Małżeństwo, szczególnie w rozumieniu sakramentu Kościoła, nie tylko współcześnie, ale od wieków spotyka się z różnego rodzaju krytyką. Przed epoką Oświecenia zarzuty miały częściej charakter metafizyczny i wynikały z tendencji platońskich i manichejskich. Obecnie, z uwagi na postępujące zeświecczenie Europy, małżeństwo jest poddawane krytyce przede wszystkim na płaszczyźnie naturalnej.
W 340 r. Synod w Gangrze potępił błędy Eustatiosa, który głosił, że niemożliwe jest zbawienie tych, którzy żyją w małżeństwach1. Wiele osób z jego powodu porzuciło współmałżonka, ale – jak mówi List Synodalny – nie mogąc wytrwać w czystości popadło w cudzołóstwo. Kobiety pod wpływem nauk Eustatiosa zaczęły także ubierać się w męskie stroje i obcinać włosy. Małżeństwem pogardzano do tego stopnia, że nie chciano się modlić w domach ludzi żyjących w związkach małżeńskich ani uczestniczyć w liturgii sprawowanej przez żonatych kapłanów. Choć niektóre przekonania podzielali wszyscy uczniowie Eustatiosa, to «nie ma wśród nich jednej myśli, lecz każdy dla oczernienia Kościoła i na własną zgubę dorzuca, co mu tylko przychodzi do głowy»2.
Podobne ruchy pojawiały się w Kościele także w kolejnych wiekach. Wspólna im była tendencja do deprecjonowania cielesności i form instytucjonalnych. Samorzutnie jednak ruchy te tworzyły własne struktury, a ich zwolennicy nie mogąc wytrwać w surowej ascezie, popadali w gorszącą dla innych rozwiązłość. Zanegowanie małżeństwa jako jednej z dróg zbawienia, przeciwstawiając je niemożliwemu do powszechnej realizacji ideałowi życia w całkowitej abstynencji seksualnej pokazuje dobitnie, że drzwi do raju zostały zapieczętowane i powrót do niego jest niemożliwy. Odrzucanie środków, które de facto łagodzą skutki grzechu pierworodnego, czy tym bardziej środków zbawienia, takich jak sakramentalne małżeństwo, musi zakończyć się wielkim rozczarowaniem. Obecnie jednak większość argumentów krytycznych – także dotyczących małżeństwa sakramentalnego – sprowadza się do jego wymiaru naturalnego. Pius XI dzieli je bardziej szczegółowo, na dotyczące genezy małżeństwa, zapatrywań na potomstwo, wierności małżeńskiej, sakramentalności małżeństwa i jego nierozerwalności3.
Głównym źródłem błędnych zapatrywań na małżeństwo jest zdaniem papieża uznawanie go za wymysł ludzki, nie wynikający z prawa naturalnego czy Bożego ustanowienia. Wychodząc od takiej przesłanki wyciąga się prosty wniosek, że «prawa, obrzędy, obyczaje, określające małżeństwo, wywodząc się jedynie z woli ludzkiej, jej też jedynie podlegają»4. W takiej perspektywie nic nie stoi na przeszkodzie, by samemu pojęciu małżeństwa nadawać dowolne znaczenie, ustanawiając je, znosząc, zmieniając – zależnie od ludzkich upodobań w określonym miejscu i czasie. Względne i zmienne stają się wtedy jego podstawowe cele i sens. Tego rodzaju stanowisko prezentuje współcześnie np. Bartosz Biskup, który w swojej krytyce prawnego uprzywilejowania małżeństwa5, zupełnie ignoruje fakt, że w porządku natury służy ono zachowaniu ciągłości pokoleń i jego uprzywilejowanie jest rekompensatą trudów związanych ze zrodzeniem i wychowaniem potomstwa. To właśnie z uwagi na naturalne cele małżeństwa, jakimi są zrodzenie i wychowanie potomstwa, «małżeństwo monogamiczne» spotykamy nawet «w społeczeństwach pozostających czy cofających się do poziomu kulturowego, który ocenia się jako elementarny.»6. Kwestionowanie ścisłego związku małżeństwa z prokreacją i wychowaniem potomstwa stanowi zanegowanie jego podstawowego celu, a zatem podważenie sensu jego istnienia7.
Pozostaje jednak pytanie, na ile odrzucanie zakorzenienia małżeństwa w prawie naturalnym i Bogu stanowi przyczynę, a na ile skutek wynikający z postawy woli, tzn. zamknięcia na potomstwo i odrzucania nierozerwalności związku, przy jednoczesnym pragnieniu aprobaty dla działań seksualnych, których jedynym celem są doznania zmysłowe, a także domaganiu się przywilejów bez podejmowania odpowiadających im zobowiązań. Często uzasadnienie określonego sposobu życia jest wtórne względem jego praktykowania i stanowi tylko jego racjonalizację. W takim przypadku argumenty rozumowe okazują się bezskuteczne i najlepszym narzędziem przemiany ludzkiej mentalności i pokazywania prawdy o istocie małżeństwa jest ukazywanie piękna Bożego zamysłu względem związku kobiety i mężczyzny przez świadectwo życia.
Krytyka małżeństwa jest także wycelowana w jego religijny charakter. Oskarża się Kościół o promowanie krzywdzącej relacji, która w jakiś sposób poniża i unieszczęśliwia kobietę. Często przyczyną tej błędnej interpretacji jest wyrywanie słów o poddaniu żon mężom z kontekstu znaku sakramentalnego, czyli obrazu komunii Chrystusa i Kościoła, oraz rozumienie pojęć władzy i poddania na sposób nieewangeliczny. Jest oczywiste, że aby z powodzeniem realizować Boży zamysł, małżonkowie muszą podjąć wysiłek współpracy z Bożą łaską, aby ich związek był jak najbardziej podobny do wyznaczonego wzoru8. Tymczasem można współcześnie spotkać także katolickich duchownych, którzy zamiast prowadzić wiernych do właściwego rozumienia i realizacji słów Listu do Efezjan, sami błędnie je interpretują, uznając za czysto ludzkie pomysły związane z ówczesną kulturą, gdzie rzekomo żona jest traktowana jak własność męża, a nie za zasadę parenetyczną określającą znak sakramentalny.
Przeciw nauczaniu św. Tomasza z Akwinu, Piusa XI i św. Jana Pawła II wydaje się występować niestety także papież Franciszek, który w adhortacji Amoris letitia9 twierdzi, że «należy unikać błędnej interpretacji tekstu z Listu do Efezjan, w którym jest wezwanie: „żony niechaj będą poddane swym mężom” (Ef 5, 22). Św. Paweł wyraża się tutaj w kategoriach kulturowych właściwych tej epoce, ale nie powinniśmy podejmować takiej szaty kulturowej». O ile ma całkowitą rację wykazując wcześniej, że słowa te nie mogą być wykorzystywane do podporządkowywania seksualnego żony i że miłość wyklucza poddaństwo w którym żona stawałaby się sługą czy niewolnicą męża10, to rozumienie ich w kategoriach czysto kulturowych rozmija się z wielowiekową Tradycją Kościoła, który w tej sprawie także «kroczy przezornie drogą środkową, pośród przeciwstawnych sobie błędów»11 i skrajności.
Problemy w relacjach kobiety i mężczyzny nie wynikają z realizacji ewangelicznego modelu małżeństwa, lecz właśnie z powodu jego odrzucania. Nie jest bowiem możliwa jedność między małżonkami, jeśli traktują swoją relację w kategoriach współzawodnictwa i rywalizacji, «wojny płci», walki o dominację czy realizacji swoich partykularnych interesów. Komunia z drugim człowiekiem, podobnie jak w przypadku komunii z Bogiem, zakłada wzajemne zaufanie, miłość i dialog12. Pojawiające się konflikty powinny być rozwiązywane w duchu porozumienia bez przemocy13, co nie jest możliwe bez regularnego korzystania ze środków zbawienia, jakimi są sakramenty pokuty i Eucharystii.
Niechęć do poddania się żony mężowi wynika najczęściej z błędnego rozumienia poddania, przykrych doświadczeń z mężczyznami, braku zaufania i wiary w możliwość wspólnej realizacji ewangelicznego ideału. Poddanie w miłości jest możliwe tylko tam, gdzie nie ma lęku: «W miłości nie ma lęku, lecz doskonała miłość usuwa lęk, ponieważ lęk kojarzy się z karą. Ten zaś, kto się lęka, nie wydoskonalił się w miłości»14. Poddania w rozumieniu ewangelicznym nie da się wymusić. Byłby to tylko jego pozór, gdyż do samej jego istoty należy miłość, która nie jest możliwa bez dobrowolności.
Choć niektórzy twierdzą, że to feminizm zagwarantował kobietom równe prawa w społeczeństwie, to nie jest to prawdą. W rzeczywistości ich poszanowanie zagwarantować mogą tylko mężczyźni potrafiący fizycznie przeciwstawić się innym mężczyznom, chcącym podporządkowywać sobie kobiety przemocą. O ile bowiem można spotkać kobietę silniejszą od jakiegoś mężczyzny, tak statystycznie kobiety są fizycznie słabsze i nie miałyby one przecież szans w fizycznej walce przeciw mężczyznom, którzy uważaliby je za istoty niższego rzędu. Dlatego też w krajach, gdzie godność kobiety jest deprecjonowana przez panującą religię i opartą na niej kulturę, ruchy feministyczne nie mają nawet możliwości zaistnienia w przestrzeni publicznej. Tylko dwie rzeczy mogą sprawić, by mężczyzna miał w poszanowaniu kobietę i jej godność – strach przed większą siłą niż ta, którą sam dysponuje (np. przed policją i innymi służbami), albo miłość i dobrowolne uznanie jej za kogoś istotowo równego sobie, kogo wolność i nietykalność należy chronić w tej samej mierze co własną. Zarówno jedno jak i drugie wypływać może tylko z kultury i leżącego u jej podstaw porządku metafizycznego i antropologicznego.
Porównanie męża do głowy jest o tyle trafne, że głowa nie jest wrogiem ciała, ale się na nie składa. Śmierć ciała pociąga przecież za sobą śmierć głowy. Co więcej, głowa jest symbolicznie tą częścią ciała, dzięki której odczuwamy potrzeby i ból innych jego członków. Oczywiście są związki w których bardziej decyzyjną osobą jest kobieta. Nie umniejsza im to w żaden sposób, gdyż mowa jest tutaj przede wszystkim o pewnej wewnętrznej postawie i duchowym odniesieniu do siebie nawzajem w miłości. Trudno jednak zaprzeczyć, ze np. w czasie ciąży i pierwszych tygodni, czy nawet miesięcy po porodzie, żona jest jeszcze bardziej bezbronna i zdana w wielu sprawach na męża.
Inaczej wyglądałby świat, gdyby kobiety miały poczucie, że w każdej sytuacji mogą liczyć na swoich mężów, a także na innych mężczyzn, gdy zajdzie taka potrzeba. Inaczej wyglądałby świat, gdyby każdy człowiek miał poczucie, że w sytuacji gdy niedomaga z powodu swoich słabości, silniejsi od niego, przyjdą mu z pomocą, zamiast jeszcze wykorzystywać swoją pozycję by go ciemiężyć.
Środek do odnowy małżeństwa może być tylko jeden. Nie jest nim jego dekonstrukcja na płaszczyźnie naturalnej czy nadprzyrodzonej, ale «powrót do idei Bożej»15 i odpowiednia formacja duchowa16. Problemem nie jest bowiem zamysł Boży zawarty w Piśmie Świętym – bo byłoby to w praktyce uznaniem Boga za kłamcę – ale niewłaściwa jego realizacja, oderwana od miłości, odpowiedzialności i wzajemnej służby. Każdy pomysł na małżeństwo, który rozmija się z Bożym zamysłem jest z góry skazany na porażkę. Pius XI za św. Tomaszem z Akwinu przypomina, że «cokolwiek odchyliło się od przepisanego porządku, tym tylko sposobem dojdzie na nowo do pierwotnego i przyrodzonego stanu, że wróci do boskiej normy, która jest wzorem wszelkiej prawości»17. Bowiem zasadą tego Bożego porządku jest miłość.
*
Małżeństwo krytykowane jest zarówno w wymiarze naturalnym jak i nadprzyrodzonym. U początków chrześcijaństwa częściej dominowały tendencje manichejskie, potępiające małżeństwo przez deprecjonowanie ciała i materii. Obecnie dominują tendencje indywidualistyczne i materialistyczne. Małżeństwo krytykuje się głównie na płaszczyźnie naturalnej twierdząc, że jest to wymysł czysto ludzki, który można dowolnie kształtować zależnie od zmiennych czasów i okoliczności, a zatem zarówno jego cele jak i sens podlegają modyfikacjom.
Tymczasem małżeństwo jest zakorzenione w prawie naturalnym i zostało powołane do istnienia z woli Bożej, dlatego instytucję małżeństwa monogamicznego, ukierunkowanego na zrodzenie i wychowanie potomstwa, znajdujemy także w społeczeństwach na elementarnym poziomie kulturowym.
Odrzucanie zakorzenienia małżeństwa w prawie naturalnym może być nie tylko przyczyną, ale także wtórnym skutkiem sposobu życia, który jest z tym prawem jawnie sprzeczny. Uzasadnienie przyjętego sposobu życia może być wtedy racjonalizacją, dlatego żadne argumenty rozumowe nie zastąpią ukazywania piękna Bożego zamysłu względem człowieka jak świadectwo życia w prawdzie.
Powodem dla którego Kościół jest oskarżany o poniżanie kobiet, gdy mówi o poddaniu żony mężowi, jest błędne rozumienie władzy i poddania, wynikające z wybiórczości w odczytywaniu Ewangelii oraz odrywanie tych słów od znaku sakramentalnego wskazującego na związek Chrystusa i Kościoła. Kościół krocząc drogą środka pomiędzy przeciwstawnymi sobie błędami, ani nie interpretuje poddania żon mężom jako jakiś rodzaj urągającego godności kobiety niewolnictwa, ani też nie odrzuca go jako nakaz czysto kulturowy. Ujmując to poddanie w kontekście znaku sakramentalnego oznaczającego miłość Chrystusa do Kościoła widzi w nim zasadę parenetyczną.
1 Por. Źródła duchowości małżeńskiej, s. 70.
2 Tamże, s. 71.
3 Por. CC II.
4 Tamże.
5 Por. B. Biskup, Instytucja małżeństwa jest niesprawiedliwa, w: „Filozofia w praktyce”, t. 7 (2021), https://filozofiawpraktyce.pl/instytucja-malzenstwa-jest-niesprawiedliwa/ [dostęp 26.07.2022].
6 Spojrzenie z oddali, s. 76.
7 Hipotetycznie, nawet gdyby małżeństwo było tylko jakimś konstruktem społecznym, to także nie świadczyłoby o możliwości dowolnej zmiany jego znaczenia bez nieprzewidzianych konsekwencji dla porządku społecznego. Ludzkie pomysły mogą być bowiem nieprzystające do rzeczywistości (porządku naturalnego, ludzkiej psychiki, dynamiki międzyludzkich relacji czy ładu społecznego), więc przed ich wdrażaniem warto głęboko przeanalizować ich możliwe negatywne skutki w szerokiej perspektywie.
8 Por. CC II/3a.
9 Por. AL 156.
10 Por. Tamże.
11 Tomasz z Akwinu, Jak uzasadniać wiarę, 9, https://www.it.dominikanie.pl/tomasz-z-akwinu/czytelnia-teksty-tomasza/jak-uzasadniac-wiare/ [dostęp 26.07.2022]
12 Zob. Dialogalny charakter przymierz małżeńskiego…
13 Zob. M. Rosenberg, Porozumienie bez przemocy, przeł. M. Markocka-Pepol, M. Kłobukowski, Warszawa 2016.
14 1 J 4, 18.
15 CC III/1.
16 Por. CC III/6.
17 Tamże.