Dla wiernych, wartość nabożeństwa Trzech Godzin Męki Pańskiej jest proporcjonalna do tego, w jakim stopniu rozumieją, że patrzą nie tyle na tragedię sprzed dziewiętnastu stuleci, ile na tragedię ich własnego życia i epoki. Samo rozmyślanie nad śmiercią Chrystusa na Kalwarii nie przyniosłoby im więcej pożytku niż studiowanie szczegółów zabójstwa Cezara u stop posągu Pompejusza. Takie rozważania mogłyby faktycznie być interesujące, ekscytujące, a nawet trochę pouczające czy inspirujące. Ale nie byłyby niczym więcej, a mogłyby się stać jedynie makabryczne i szkodliwe.
Jednak śmierć Chrystusa jest wyjątkowa, ponieważ jest uniwersalna. To więcej niż największe okropieństwo ze wszystkich zbrodniczych historii. To więcej nawet niż typ wszystkich aktów przemocy, jakie ludzie kiedykolwiek popełnili przeciw Bogu. Jest to bowiem po prostu odegranie, na historycznej scenie świata, tych powtarzanych wewnętrznych tragedii, jakie odbywają się w każdej duszy, która odrzuca lub obraża Boga. Ponieważ Bóg, którego krzyżujemy wewnętrznie, jest tym samym Bogiem, który został wtedy ukrzyżowany zewnętrznie. Nie ma takiego zewnętrznego szczegółu w Ewangelii, którego nie można by powtórzyć wewnątrz, w życiu duchowym grzesznika. Proces zanotowany przez Ewangelistów musi być mniej więcej podobny do procesu każdego odstępstwa od Boga.
Przede wszystkim początkiem tragedii jest zdrada sumienia. Zdrada dokonana przez te elementy naszej natury, które zostały zamierzone jako jego przyjaciele i obrońcy – na przykład przez uczucie czy przezorność. Potem skrępowane sumienie zostaje odprowadzone na sąd. Bowiem nie może być grzechu śmiertelnego bez zastanowienia, a żaden człowiek nigdy w niego nie popadł, nie przeprowadziwszy wpierw pewnego rodzaju jednego czy dwóch pośpiesznych, pozorowanych procesów, w których fikcyjna roztropność czy fałszywa idea wolności uroczyście decydują, że sumienie zawiniło. Jednak nawet wtedy sumienie nie ustępuje, a wtedy sprawiają, że zaczyna się wydawać niedorzeczne i śmieszne, i stawiają je obok Barabasza – ordynarnej i silnej niższej natury, która nie ma wysokich pretensji i chlubi się tym.
I tak dramat postępuje, a sumienie zostaje ukrzyżowane. Sumienie milczy, od czasu do czasu przerywając coraz głębsze przygnębienie protestami, które za każdym razem są coraz słabsze, a w końcu sumienie rzeczywiście umiera. I od tego czasu nie może być żadnej nadziei, z wyjątkiem tej pokładanej w cudzie Zmartwychwstania.
Zatem ów Krzyż z Kalwarii nie jest tylko typem czy obrazem. Jest faktem identycznym z tak straszliwie nam znajomym faktem z życia duchowego. Ponieważ Chrystus nie jest jednym, a sumienie czymś innym, ale to rzeczywiście Chrystus przemawia w sumieniu, zatem to Chrystus jest krzyżowany w grzechu śmiertelnym. Bądźmy więc szczerzy sami ze sobą. Patrzymy nie tylko na śmierć Chrystusa, ale na naszą własną, ponieważ patrzymy na śmierć Chrystusa, który jest naszym życiem.
ks. Robert Hugh Benson, „Paradoksy katolicyzmu„, s. 141nn.
(opublikowano:28 września 2013 r.)