikowano:8 sierpnia 2018 r.)