Pierwszy opis stworzenia podkreśla jeszcze jeden bardzo ważny aspekt sprawy, a mianowicie, że człowiek został stworzony jako «mężczyzna i niewiasta»1. O ile dziś te słowa niczym nas nie zaskakują, to należy pamiętać, że wciąż istnieją kultury sprzeciwiające się uznaniu równej godności kobiet i mężczyzn. Tymczasem pełnia ludzkiej natury objawia się właśnie w obojgu: «Człowiek, którego Bóg stworzył „mężczyzną i niewiastą”, jest obrazem Bożym wyrażonym w ciele „od początku”, przy czym mężczyzna i kobieta stanowią jakby dwa różne sposoby ludzkiego „bycia ciałem” w jedności tego obrazu»2.
Jeszcze lepiej widać to w opisie stworzenia z rozdziału drugiego Księgi Rodzaju, gdzie padają słowa: «Nie jest dobrze, żeby mężczyzna był sam»3. To jedyna sytuacja gdy Bóg wydaje się nie być w pełni zadowolony z tego co stworzył. Jego akt nosi znamiona niekompletności, a jego dopełnieniem staje się dopiero stworzenie kobiety, która ma być mu «pomocą» (hebr. ezer, gr. boetheon) i której mężczyzna najwyraźniej potrzebuje, aby «było dobrze». Zostaje ona stworzona «z żebra, które wyjął z mężczyzny»4, a zatem stanowi część mężczyzny, która została od niego odłączona. Stąd też zawołanie mężczyzny na jej widok: «Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała!»5 oraz powołanie ich przez Boga do ścisłego zjednoczenia, w którym stają się «jednym ciałem»6. Te słowa «wyrażają niejako sam podmiotowo uszczęśliwiający „początek” bytowania człowieka na świecie»7. Człowiek jest zatem od samego początku powołany do wspólnoty – do komunii z Bogiem i drugim człowiekiem. To właśnie to poczucie ścisłej jedności i «wolności wolnością daru»8 sprawiało, że «chociaż mężczyzna i jego żona byli nadzy, nie odczuwali wobec siebie wstydu»9.
Warto tutaj zaznaczyć, że jeśli nasze przekonanie, iż człowiek jest koroną stworzenia, wynika z faktu, że został stworzony na samym końcu, to nie należy zapominać, że jako ostatnia została powołana do życia kobieta. Tym bardziej więc wszelkie próby umniejszania jej wartości i godności względem mężczyzny stoją w jawnej sprzeczności z teologią wypływającą z Księgi Rodzaju.
Jest jeszcze jeden nieporuszony dotąd aspekt pierwotnego powołania człowieka. Gdy Bóg błogosławi pierwszym małżonkom i wzywa ich do panowania nad stworzonym przez siebie światem, mówi także: «Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię»10. Małżeństwo jest zatem z zasady ukierunkowane na współudział w dziele stworzenia przez otwarcie na potomstwo, czyli bycie rodziną. Nie da się oddzielić powołania do małżeństwa od powołania do rodziny. Nie można zatem wnioskować, że akt małżeński, który pociąga za sobą wydanie na świat potomstwa, stanowi skutek grzechu pierworodnego – jest on wpisany w pierwotny zamysł Boga względem człowieka.
Zdaniem św. Jana Pawła II, obydwa opisy stworzenia w Księdze Rodzaju «wiążą perspektywę ludzkiej prokreacji z podstawową prawidłowością bytowania osobowego», zaś analogia ciała i płci w stosunku do świata zwierząt jest «w pewnym sensie podniesiona do godności „obrazu Bożego”, do godności osoby i komunii osób»11.
O. Jacek Woroniecki także zaznacza, że małżeństwo byłoby przed grzechem pierworodnym i tak jedynym sposobem «propagowania rodzaju ludzkiego»12. Zwraca na to także uwagę Fabrice Hadjadj13, wskazując na zupełnie inne podejście do tematu u św. Grzegorza z Nysy i św. Tomasza z Akwinu. Ten pierwszy uważał, że ludzie w raju rozmnażaliby się tak jak aniołowie – bez współżycia14. Jest to stanowisko nieuzasadnione, czego dowodził św. Tomasz. Uważał on, że nie tylko współżycie w raju miało miejsce, ale nawet było źródłem jeszcze większej przyjemności niż przed grzechem pierworodnym. Było to spowodowane większym spokojem umysłu, nie przyćmionym nieuporządkowaną żądzą i większą wrażliwością zmysłów: «tym większa rozkosz zmysłowa, im natura byłaby czystsza, a ciało wrażliwsze»15. Rozum bowiem nie służy zmniejszaniu rozkoszy w zmysłach, ale miarkowaniu lgnięcia do rozkoszy. Człowiek przed Upadkiem będąc świadomy swoich możliwości prokreacyjnych był bowiem jednocześnie «wolny „od przymusu” swego ciała i płci»16. «Wolni wewnętrznie od przymusu własnego ciała i płci, wolni wolnością daru, mężczyzna i kobieta mogli się radować całą prawdą, całą oczywistością człowieczeństwa tak, jak Bóg im je objawił w tajemnicy stworzenia»17.
To, że Kościół surowo ocenia naruszenie porządku w sferze seksualnej nie wynika zatem z przekonania, że współżycie płciowe jest czymś złym czy bezwartościowym. Jest dokładnie odwrotnie. Stanowi ono środek, który Bóg wybrał do powoływania na świat nowego życia ludzkiego – do «zaludniania ziemi». W codziennym życiu uznanie wartości jakiejś rzeczy rozpoznajemy właśnie po tym, że wyznaczamy ścisłe zasady obchodzenia się z nią tak, aby jej nie zniszczyć. Np. kobieta, która otrzymała od kogoś drogi naszyjnik, zakładać go będzie tylko na ważne okazje i do określonej sukni. Z pięknej, ręcznie robionej porcelanowej wazy, skorzystamy podczas jakiejś ważnej uroczystości i nie będziemy pozwalali, by dzieci biegały z nią na głowie podczas zabawy. To właśnie deprecjonowanie wartości rzeczy rozpoznajemy widząc swobodne posługiwanie się nią bez zważania na możliwe konsekwencje. To raczej osoby głoszące poglądy podobne do tych, że «zaspokojenie pragnień seksualnych, miłości, stanie się proste i nieważne, jak wypicie szklanki wody»18, deprecjonują wartość ludzkiej seksualności, a nie ci, którzy zwracają uwagę na granice wolności, których wymaga poszanowanie ludzkiej godności w tej sferze.
*
Człowiek nie jest powołany do samotności, ale stworzony jako kobieta i mężczyzna równi sobie co do godności. Bycie kobietą i bycie mężczyzną to – za św. Janem Pawłem II – jakby dwa różne sposoby ludzkiego «bycia ciałem». Pierwsze powołanie człowieka to w swojej istocie powołanie do relacji – do wspólnoty z Bogiem, ale także z innymi ludźmi – czyli powołanie do rodziny, co wymaga otwartości na potomstwo, gdyż wiąże się z darem płodności. Rodzina jest odbiciem życia Boga stanowiącego komunię osób.
Ludzka seksualność nie jest skutkiem grzechu pierworodnego, ale jest wpisana od samego początku w plan stwórczy Boga. Zdaniem św. Tomasza przyjemność płynąca ze współżycia w stanie niewinności była większa niż po Upadku, z uwagi na większą wrażliwość zmysłów i opanowanie umysłu. Surowa ocena naruszenia porządku w sferze seksualnej nie wynika zatem z deprecjonowania ludzkiej seksualności, czy demonizowania cielesnej przyjemności przez Kościół, ale właśnie stąd, że współżycie małżeńskie jest Bożym darem i środkiem powoływania na świat nowego życia ludzkiego.
1 Rdz 1, 27.
2 MN 2.1.1980, 2.
3 Rdz 2, 18.
4 Rdz 2, 22.
5 Rdz 2, 23.
6 Rdz 2, 24.
7 MN 9.1.1980, 3.
8 MN 16.1.1980, 2.
9 Rdz 2, 25.
10 Rdz 1, 28.
11 MN 9.1.1980, 6.
12 Zob. U podstaw kultury katolickiej, s. 76-77.
13 F. Hadjadj, Kobieta i mężczyzna. O mistyce ciała, przeł. M. Nowak, Poznań 2013, s. 114-118.
14 Tomasz z Akwinu, Suma teologiczna, t. VII, zag. 98, art. 2, Londyn 1975.
15 Tamże.
16 MN 9.1.1980, 6.
17 MN 16.1.1980, 3.
18 Teoria szklanki wody zdobyła popularność wśród młodzieży w ZSRR. Redukuje ona stosunki między kobietą i mężczyzną do potrzeby fizjologicznej, propagując seks bez zobowiązań. Stosunek płciowy nie ma tutaj znaczenia duchowego i rozumie się go tak, jak wypicie szklanki wody w upalny dzień aby ugasić pragnienie. Co ciekawe nawet Lenin odnosił się do tej teorii sceptycznie mówiąc: «Oczywiście, pragnienie musi być zaspokojone. Ale czy normalna osoba, w normalnych warunkach, kładzie się do rynsztoka i pije prosto z kałuży, albo ze szklanki, której brzeg lepki jest od wielu ust, które już z niej korzystały?», za: Ze wspomnień Klary Zetkin, cz. II, http://www.1917.net.pl/node/17840 [dostęp 26.07.2022].