Jak większości współczesnych słów, słowa „herezja” używa się mętnie i różnorodnie. Mętnie, gdyż współczesna umysłowość jest równie przeciwna precyzji w ideach, co uwielbia precyzję w pomiarach. Różnorodnie, gdyż – według człowieka, który go używa – może przedstawiać jedną z pięćdziesięciu rzeczy…
Jednak temat herezji ma generalnie pierwszorzędne znaczenie tak dla poszczególnych osób, jak i dla społeczeństwa, a herezja w swoim konkretnym znaczniu (to znaczy jako herezja w doktrynie chrześcijańskiej) jest szczególnie interesująca dla każdego, kto rozumie Europę: charakter europy i historię Europy. Bowiem cała ta historia – od chwili pojawienia się relgii chrześcijańskiej – jest opowieścią o walce i zmianie, głównie poprzedzonych przez, a często (jeśli nie zawsze) spowodowanych przez rozmaitość religijnych doktryn, które jej towarzyszyły. Innymi słowy „herezja chrześcijańska” to temat specjalny o pierwszorzędnym znaczeniu dla pojęcia historii europejskiej, gdyż wraz z ortodoksją chrześcijańską stanowi stały akompaniament i czynnik życia europejskiego.
Musimy zacząć od definicji, chociaż definicja zakłada wysiłek umysłowy i dlatego odpycha. Herezja to zakłócenie pełnego i samonośnego systemu poprzez wprowadzenie nowatorskiego zaprzeczenia jakiejś niezbędnej w nim części… Herezja oznacza zatem wypaczenie systemu poprzez „wyjątek”: poprzez „wyjęcie” jednej części struktury (słowo pochodzi od gr. czasownika haireo, które najpierw oznaczało „chwytam” albo „łapię”, a następnie zaczęło znaczyć „zabieram”) i zakłada, że system ten zostaje uszkodzony, gdy usunie się z niego jedną część, zakwestionuje jedną z jego części – czy to zostawiając próżnię niewypełnioną, czy wypełniając ją jakimś nowym stwierdzeniem…
Całkowite zakwestionowanie projektu nie jest herezją i nie ma twórczej mocy herezji. Istotą herezji jest to, że pozostawia nienaruszoną wielką część struktury, którą atakuje. Z tego względu może ona przemawiać do wierzących i wciąż wpływać na ich życie, oddalając ich od ich pierwotnego charakteru. Zatem mówi się o herezjach, że „trwają dzięki prawdom, jakie zachowują”.
Musimy zauważyć, że kwestia, czy całkowity projekt tak atakowany jest prawdziwy czy fałszywy, jest obojętna dla wartości herezji jako dziedziny badań historycznych. To, co nas interesuje, to niezwykle frapująca prawda, że herezja zapoczątkowuje nowe, własne życie i decydująco wpływa na atakowane przez siebie społeczeństwo. Powodem, dla którego człowiek walczy z herezją, nie jest tylko albo zasadniczo konserwatyzm – przywiązanie do rutyny, niechęć do zakłóceń w swoich nawykach myślowych – ale w dużo większym stopniu spostrzeżenie, że herezja – tak dalece, na ile zdobywa przewagę – wytwarza sposób życia i społeczny charakter niezgodny ze sposobem życia i charakterem wytworzonym przez stary ortodoksyjny projekt, stanowiąc dla niego utrapienie, a być może uśmiercając go.
Tyle, jeśli chodzi o ogólne znaczenie tego szczególnie brzemiennego słowa „herezja” i uwagi na jego temat. Jego szczegółowe znaczenie (znaczenie, w jakim jest używane w tej książce) to psucie przez wyjątek tego pełnego systemu, jakim jest religia chrześcijańska… Ponieważ herezja, w tym konkretnym rozumieniu (jako kwestionowanie przyjętej doktryny chrześcijańskiej), tak właśnie wpływa na indywidualnego człowieka, wpływa na całe społeczeństwo, a kiedy badamy społeczeństwo ukształtowane przez tę konkretną religię, z konieczności w maksymalnym stopniu zajmujemy się jej zniekształceniem lub zanikaniem. To jest historyczne znaczenie herezji. To sprawia, że jeśli ktoś chce zrozumieć, w jaki sposób powstała Europa i w jaki sposób wywoływane były jej przemiany, nie może pozwolić sobie na uznanie herezji za nieważną. Duchowni, którzy z taką zaciekłością walczyli o szczegóły definicji na wschodnich soborach wykazywali się dużo większym zrozumieniem historii i byli bliźsi rzeczywistości niż francuscy sceptycy znani angielskiemu czytelnikowi poprzez ich ucznia – Gibbona.
Człowiek, który myśli na przykład, że arianizm jest jedynie sporem o słowa, nie dostrzega, że świat ariański przypominałby bardziej świat muzułmański niż to, czym w rzeczywistości stała się Europa. Taki człowieka ma dużo mniejszy kontakt z rzeczywistością niż św. Atanazy, gdy stwierdzał, że ten punkt doktryny ma szczególne znaczenie. Synod lokalny w Paryżu, który przechylił szalę na rzecz tradycji trynitarnej, miał równie duże znaczenie, co decydująca bitwa, a niezrozumienie tego oznacza, że ktoś jest marnym historykiem.
Nie jest odpowiedzią na taką tezę stwierdzenie, że zarówno ortodoksi, jak i heretycy ulegali złudzeniom, że spierali się o kwestie, które nie miały rzeczywistego bytu i nie były warte całego zachodu związanego z debatą. Szkopuł w tym, że doktryna (i jej zakwestionowanie) kształtowała naturę człowieka, a natura tak ukształtowana decydowała o przyszłości społeczeństwa składającego się z tych ludzi… Społeczeństwo nie może trwać bez jakiegoś credo, gdyż kodeks i charakter są owocami tego credo…
Herezja… nie oznacza nic innego, jak „propozycję nowości w religii poprzez wybór z tego, co jest przyjętą religią, takiego punktu lub innego, zakwestionowanie go albo zamienienie inną doktryną, dotąd nieznaną”. Badanie kolejnych herezji chrześcijańskich, ich charakteru i losu ma szczególne znaczenie dla każdego, kto należy do kultury europejskiej lub chrześcijańskiej, a powód powinien być oczywisty – nasza kultura została stworzona przez religię. Zmiany w – albo odchylenia od – tej religii z konieczności wpływają na naszą cywilizację jako całość.
Cała opowieść o Europie – jej różnych królestwach i państwach oraz ogólnych organizacjach w ciągu ostatnich szesnastu stuleci – głównie obracała się wokół kolejnych herezji powstających w świecie chrześcijańskim. Jesteśmy tym, czym jesteśmy, głównie dlatego, że żadna z tych herezji ostatecznie nie przemogła naszej rodzinnej religii, ale jesteśmy także tym, czym jesteśmy, ponieważ każda z nich przez pokolenia wywierała głęboki wpływ na naszych ojców, każda z herezji zostawiła po sobie swój ślad, a jedna z nich – wielki ruch muzułmański – zachowuje po dziś dzień dogmatyczną władzę i dominację nad olbrzymią częścią terytorium, które nigdyś było w całości nasze…
Nasi ojcowie uznali herezję za to, czym była, nadali jej w każdym przypadku konkretne imię, poddali ją definicji, a tym samym określili jej granice, dzięki takiej definicji jeszcze bardziej ułatwili jej zanalizę. Niestety w nowożytnym świecie utracono zwyczaj takiego definiowania; słowo „herezja” po tym jak zaczęło oznaczać coś dziwnego i staroświeckiego, nie jest już stosowane do przypadków, które ewidentnie są przypadkami herezji i powinny być traktowane jako takie. Na przykład kwestionuje się za granicą to, co teologowie nazywają „dominium” – to znaczy prawo do własności prywatnej. Przyjmuje się powszechnie, że prawa zezwalające na prywatne posiadanie ziemi i kapitału są niemoralne; że ziemia zawierająca wszelkie dobra produkcyjne powinna być wspólna i że każdy system zostawiający kontrolę nad nimi jednostkom albo rodzinom jest zły, a zatem powinien zostać zaatakowany i zniszczony.
Doktryny tej, która zyskała już pośród nas bardzo mocną pozycję i przybiera na sile, pozyskując kolejnych zwolenników nie nazywamy herezją. Myślimy o niej tylko jako o politycznym czy ekonomicznym systemie, a kiedy mówimy o komunizmie, nasze słownictwo nie sugeruje niczego teologicznego. Jednak dzieje się tak tylko dlatego, że zapomnieliśmy, co słowo „teologiczny” oznacza. Komunizm jest w takim samym stopniu herezją co manicheizm. Jest on usunięciem z systemu moralnego, którym się kierowaliśmy w naszym życiu, konkretnej części, zakwestionowaniem tej części i próbą zastąpienia jej przez innowację. Komunista zachowuje sporo z systemu chrześcijańskiego – ludzką równość, prawo do życia i tak dalej – kwestionuje tylko jego część.
To samo dotyczy ataku na nierozwiązywalność małżeństwa. Nikt nie nazywa masowości współczesnej praktyki i potwierdzenia rozwodów herezją, a jednak wyraźnie jest to herezja, gdyż jej decydująca cecha to zakwestionowanie doktryny chrześcijańskiej o małżeństwie i zastąpienie jej wobec tego inną doktryną, a mianowicie że małżeństwo jest jedynie umową i to umową podlegającą wypowiedzeniu.
Podobnie herezją – „zmianą poprzez wyjęcie” – jest stwierdzenie, że nic nie można wiedzieć o rzeczach boskich, że to wszystko to tylko kwestia opinii i że w związku z tym rzeczy potwierdzone doświadczeniem zmysłów i eksperymentem powinny być naszymi jedynymi przewodnikami w organizowaniu spraw ludzkich. Ci, którzy tak myślą, mogą i powszechnie zachowują sporo z chrześcijańskich zasad moralnych, ale ponieważ kwestionują pewność na podstawie autorytetu, która to doktryna jest częścią chrześcijańskiej epistemologii, są oni heretykami. Nie jest herezją stwierdzenie, że rzeczywistości można doświadczać przez eksperyment, postrzeganie zmysłowe i poprzez dedukcję. Herezją jest stwierdzenie, że żadne inne źródło nie daje dostępu do rzeczywistości.
Żyjemy dzisiaj pod reżimem herezji, z tym tylko odróżnieniem od jej starszych okresów, że duch heretycki się upowszechnił i pojawia się w różnych formach. Jak się okaze, na następnych stronach mówię o „nowożytnym ataku”, gdyż należy nadać jakąś nazwę czemuś, nim zacznie się o tym w ogóle dyskusję, jednak fala, która grozi pochłonięciem nas, jest tak rozproszona, że każdy musi dać jej własne miano; nie ma ona jeszcze nazwy pospolitej. Zapewne tak się stanie, ale dopiero w chwili, gdy konflikt pomiędzy tym nowożytnym duchem antychrześcijańskim i trwałą tradycją wiary nabierze ostrzejszych rysów przez prześladowanie i triumf albo klęskę tego pierwszego. Będzie on wówczas być może zwany antychrystem.
– Hilaire Belloc, „Wielkie herezje”, Kraków 2016, s. 11–21.
(opublikowano:17 stycznia 2017 r.)