W dyskursie fanatyka słowo „Bóg” jest wszechobecne. Może on zacząć od smutnego stwierdzenia, że nasza dusza jest tak mroczna, a intelekt tak nikły, że tylko boskie słowo jest w stanie dać człowiekowi światłość. Przy czym jego intencje, co warto podkreślić, mogą być chwalebne (…) Lecz postawa wynikająca z chęci podkreślenia własnej nędzy lub z chęci wychwalania Pana staje się pozą przybraną z powodu serca nadętego osobistymi przekonaniami. A wtedy Imię Boga pozwala na dyspensę od myślenia i na uniwersalną replikę. Staje się ono stacją serwisową – czy warsztatem samochodowym – otwartą non stop, gotową w każdej chwili uruchomić silnik umoralniającego kaznodziejstwa. Jest ostatecznym rozwiązaniem, o którym już mówiłem.
Fanatyk ma gotową odpowiedź na każde pytanie. Teoria ewolucji? „Zaglądnij do Pisma Świętego”. Masz pytanie naukowe lub ekonomiczne? „Zaglądnij do Pisma Świętego”. Wszystko tam jest, nie ma potrzeby się zastanawiać, wystarczy powiedzieć: „Bóg”. W tym ujęciu „Bóg” jest robotem wieloczynnościowym i panaceum, nieograniczonym sezamem i najmocniejszym talizmanem.
Sartre zdefiniował głupca jako tego, kto ma natychmiastową odpowiedź na każde pytanie. Idąc tym tropem, należy uznać, że dla fanatyków słowo „Bóg” staje się zaczynem głupoty doskonałej. Dyskurs religijny kończy się wykluczeniem lub wchłonięciem wszelkiej innej formy dyskursu. To nadzwyczaj praktyczne: poważna rozmowa, z odwołaniami do rzeczy znanych z doświadczenia, przestanie być potrzebna.
Po co szukać odpowiedniego klucza do zamka, skoro jest łom. Co to jest człowiek? „Rzecz Pana”. Dwa dodać dwa równa się…? „Tyle, ile chce Pan”. Pan jest odpowiedzią na wszystko, dlatego też w końcu jakakolwiek rzecz będzie mogła zastąpić Pana. Taka banalizacja, jednocześnie atakująca i obronna, prowadzi szybko do jednej reakcji: do ateizmu.
– Fabrice Hadjadj, „Antypodręcznik ewangelizacji”, tłum. H. Sobieraj, Kraków 2016, s. 34n.
(opublikowano:7 września 2017 r.)